Bazyli1969 Bazyli1969
820
BLOG

Czy Krzywousty opalał się w Kołobrzegu?

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 34

Morze, nasze morze, wiernie ciebie będziem strzec…
A. Kowalski

image

Zacznę od ciekawostki. Niemal powszechnie uważa się, że „Bogurodzica” jest najstarszą z zachowanych polskich pieśni. Wprawdzie uczeni co rusz podnoszą wątpliwości co do jej starożytności i już to widzą w niej spadek po dziele Braci Sołuńskich (X/XI w.), już to zapożyczenie z tradycji bizantyjskiej (XII-XIII w.), a wyjątkowi sceptycy uznają nawet, iż tekst i muzyka trafiły nad Wisłę dopiero po Unii w Krewie za sprawą rusińskich mieszkańców Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wydaje się jednak, iż wszystkie te opinie w kontekście palmy pierwszeństwa tracą rację bytu, gdyż tak naprawdę najdawniejszym polskim  hymnem jest utwór (co prawda przekazany bez melodii) zawarty w II księdze „Kroniki polskiej” Galla Anonima, a rozpoczynający się od słów: „Naszym przodkom wystarczały ryby słone i cuchnące…”. Co jest prawdą? Tego najpewniej już nie rozstrzygniemy, ale tzw. Pieśń wojów, upowszechniona przez niezapomnianego Cz. Niemena, jest dla mnie dziełem nad wyraz symbolicznym i – mimo skromnych rozmiarów – pełnym fundamentalnych znaczeń.

Morze. Obiekt, który można zdefiniować na wiele sposobów. Dla sensu tej notki najwłaściwszym określeniem będzie jednak – „okno na świat”. I to takie „okno”, dzięki któremu da się zyskać więcej światła, ale również „okno” przez które można sięgnąć po bogactwo, znaczenie, wiedzę, bezpieczeństwo, prestiż… Ileż to wspólnot, czasami nielicznych i pozostających przez długie lata na marginesie, w pewnym momencie dostrzegło możliwości wynikające z dostępu do mórz oraz oceanów i dosłownie wskakiwało na najwyższe piętra powodzenia! Lista byłaby długa. Bardzo długa. Wystarczy wspomnieć: Fenicjan, Kartagińczyków, Greków, Fryzów, średniowieczne republiki włoskie, Portugalczyków czy wreszcie Anglików. A taka Wenecja, założona w dobie Wędrówek Ludów przez grupkę uciekinierów z kontynentu, w ciągu kilku stuleci wspięła się na taki poziom, że musieli liczyć się z nią najpotężniejsi cesarze, królowie, papieże i sułtani. Bo o ile drogi lądowe to żyły systemów gospodarczych, o tyle szlaki morskie to ich tętnice.

Jako Polacy jesteśmy (z całym szacunkiem dla kilku obytych z wodą i bywających tu blogerów) nacją szczurów lądowych. I właściwie byliśmy nią do zawsze. Wszak jądro naszego państwa to ziemie położone w głębi lądu i w związku z tym trudno się dziwić, że w panteonie naszych bohaterów narodowych brakuje Pyteaszy z Marsylii, Eryków Rudych, Magellanów, Cooków czy Vespuccich. Nawet w bitwie pod Oliwą (1627 r.), gdy podjęliśmy na poważnie morskie wyzwanie, gros załóg naszych okrętów stanowili Holendrzy, Niemcy i Kaszubi.  To wszystko prawda. Prawdą jest jednak także to, że wielu naszych przodków, mimo braku żeglarskich umiejętności, doskonale zdawało sobie sprawę z korzyści wynikających z dostępu do samego morza i przebiegających przezeń szlaków. Więcej nawet! Przecież – może nie esencją, lecz jednym z priorytetów – od samego początku istnienia Polski było posiadanie własnego „okna na świat”. Pierwsze wzmianki o Mieszku i jego państwie związane są albo bezpośrednio, albo pośrednio, z wysiłkami pierwszego historycznego Piasta zmierzającymi do podporządkowania sobie nadmorskich ludów i usytuowanych nad Bałtykiem portów. Zmagania z Wieletami i Wolinianami (celowo rozdzielam te dwa byty) zostały dostrzeżone przez postronnych obserwatorów i dzięki nim wiem, że były to konflikty zacięte, brutalne i kosztowne. Stawka gry była przecież bardzo wysoka. Wolin, Kamień, Kołobrzeg… Następnie: Truso, Gdańsk, Kołobrzeg… Praktycznie każdy z wczesnośredniowiecznych władców Polski (nawet uznawany powszechnie za słabiaka - Władysław Herman) starał się przyłączyć albo choćby uzyskać kontrolę nad Pomorzem i obszarami przyległymi. I wcale – jak chcą niektórzy – nie decydowała tu chęć nawrócenia pogan na chrześcijaństwo. Rzecz jasna to też było ówcześnie ważnym, ale prawdziwym celem był dostęp do bogactw jakie ukrywają się w morskich falach. A te od zawsze jawiły się jako nieprzebrane.

Aby zobrazować jak bardzo uzasadnionymi były starania Polaków o włączenie się systemu wymiany dóbr krążących po świecie szlakami morskimi wspomnę tylko jeden epizod. Otóż, gdy jesienią 1103 r. Bolesław Krzywousty wraz ze swym wojskiem znienacka pojawił się pod Kołobrzegiem, wielu Pomorzan (wraz z miejscowym księciem) umknęło z grodu, uznając, iż przed polańskim mieczem nie są w stanie się uchronić. W obwarowaniach pozostał jednak pewna część „mieszczan”, której podczas ataku Polaków śmierć zajrzała prosto w oczy, ale… Jak wspomina Gall: „I gdyby tak wszyscy [Polacy] jak niektórzy jednomyślnie natarli, to bez wątpienia posiedliby owego dnia sławny i znamienity gród Pomorzan. Lecz obfitość bogactw i łupów na podgrodziu zaślepiła waleczność rycerzy i w ten sposób Los ocalił swoje miasto”. Podgrodzie. Część danego ośrodka zwykle znacznie biedniejsza od jego centrum, czyli samego grodu, a jednak, gdy zawartość chat, składów i warsztatów stałą się udziałem bolesławowych wojów, większość z nich nie myślała już o niczym innym, jak tylko o wyniesieniu przebogatych łupów z ognia walki. Możemy sobie wyłącznie wyobrazić – co zdobyliby napastnicy, gdyby przełamali obronę Kołobrzegu i weszli za wały…

Trzeba nadmienić, iż Krzywousty nie zraził się pojedynczym niepowodzeniem i dalej kontynuował podboje nadmorskich krain. W efekcie stał się zwierzchnikiem nie tylko Kołobrzegu, lecz również Gdańska, Wolina, Uznamia, Szczecina, zaodrzańskiej Wołogoszczy, Pozdawilku, Nakła i Strzałowa. Ba! Jest bardzo prawdopodobnym, że jako lenno trzymał też ludną, bogatą i słoneczną Rugię. Ach! Gdyby Fortuna nie była tak niesprawiedliwą i pozwoliła Polakom utrzymać te zdobycze, to nasze dzieje najpewniej potoczyłyby się inaczej, lepiej. Doświadczenia, które uzyskały narody „morskie” stałyby się także naszym udziałem, a te - jak wiadomo z historii – okazują się bezcenne. Niestety. W miarę upływu lat, dekad i wieków coraz bardziej odwracaliśmy się od wielkiej wody. I chociaż epizodycznie powracaliśmy na pożyteczną ścieżkę (odbicie Pomorza Gdańskiego w 1464 r., inwestycje II RP oraz –trzeba to przyznać - PRL), to i tak pozostaliśmy narodem szczurów lądowych. Czy tak być musi już zawsze?

Przyznam otwarcie – nie jestem w tym względzie optymistą. Gdy słyszę ze strony decydentów, iż tunel pod Świną to niepotrzebna ekstrawagancja, rozbudowa portu kontenerowego szkodzi trzcinom i motylkom, na rozbudowę polskiej floty handlowej nas nie stać, a infrastrukturę istniejących portów najlepiej wydzierżawić lub sprzedać obcemu kapitałowi, to popadam w depresję. Rozumiem, że naród w swej masie może nie dostrzegać fundamentalnych potrzeb, lecz nie akceptuję sytuacji, w której czynniki rządzące Rzeczpospolitą bagatelizują, czy wręcz sabotują działania konieczne. Przecież to żadna nowość, żadna megalomania, żadna bzdura. Sąsiadujące z nami (i nie tylko) nacje przez pokolenia nie ustawały w wysiłku, by wyrąbać sobie „okna na świat”. Dla takich Czechów w XIII i początkach XIV w. był to główny cel polityki. Starali się poprzez ziemie austriackie i słoweńskie przedrzeć do Adriatyku. Przez Łużyce i Brandenburgię do Bałtyku. Gdy to się nie udało, przepychali się przez krainy nadwiślańskie. Polegli, ale próbowali. Z kolei Rosjanie osiągnęli cel, który wyznaczył już Iwan Groźny. Tak zresztą jak Niemcy, anihilując naszych językowych pobratymców na niemal całym pobrzeżu południowego Bałtyku. Dla tych wszystkich (tak, tak!) słowa uznania. I tylko my, a raczej ci, którzy sprawują rządy w Polsce, zachowują się tak jakby ich głównym celem była dywersja i odcięcie kraju od „żyły złota”.

Cóż, jeśli znacznej części moich rodaków wystarczy kilkudniowy wypad nad morze, drink w dłoniach i kąpiel słoneczna, to nic na to nie poradzę. Pozostaje tylko skromna nadzieja, że za jakiś czas w głowach tysięcy plażowiczów zaiskrzy i zadadzą sobie fundamentalne pytanie: Po co ten Krzywousty przyjeżdżał do Kołobrzegu?

Zaskakująca interpretacja tzw. Pieśni wojów w wykonaniu... Irańczyka z Kanady

------------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych

Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura