Tu jestem barbarzyńcą, którego nikt nie zrozumie.
Owidiusz
12 lipca 2021 r. na oficjalnej stronie prezydenta Federacji Rosyjskiej (kremlin.ru) opublikowano artykuł W. Putina, pt. „O historycznej jedności Rosjan i Ukraińców”. Autor bez żadnych zahamowań i całkiem poważnie stwierdzał, iż Ukraińcy (tak jak i Białorusini) stanowią integralną część „trójjedynego narodu ruskiego”. Co za tym idzie, wszelkie dążenia i aspiracje naszych południowo-wschodnich sąsiadów do niezależności i posiadania własnego państwa należy traktować jako niezrozumiałą ekstrawagancję. Ba, jako dziecięcy wybryk! Prezydent FR zaznaczył także, że nie ma żadnych obiektywnych podstaw do tego, aby mieszkańcy Podnieprza mogli uznawać się za niezawisły podmiot polityczny, gdyż tak naprawdę Ukraina jest wytworem ZSRR i została wyodrębniona z ziem „historycznej Rosji”. W związku z powyższym wszyscy tzw. Ukraińcy mają do wyboru: albo powrócić na łono Moskwy, albo ponownie znaleźć się pod butem Polaków, Rumunów, Węgrów i wszelkiej maści innych „zachodników”. Widząc tego rodzaju niebezpieczeństwo W. Putin i wszyscy dobrzy Rosjanie nie pozwolą na ten drugi scenariusz i dołożą wszelkich starań w celu „wyzwolenia” bratniego narodu. Uff…
Jak potoczyły się wydarzenia po tym arcyciekawym wystąpieniu – wiemy. I każdy zdrowy na rozumie człowiek wie, że zarysowane przez W. Putina stanowisko przypomina sytuację, w której rząd i elity RP wysunęły by pretensje do ziem i narodów zamieszkujących Czechy, Słowację czy Łużyce ze względu na to, że nacje zamieszkujące te krainy są – obiektywnie - Słowianami Zachodnimi. Głupota, prawda? No, ale kto by tam słuchał warszawskiego ministra, który – na wczoraj i dziś (a może i jutro) może co najwyżej pomachać groźnie palcem w bucie. Co innego, gdy takie frazy wypływają z ust… Stop! Spod pióra człowieka rządzącego Kremlem. Zostawmy jednak polityczne aspekty wspomnianego wydarzenia i spójrzmy przez chwilę na istotę problemu. A jest o czym gawędzić, ponieważ z takich chorych imaginacji rodzą się zbrodnie. Często. Zbyt często!
„Ruś”. Pojęcie znane, używane i modne. Czy jednak naprawdę wiemy: co ono oznacza? Na podstawie współczesnej wiedzy, podbudowanej różnego rodzaju źródłami należy stwierdzić, iż „Ruś” przez wieki nie zawierała w sobie treści etnicznej. Oczywiście u samego zarania takim etnonimem określano skandynawskich „nachodźców” penetrujących od VIII w. n.e. niezmierzone przestrzenie Europy Wschodniej, lecz już w XI, a najpóźniej w XII stuleciu nazwa ta przylgnęła do populacji wyznających prawosławie, albo – dokładniej – pozostających pod zwierzchnością metropolii kijowskiej. W ten oto sposób „Rusinem” był zarówno potomek gotlandzkiego Bjorna, jak Słowianin spod Czernichowa, „Lędzianin” spod Przemyśla, ale także nadwołżański Merjanin, Muromiec znad Oki czy Karel z dzisiejszego pogranicza fińsko-rosyjskiego. Więcej nawet! „Spis grodów ruskich dalszych i bliższych” (z XIV lub XV stulecia) do uniwersum ruskiego zalicza również mieszkańców miejscowości zlokalizowanych w Mołdawii i na Wołoszczyźnie. Dlaczego? Bo tam panowało prawosławie. Krótko mówiąc „Ruś” to raczej pojęcie zawierające się i wynikające z kontekstu religijnego. I teraz najciekawsze…
Europa Wschodnia (IX-X w.)
W naszym, zachodnim świecie, określenia w rodzaju „Polak”, „Niemiec” Włoch” czy „Duńczyk” niosą ze sobą konkretne, „mierzalne” i realne(!) odniesienie etniczne. Wszak Zarówno Polak, jak i Niemiec, Włoch czy Duńczyk zwykle posługuje się (uogólniając, odpowiednio): polskim, niemieckim, włoskim lub duńskim. W tym znaczeniu prawdziwymi Rusinami (etnicznymi) są de facto Ukraińcy (z wszelkimi charakterystycznymi dla tego narodu odłmami) oraz Białorusini. Pomijam drobne odgałęzienia z Zakarpacia, Banatu itd. Natomiast co do Rosjan to istnieją poważne zastrzeżenia dotyczące ich etnicznej „rusińskości”. Przesadzam? Tzw. Nestor w swej sławnej „Powieści Lat Minionych” (z początku XII w.) napisał tak: A nad Białym Jeziorem siedzi Weś, a nad Rostowskim Jeziorem Mera. A nad Jeziorem Kleszczyn także Mera. A nad rzeką Oką, tam gdzie wpada do Wołgi – Muroma, naród osobny, i Czeremisi – osobny naród, i Mordwa – osobny naród”. Co łączy plemiona przywołane wyżej przez najstarszego ruskiego kronikarza? Otóż, są to wszystko ludy… ugrofińskie. Dalej! Zamieszkiwały one ziemie stanowiące – uwaga! – historyczne jądro Rusi Moskiewskiej. Nie mamy żadnych danych, aby stwierdzić lub nawet przypuścić, iżby w dobie panowania naszego Bolesława Krzywoustego ziemie za kompleksem Lasów Briańskich, czyli serce współczesnej Rosji, zwane Zalesiem, było zamieszkiwane przez Słowian; Rusinów. Rzecz jasna pojawili się oni w okolicach dzisiejszego Riazania, Suzdala, Moskwy, Uglicza, Włodzimierza n/Klaźmą czy Perejesławia Zaleskiego ale z pewnością byli tylko niewielką domieszką (superstratem) w morzu plemion ugrofińskich, tureckich i bałtyjskich. Generalnie stanowili znaczną część elity władzy, kultury i pieniądza. Dynaści pochodzenia skandynawskiego, kupcy znad Dniepru i Wołchowa, duchowni z Grecji i Bułgarii, wojacy pstrokatego autoramentu, których łączyło jedno. Język Słowian z Podnieprza. Reszta ludności Zalesia na co dzień posługiwała się językami ugrofińskimi, bałtyckimi i tureckimi, a także pielęgnowała własne obyczaje. I to bardzo długo, bo co najmniej do XVI wieku (vide: relacje posłów, misjonarzy i kupców). Do przeobrażenia pstrokatych populacji „Serca Rosji” w kraj – jeszcze nie w pełni – słowiański przyczyniły się trzy procesy. Po pierwsze, w efekcie nawały mongolskiej (XIII w.) jakieś – wbrew obowiązującej narracji niewielkie – społeczności znad Dniepru. Po drugie, jasyr jakiego nabrali Moskale w walkach ze sponiewieraną bezlitośnie Republiką Nowogrodzką i Pskowem. A wreszcie na skutek masowych przesiedleń rdzennych Rusinów z ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego. W rezultacie Moskowia stałą się słowiańską (z istotnymi zastrzeżeniami) w końcówce panowania Iwana IV Groźnego albo (co wydaje się bardziej prawdopodobnym) za czasów panowania Piotra I. Czemu tak późno? Okazuje się bowiem, iż jeszcze w XIX w. w niedużej odległości od Moskwy żyły – tak, tak – miliony niesłowiańskiej ludności. Dopiero intensywna rusyfikacja za caratu i istnienia ZSRR doprowadziła do galopującej anihilacji nie-Słowian. Można wierzyć lub nie, ale według sowieckich statystyk tacy Mordwini i Merjanie niknęli w tempie kilkudziesięciu procent w ciągu dwóch trzech dekad. To niemal tak samo jak w zestawieniach niemieckich z przełomu XIX i XX w., które – jak bum cyk cyk – wykazywały, iż na Pomorzu Gdańskim, na Górnym Śląsku, w Wielkopolsce i na Kujawach Polacy odchodzą od swej narodowości z prędkością światła. Po prostu: ложь! No dobra, bo się zagalopowałem… Przejdę zatem do samego gęstego.
Słowa W. Putina należy uznać za imaginacje niegodne jakiejkolwiek głowy państwa. Ech! Każdego zdrowego na umyśle człowieka. Wprawdzie znamy przypadki, gdy historyczne „gniazdo” danej nacji leży gdzie indziej od współczesnego centrum tejże. Wystarczy spojrzeć na Bałkany, na których rozpościera się Serbia, pozbawiona przez splot zaskakujących wydarzeń Kosowa, w którym narodziła się serbska państwowość. Znamy też inne, choć nie bliźniacze przypadki, jak choćby jednoczące Niemcy Prusy, wyrosłe na słowiańskim podglebiu, czy przypadek Bułgarii, posiadającej przez dekady i stulecia centrum w dzisiejszej Macedonii, będącej współcześnie osobnym państwem… Cóż… Różnie to bywa. Niestety lub na szczęście jeśli chodzi o putinowski oraz wszechrosyjski „trójjedyny naród” sprawa jest jasna. Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini to osobne nacje. Praktycznie na każdym polu. Historycznym, kulturowym, religijnym językowym, mentalnym… A jednym z dowodów na takie twierdzenie jest fakt, że mieszkańcy środkowego i północnego Naddnieprza, a więc Białorusini i Ukraińcy już w XII w. uznawali mieszkańców Moskowi za… barbarzyńców. Latopisy zawierające informacje o napadach na Kijów dokonywane przez Dołgorukiego czy Bogolubskiego często wspominają o „Rosjanach” jako ludziach dzikich i… obcych Rusinom. Tan sam pogląd trwać będzie przez wieki.
A więc, Panie Władimirze Władimirowiczu, nie było, nie ma i nie będzie żadnego „trójjedynego narodu ruskiego”. To aberracja. Więcej! To gwałt na logice, historii i zdrowym rozsądku. Powiem nawet więcej… Gdybym urodził się w Rosji i miał poglądy wielkoruskie, to wysłuchując takich wynurzeń byłoby mi wstyd. Tak jak przykro było mi patrzeć na wyprodukowany przez Pana rodaków film pt. "Jurij Dołgoruki" z 1998 r., w którym przedstawiliście kniazia (krwawego i bezlitosnego, a jednak człowieka), jako osobę, która nie je, nie śpi, nie chodzi, nie uprawiam miłości, ponieważ... Wciąż myśli o zjednoczeniu "Rusi". Oczywiście w imię jedności pod swoim przywództwem. To śmieszne i nieprawdziwe. Proszę zatem o porzucenie fantasmagorii i wycofanie „wyzwolicieli” z Ukrainy. Przyniesie to z pewnością korzyść zarówno wam, Rosjanom, jak i prawdziwym Rusinom.
--------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Kultura