Obojętność to paraliż duszy, przedwczesna śmierć.
A. Czechow
Gaius Aurelius Valerius Diocletianus (cesarz rzymski od 20 listopada 284 do 1 maja 305. ). Gdy dwa lata po abdykacji tego przedostatniego wielkiego cesarza (prócz Konstantyna) przybyli do jego pałacu w Solonie (dzisiejszym Splicie) agenci namawiający tytana zarządzania na powrót do polityki, ten odpowiedział : „Gdybyście mogli zobaczyć jarzyny, które sam wyhodowałem, anibyście myśleli mnie jeszcze do tamtego namawiać”. Tak uważał, tak zdecydował. Kropka. Jednak… Gdy w Imperium Romanum rozgorzała wojna domowa i Rzym ponownie zatrząsł się w posadach, cesarz-emeryt starał się z całych sił opanować żądze Maksymina i Galeriusza. Niestety sam szacunek i wdzięczność nie wystarczyły, aby wielki i niedoceniany (dziś) władca państwa rozciągającego się od granic Szkocji po Mezopotamię i od ujścia Renu po katarakty Nilu, spowodował nawrót ku zdrowym odruchom samozachowawczym. Zwyciężyła skłonność do zamieszania i jednocześnie przegrała naturalna ludzka dążąca do życia w spokoju.
Przykład Dioklecjana nie jest takim sobie. Pokazuje bowiem, że nawet najbardziej uzasadnione i rdzennie ludzkie potrzeby przegrywają w starciu w rzeczywistością. Tak już bowiem jest, iż w gatunku ludzkim wykształcił się podgatunek osobniczy dążący ze wszech miar do zamieszania. I na nic zdadzą się apele o umiarkowanie. Na nic logiczne argumenty. Na nic prośby oparte o dominujące wartości. Nie i już! Zamiast spokojnego i rozsądnego dążenia do tzw. ideału, liczy się droga na skróty. To, że usiana trupami, zbryzgana krwią i łzami, naszpikowana niesprawiedliwością i oszustwem… To nic! Dla pewnego rodzaju ludzi liczy się tylko to, co korzystne wyłącznie dla nich. Amok!
Przyznam otwarcie, iż Dioklecjan jest jednym z moich ulubionych przywódców. Gdy trzeba potrafił walnąć z liścia. Gdy wymagała tego sytuacja umiał dogadać się z oponentami. Gdy wewnętrzne rozterki przesunęły się do fazy krwawych zmagań nie wahał się uśmierzać zamieszek wywoływanych przez oligarchów lub czerń z całą surowością. Wreszcie, gdy państwu poczęły zagrażać wewnętrzne swary, a zewnętrzny wróg począł poczynać sobie nad wyraz brutalnie, potrafił wykrzesać ze swoich poddanych jeszcze jedną iskrę, jeszcze jeden wysiłek, jeszcze jedno poświęcenie…
Zdaniem specjalistów od tematyki późnego antyku Dioklecjan był dziwnym cesarzem. Nie akceptował dziwactw, nie nabijał na pal tysiącami, nie ścinał głów każdemu kto kontestował jego decyzje… Był jakiś taki… Wprawdzie należał mu się tytuł mistrza mobilizacji, ale generalnie należy mu się uznanie za umiarkowanie oraz … wycofanie się z życia publicznego. I to w odpowiednim momencie. Czyżby? Historia uczy, że po tym cesarzu nic już nie było takie samo. Szkoda o tym w ogóle gadać. Jedno jest pewne. Abdykacja, a potem odejście z tego świata Dioklecjana zmieniły bieg dziejów. Dlaczego? Ponieważ ten człowiek był przekonany, iż porządek, który zaprowadził w swoim państwie będzie trwał przez wieki. Z jakiej przyczyny? Bo to ustrój najlepszy z najlepszych. Pozwala na bezpieczne funkcjonowanie państwa, ponieważ daje szanse najlepszym, a jednocześnie blokuje drogę do władzy tym najgorszym.
Nie muszę udowadniać, że Dioklecjan się mylił. I nie tylko on. Dziś wystarczy wyjrzeć przez okno, aby przekonać się, że doświadczenia sprzed prawie dwóch tysięcy lat są nadal aktualne. Kto nie wierzy niechaj zastanowi się przez chwilę: co wyczyniają z nasza Ojczyzną następcy adwersarzy polskich Dioklecjanów? Aha! Mariusz Lubomski też nie ma racji… To naiwna nadzieja...
---------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Kultura