Kto się rządzi uczuciem, nie rządzi się rozumem.
Honoré de Balzac

Jakiś czas temu profesor B. Orłowski napisał książkę zatytułowaną „Najkrótsza historia wynalazków”. Praca bardzo zgrabna, łatwo przyswajalna, w sam raz na zimowy wieczór. Pozostawię na boku jej treść, bo w tym miejscu nie jest ona najważniejszą, ale pozwolę sobie zwrócić uwagę na jeden aspekt wspomnianej pozycji. Otóż okazuje się, że znaczna część innowacji ułatwiających życie ludzi pojawiła się na naszym globie wcale nie w jednym miejscu i czasie, lecz w regionach i epokach różnych. Wystarczy wspomnieć pług, łuk, ceramikę, krzesiwo… To czy inne novum stopniowo zyskiwało uznanie i wpisywało się na trwałe w życie i funkcjonowanie wspólnot ludzkich. O dobrodziejstwach płynących z zastosowania konkretnego wynalazku lub odkrycia można by mówić i pisać równie długo jak o splendorach spływających na osoby zapisujące się złotymi zgłoskami w dziejach ludzkości dzięki swym zasługom na tym polu. Jednak nigdy i nigdzie nie spotkałem się z sytuacją polegającą na tym, iżby jakiś człowiek zdobył uznanie publiki starając się ją przekonać, że ponownie wynalazł proch. Podobnie nie słyszałem, aby ktokolwiek o zdrowym rozumie oraz minimalnym doświadczeniu życiowym pochwalił zalecenie pływania „żabką” na Saharze, chodzenia do sklepu na rękach, implementowania plantacji bananowców na Grenlandii czy zanegował prawo powszechnego ciążenia. Równie absurdalnych przykładów można mnożyć. Dlaczego o tym wspominam? Czuję się nieco niezręcznie, gdyż z większością wymienionych w tytule notki blogerów częściej się zgadzam niż nie, ale uczciwość nakazuje mi stanięcie na fundamencie prawdy. Szczególnie wtedy, gdy chodzi o sprawy gardłowe.
Z marszu zaznaczę, że polemika dotyczy kwestii ukraińskiej, a dokładniej naszego stosunku do kraju i ludu zmagającego się z moskiewską agresją. I o ile potrafię zrozumieć pewien rodzaj zastrzeżeń sygnalizowanych przez ww., o tyle absolutnie nie rozumiem sedna przekazu generowanego przez Kolegów. Tym bardziej, że właśnie oni (i nie tylko!) aspirują do ról, które roboczo można nazwać „królami realizmu”. Ba! Postawa Kolegów jest tym bardziej dziwna, iż sygnalizowana przeze mnie i spore grono użytkowników s24 opinia nie spotyka się z rzeczową polemiką, ale – na ogół – jest oceniana jako wytwór źle życzących Polsce obcoplemieńców, agentów wpływu lub niedorostków. Cóż… Gdybym miał inny charakter to najprawdopodobniej dałbym sobie spokój. Jednakże w moim najgłębszym przekonaniu takich kwestii nie wolno pomijać milczeniem. To zbyt ważne. Dlatego kolejny, a być może ostatni raz postaram się przedstawić mój osobisty pogląd na problem. Zdając sobie sprawę z tego, że najlepiej i najprościej przemawiają do ludzi przykłady rozpocznę od nich i na nich zakończę.
Zastanówmy się przez chwilę: czy nasi i nie nasi antenaci prowadzący setki i tysiące lat temu poważną politykę w relacjach międzypaństwowych i międzynarodowych kierowali się emocjami oraz sentymentami. Odpowiedź brzmi: tak! Jednak niezwykle rzadko. Zwykle o konkretnych poczynaniach decydował rozum. Wystarczy wspomnieć, że dla zwiększenia bezpieczeństwa kraju cesarze chińscy, cesarze rzymscy i bizantyjscy, szachowie perscy oraz cała plejada pomniejszych władców generowała i wspomagała z mniejszym lub większym wysiłkiem tzw. bufory. Po co? Ano po to, aby każdy przeciwnik, nim dojdzie do rdzenia władztwa, musiał przebijać się przez kraj ościenny. W takich przypadkach nie miało znaczenia czy Centrum lubi czy nie lubi „królika” i jego poddanych. Wystarczy wspomnieć, że Rzymianie nie darzyli sympatią ani Ormian, ani tym bardziej Germanów, a jednak nie zastanawiali się przez chwilę nad pozornym (!) dylematem polegającym na tym: czy wspierać Armenię, państwo Marboda i królestwo Wanniusza, arabskich Ghasanidów albo władztwa słowiańskich książąt nad Dunajem. Istnienie tychże tworów bez dwóch wzmacniało pozycję Rzymu i Konstantynopola, ponieważ – jak to ujmował jeden z dziejopisów bizantyjskich – „chronili oni cesarstwo przed wściekłością dalej mieszkających barbarzyńców”. Podobnie działo się w Chinach, których cesarze na wyścigi dążyli do formowania i utrzymywania przy życiu różnego rodzaju państewek koczowniczych na terenach Mandżurii i Mongolii, zwanej dziś Wewnętrzną. Nauka nie poszła w las… Znany nam wszystkim (jak mniemam) Karol, znany jako Wielki, sięgnął po dorobek rzymski i tworzył różnego rodzaju marchie. Jedną po drugiej. Na płw. Iberyjskim, na Jutlandii, nad środkowym Dunajem, przy granicy z płw. Armorykańskim… Przeciw Arabom, Duńczykom, Awarom, Bretończykom. Jego bezpośredni i pośredni następcy szli za jego przykładem. Marchia Północna, Wschodnia, Karyncka, Toskańska, Miśnieńska… Twory te powstawały i były wspomagane po to, by wrogowie zewnętrzni, ci najbardziej niebezpieczni, byli trzymani na dystans.
Być może zaskoczę, ale i nasi władcy oraz przywódcy znali odwieczne i niezmienne zasady geopolityki. Przecież zhołdowanie Pomorza Zachodniego, wspieranie Księstwa Kopanickiego (XII w.) na zachód od Odry, sprowadzenie Krzyżaków do Ziemi Chełmińskiej, utrzymywanie reprezentanta Litwy w Nowogrodzie Wielkim, trzymanie w posłuszeństwie Księstw Wierchowskich (to dziś już terytorium Rosji!) czy liczne wyprawy do Mołdawii i na Wołoszczyznę miało jeden cel. Stworzenie bariery pomiędzy nami a naszymi poważnymi wrogami. Czy czymś innym były wysiłki J. Piłsudskiego, który przez długi czas wspierał ruch niepodległościowy (części) Ukraińców? No nie! Wystarczy.
Tak sobie myślę, że przywołane wyżej przykłady dotarłyby nawet do umysłu niezwykle opornego Jasia. I on bowiem wie, że aby w trzaskający mróz nie odmrozić sobie palców winien zakładać rękawice. Dlaczego zatem nie docierają do głów ludzi znacznie przewyższających inteligencją, doświadczeniem i obyciem przysłowiowego Jasia? Bo korupcja, bo komik Zełeński, bo dezerterzy, bo … To ich sprawy i sami muszą sobie z tym poradzić. Dla nas ważne, aby trwali w okopach. Zaprawdę - nie rozumiem rwania szat i postponowania rozsądku!
Ukraina. Obszar pulsujący potencjalnym bogactwem i piękny. Jednocześnie zamieszkiwany przez nację groźną, targaną nieokiełznanymi emocjami, niedojrzałą politycznie, skorą do rzucania się w swych wyborach od ściany do ściany. To fakty. Faktem również jest to, że ten kraj i ten naród nigdy nie stanowiły dla nas egzystencjonalnego zagrożenia. Lała się polska krew. Osełedec płonął na głowach hajdamaków. Nie udawało się dotrzeć do umysłów ukraińskich twardymi argumentami. Jak krew w piach. Są nam wiele winni. Nie zmienia to postaci rzeczy, iż ten kraj i ten naród oddziela nas od jeszcze większego zagrożenia. Zagrożenia dla którego nie ma kompromisów, nie ma sensu tworzenia marchii, nie ma przebacz. Jest brutalna siła. I co ważne, w przeciwieństwie do ukraińskiej, znacznie większa od nas. Zapamiętajcie to Panowie. I ty, czwarty, też. Krótko mówiąc: Panowie, prochu nie wymyśliliście. I nie wymyślicie.
PS Panie @Lchlip, pzdr
Link:
file:///C:/Users/Adams/Downloads/_wojciech_opiola,+curzon_t2n1.pdf
Szczególnie od s. 19.
-----------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Polityka