Czas robi swoje. A ty, człowieku?
S.J. Lec
Ciekawa sprawa. Bardzo ciekawa. Otóż p. D. Szpakowski w roku 1976 został… zawieszony w wykonywaniu obowiązków przez swoich szefów na polecenie wszechwładnego w TVP „czerwonego barona”, czyli M. Szczepańskiego. Dziś, p. Dariusz, wspomina tę sytuację z rozbawieniem, ale jestem niemal pewien, że przed prawie pięćdziesięciu laty nie było mu w tej sytuacji do śmiechu. Czy szukał wsparcia? Czy wycierał schody różnych komitetów, aby zostać odwieszonym? Czy zdjęcie anatemy po ok. 60 dniach to przypadek, efekt dobrego humoru ówczesnych decydentów albo skutek obowiązujących wtedy procedur? Nie wiem. W każdym razie p. Dariusz, jeszcze jako stosunkowo młody człowiek, został potraktowany przez system z buta. Pewnie pamięta. W szczegółach. Wszak jego przewina polegała na tym, iż podczas relacji pewnego meczu stwierdził, że „w zakończonym meczu padł wynik „zero zero, do przerwy zero zero”. Matko i córko! Zgroza, a nawet zbrodnia. Cóż… W komunie wystarczało nawet takie niezgrabne stwierdzenie, by obywatel PRL, któremu wszelkie prawa gwarantowała konstytucja, został wyautowany. Tak było. Niestety dla p. Darka to żadna nauczka.
Dziś ponad setka dziennikarzy i sportowców (prawda, że dość miękko) wstawia się za P. Babiarzem i prosi (sic!) władze okupujące TVP o przywrócenie do pracy tego zasłużonego i profesjonalnego komentatora. Ok. To w obecnej sytuacji, gdy zdecydowaną większość newralgicznych ośrodków państwa polskiego (w tym telewizję) opanowali ludzie marnej konduity, a poprzez to gotowi do popełniania czynów niemoralnych i nieetycznych, czyn godny pochwały. Nawet tak mdły i asekuracyjny. Mimo tego wśród sygnatariuszy apelu zabrakło… Tak! Pana D. Szpakowskiego, który dawno, dawno temu znalazł się w podobnej sytuacji. W epoce pierwszej komuny. Rzecz jasna p. Dariusz tłumaczy się, iż: „Można podpisać coś, co się widziało. Wówczas można zająć określone stanowisko. Tymczasem mnie nikt oficjalnie nie pytał, czy złożę swój podpis. Nikt oficjalnie nie przysłał mi pisma.” , jednak każdy rozgarnięty obserwator wie, że to tylko pretekst.
Nie będę się znęcał nad p. Dariuszem, ponieważ nawet on dawał mi chwile rozbawienia podczas komentowania różnorodnych zawodów. Jego wpadki, nieuzasadnione oceany egzaltacji i widoczne braki w wiedzy nie bolały, gdyż kompensował je na sposób A. Kwaśniewskiego. „Pił i gadał głupoty, ale to swój chłop.” Teraz jednak miarka się przebrała. Człowiek doświadczony, gawędzący o wartościach, zajmujący się tak szlachetną dziedziną życia ludzkiego jak sport, a nawet klepiący swego czasu p. Przemysława po plecach, nie może się zachowywać niczym najemnik, dający swą twarz każdemu kto płaci. Na taką postawę mamy w Polsce jedno określenie... Chyba że… Chyba że p. Dariusz sam jest niewolnikiem zjawiska, o którym wspomniał podczas wywiadu udzielonego „Rzeczpospolitej” ponad dekadę temu i w którym stwierdził: „Wtedy zorientowałem się, że my nie umiemy kochać. Tak do końca. Nie mówię tylko o piłkarzach wielkich, ale generalnie mamy problem z ludźmi, którzy odnieśli sukces.”*
Tak p. Dariuszu, komentatorem się bywa, a człowiekiem się jest. Do końca.
*Wywiad dla "Rzeczypospolitej" z czerwca 2021 r.
--------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Kultura