Spiesz się powoli, a unikniesz błędów.
Sofokles
Temat z wolna zapominany. Jako dużo ważniejsze są sercowe rozterki Marianny S. oraz emblematy wysyłane przez Jerzego O. w kosmos. Tym winni żyć mieszkańcy Odrowiśla. Po co martwić się poważnymi zagadnieniami i kwestiami egzystencjonalnymi? Niech żyje społeczna inżynieria! Żartuję. Tak naprawdę sprawy najważniejsze winny zajmować pierwsze strony gazet, czołówki wiadomości telewizyjnych i radiowych oraz plasować się na pierwszym planie internetowych platform. A jedną z nich jest zagadnienie wojny ukraińsko-rosyjskiej. I o tym chcę skreślić kilka zdań…
Od dawien dawna uważam, że redaktor Paweł Lisicki to poważny gość. Na wiele tematów potrafi rozmawiać bez krępacji i rozsądnie. Krótko mówiąc: gada… do rzeczy. Swego czasu wsparłem jego opowieść dotyczącą efektów wojny za naszą wschodnią granicą. Dostało mi się mocno, ale zdania nie zmieniam. Problem w tym, iż o ile Lisicki jawi się jako bystry analityk i komentator problemów wielu, o tyle w sprawie znaczenia i przebiegu konfliktu pomiędzy Moskwą a Kijowem zachowuje się nad wyraz nierozsądnie. Wiem. Człowiek o tak szerokich horyzontach, wiedzy, doświadczeniu, intuicji oraz bardzo często trafiający w sedno nie ma prawa się mylić, ale to li tylko zaklęcie.
Nie dalej jak wczoraj natrafiłem w sieci na kanał prowadzony przez red. Szlachtowicza i sygnowany przez tygodnik „Do rzeczy”. Super fajna sprawa. Warto posłuchać opinii osobnych, dalekich od tych dominujących w głównym nurcie. Problem w tym, że gość programu, czyli P. Lisicki, zreferował swoje stanowisko wobec stosunku Rzeczypospolitej do Ukrainy w kontekście toczącej się za naszą granicą wojny. Uznał m.in., że pomoc przesłana przez Polskę w pierwszym okresie konfliktu była de facto bezzasadną, ponieważ – uwaga!- agresja Federacji Rosyjskiej nie była tak naprawdę groźną w skali europejskiej. Wprawdzie sam uważam, iż wspomogliśmy Ukraińców niemal za „dezburno”, ale negowanie znaczenia wsparcia Polaków dla Ukrainy uważam za intelektualną masturbację. Jak człowiek tego formatu co red. Lisicki nie potrafi zrozumieć, iż Rosja postanowiła spacyfikować Ukrainę dokumentnie? Przecież wbrew fantasmagoriom szefa „Do Rzeczy” plan Putina był nad wyraz przejrzysty. Odrąbać wschodnie rejony Ukrainy, a na pozostałych terytoriach zainstalować władze przychylne, czy też służalcze wobec Moskwy. Oczywiście red. Lisicki dla wsparcia swoich imaginacji przywołał znany powszechnie fakt, że Rosjanie dla inwazji użyli – uwaga! – tylko ok. 200 tys. wojaków, ale żadnym słowem nie wspomniał o tym (nie wiedział?), iż środowiska decyzyjne na Kremlu uznały, że Ukraińcy w swej masie podniosą ręce do góry i, poza incydentalnymi sytuacjami, zaakceptują „bratnią” pomoc. Takie oczekiwania były płochymi, choć gdy spojrzeć na wsparcie wielu środowisk ukraińskich dla Rosji, mogły wydawać się uzasadnionymi. To pierwszy faul. Po drugie, Paweł Lisicki orzekł, iż tak naprawdę wojna ukraińsko-rosyjska nie jest nasza wojną. W sensie dosłownym to prawda. Jednak z drugiej strony wyobraźmy sobie sytuacje, w której Moskwa zdobywa absolutną przewagę nad Dnieprem i z czasem (poprzez pacyfikację środowisk narodowych) absorbuje potencjał ukraiński do machiny wojennej Federacji Rosyjskiej. Czy czterdzieści milionów Ukraińców osłabia, czy też wzmacnia potencjał Chanatu Moskiewskiego? Odpowiedzi na powyższe pytania są tak oczywiste, że aż zęby bolą. Nie mam pojęcia skąd u tak wybitnego analityka i komentatora takie fantazje… No nie wiem.
W drugiej części wywiadu P. Lisicki argumentował, iż zachowanie pokoju jest rzeczą najważniejszą z ważnych. I tylko zaciętość władz ukraińskich oraz toporność ukraińskiej czerni spowodowały kontynuację wojny. Ok. Też uważam wojnę za zło z rodzaju najgorszych. Problem w tym, że powoływanie się red. Lisickiego na, hmm…, rozsądek władz Rosji i zaciętość władz Ukrainy (co do jakości tychże mam mnóstwo zastrzeżeń) to – pardon – opowieść bezrozumna. Rosja zawsze i wszędzie realizowała swoje postulaty poprzez używanie nagiej i brutalnej siły. Nie mogła bowiem liczyć na potęgę własnej kultury, sztuki, gospodarki… Przynajmniej w przestrzeni europejskiej. Pozostawało zatem: W period! I opowieści o tym, że oddanie kilku wschodnich regionów Ukrainy w zamian za pokój jawi się jako scenariusz optymalny, to dziecinada. Jedno jest bowiem pewnym: bez Ukrainy Rosja nie będzie prawdziwym mocarstwem. Ponadto łatwe zwycięstwo nad Dnieprem skutkowało by kolejnymi akcjami. Na przykład w północnym Kazachstanie, w którym żyje ponad trzy miliony etnicznych Rosjan. Oczywiście szacowne grona europejskich „mędrców” (wśród których wbrew oczekiwaniom znalazłby się Pan Paweł) wydałyby oświadczenia w rodzaju: „Wspólnota wolnych narodów z głębokim niepokojem i wielkim smutkiem odnotowuje pogwałcenie cywilizowanych norm…” Bla, bla, bla… Ukraińcy stanęli na wysokości zadania. Jako naród i wspólnota kulturowa… Koniec i kropka.
Na koniec przypomnę, że modus operandi Moskwicinów nie zmienił się od wieków. Jeśli Pan Paweł i jemu podobni nie pamiętają, to pragnę zauważyć, że w lipcu 1920 roku, tj. wtedy, gdy hordy moskiewskie zbliżały się do serca naszej Ojczyzny, rząd bolszewicki (a więc w znacznym stopniu rosyjski) niemal pewny swego zwycięstwa, zażądał w Mińsku od naszych przodków m.in. aby siły zbrojne Rzeczypospolitej zostały ograniczone do 60 tys. wojaków, do władzy dopuszczono reprezentantów frakcji bolszewickich, a także, by milicjom robotniczo-chłopskim, kierowanym przez agentów Moskwy, wydano broń. Przywołane propozycje są niemal kalką tych, które wyprodukowała Moskwa w grudniu 2021 r. Panie Pawle, czy Polska naszych antenatów w imię pokoju za wszelką cenę winna przyjąć te postulaty? Czy polskie władze powinny zaakceptować żądania Putina sprzed trzech lat?
Uważam, że mimo wielu poważnych oraz uzasadnionych zastrzeżeń względem Ukrainy i Ukraińców wsparcie ich wysiłku w walce z Moskwicinami było i jest jak najbardziej pożądanym. Dla tych, którzy powołują się na rozsądek narodów Zachodu i co rusz postponują nasze zachowania przypomnę, że to Anglicy realizowali swoje cele rękami Portugalczyków, Hiszpanów, Prusaków, Polaków. To Francja zwalczała Habsburgów przy pomocy Turków. To wreszcie Amerykanie budowali swoją potęgę kosztem poświęcenia Wietnamczyków i Koreańczyków z południa. Wszyscy doświadczeni demiurgowie płacili pieniędzmi i sprzętem oszczędzając cenną krew swych obywateli. Czy zatem wspieranie sprzętem i pieniędzmi odważnych Ukraińców w procesie utrzymywania imperialnych Moskali z dala od naszych granic jest działaniem nierozsądnym, głupim, bezsensownym? Nie sądzę. A Panu Pawłowi życzę – w tej kwestii – więcej rozsądku.Stać Go na to.
PS Dla tych, którzy wciąż łudzą się co do moskiewskich porządków... Lekturę tę polecam szczególnie kolegom z tej frakcji co @Republikaniec oraz @kelekszos
http://bc.umcs.pl/Content/26289/PDF/B39080.pdf
A tu Pan Paweł i jego opinie...
--------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Polityka