Człowiek miarą wszechrzeczy
Protagoras
Jak informują media Leszek Moczulski, a właściwie Robert Leszek Moczulskim, dożywszy sędziwego wieku odszedł do Pana.
Pamiętam jakie wrażenie wywołała na mnie lektura „Wojny polskiej 1939 r.”, którą to książkę – jako małolat - znalazłem w babcinej biblioteczce. Pierwszy raz od kilku dekad znalazł się badacz, który opisał jedną z naszych największych dziejowy klęsk na sposób profesjonalny; bez ideologii i z uhonorowaniem bohaterstwa naszych przodków. Jego nazwisko zapadło mi w pamięć.
Miałem ten wielki honor, że poznałem Leszka Moczulskiego osobiście w roku 1987 lub 1988, jeszcze jako uczeń szkoły średniej. Nigdy nie zapomnę, gdy w Jego mieszkaniu wraz z kilkoma kolegami i koleżanką z grodu nad Brdą słuchaliśmy napawających otuchą monologów, a Jego małżonka poczęstowała nas (zziębniętych i mokrych od deszczu małolatów) mocną, ba!, przemocną herbatą. My spijaliśmy napój i słowa z ust człowieka, który jawił się nam wówczas jako jeden z niewielu żyjących w PRL-u bezkompromisowych, mądrych i odważnych patriotów. Sam miałem wtedy nadzieję, iż Leszek poprowadzi naród polski do zwycięskiej walki z obcymi i rodzimą targowicą. Byłem wtedy o tym przekonany. Miałem osiemnaście, dziewiętnaście lat…
A potem poparłem z zaangażowaniem projekt mojego „guru”. Poświęcałem swą energię, czas i umiejętności po to, aby przyczynić się, choćby bardzo skromnie, do zrealizowania projektu nowej, wolnej, silnej, bogatej i obywatelskiej Rzeczypospolitej. O tym jak Ona winna wyglądać rozmawiałem z Moczulskim kilka razy. Mimo drobnych zastrzeżeń i obiekcji wciąż wierzyłem. Do czasu. 4. czerwca 1992 r. czar prysł.
Przez ostatni okres przyglądałem się (tak jak moi koledzy i koleżanki z tamtych czasów) ze smutkiem stanowisku L. Moczulskiego, mojego dawnego idola, dotyczącego sytuacji w jakiej znajduje się Polska w ciągu ostatnich lat. Jeszcze bardziej mierziło mnie dawanie poparcia siłom bezapelacyjnie szkodzącym naszemu państwu i narodowi. Czułem się z tym źle. Było mi smutno. Zaangażowanie dawnego przywódcy Konfederacji Polskiej Niepodległej, skupiającej pod swym sztandarem pod koniec lat 80. i na początku 90. tysiące szczerych patriotów, w działania zmierzające w kierunku uzależnienia Polski od sił zewnętrznych było dla mnie i wielu moich przyjaciół szokiem. Wprawdzie nigdy nie mieliśmy zaufania do osoby będącej Jego „prawą ręką”, ale… Szkoda.
Mimo wszystko uważam, że Leszek Moczulski zrobił sporo dla odzyskania przez nasz naród niepodległości. Miał wprawdzie niejedną słabość, lecz z perspektywy czasu trzeba uczciwie stwierdzić, że był jedną z ważniejszych postaci w procesie wyzwalania się Polski spod dominacji Moskwy. Potem, podobnie jak kilku innych ludzi, nie zdecydował się na stanięcie w prawdzie, co jednak nie oznacza, iż swym wcześniejszym zaangażowaniem nie pobudził setek i tysięcy młodych ludzi do pracy dla naszej Ojczyzny.
Dziękuję Ci Leszku za wszelkie dobro i lekcje patriotyzmu, a okazane przez Ciebie słabości postaram się zakopać głęboko w piachu. Byłeś przecież człowiekiem. Tak jak ja…
R.I.P.
------------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Kultura