Jedną z najczęściej spotykanych a nieuleczalnych chorób jest obłęd wielkości i nieomylności.
Jan Niecisław Ignacy Baudouin de Courtenay
„Opowiadają też, że Czesi schwytali [Mieszka II] zdradziecko na wiecu i rzemieniami skrępowali mu genitalia tak, że nie mógł już płodzić potomstwa…” W ten sposób – zdaniem Galla - nasi południowi sąsiedzi i odwieczni rywale potraktowali w roku 1031 króla Polski i syna wielkiego Bolesława. Jego miejsce na tronie zajął brat przyrodni. Ten syn Chrobrego i nieznanej z imienia księżniczki węgierskiej (być może z Siedmiogrodu) wiedział z której strony chleb posmarowany i bez zbędnych ceregieli odesłał na zachód polskie insygnia królewskie. „Roczniki hildemsheiskie mniejsze” wspominają o tym zdarzeniu w ten sposób: „Ów zaś Bezbrim przesłał cesarzowi koronę wraz z innymi regaliami, które jego brat niesłusznie sobie przywłaszczył i w pokornej prośbie przez posłów swoich obiecał poddać się cesarzowi”. Wprawdzie Mieszko II po kilkunastu miesiącach znów odzyskał swą pozycję, ale – najprawdopodobniej – z powodu choroby będącej skutkiem okaleczenia, zmarł wiosną roku 1034. Mocarstwo, które odziedziczył po ojcu, rozciągające się od Miśni po Grody Czerwieńskie, i od Bałtyku po Morawy w ciągu krótkiego czasu zanurkowało w otchłań bezsilności i stało się satelitą ościennych potęg. Dlaczego?
Mieszko II (którego imię wg. jednej z etymologii wywodzić należy od zdrobniałego określenia niedźwiedzia, czyli „misiu”) był najpewniej człowiekiem twardego charakteru. Miał bezapelacyjnie mnóstwo talentów, ale przy okazji jedną, przeogromną i szkodliwą wadę. I nie chodzi tu o chorobliwe zamiłowanie do polowań, obżarstwo czy skąpstwo. Ba! Jak można wnosić momentami był bezgranicznie uparty. Dziś wiemy, iż od czasu jego dziada, świat – przynajmniej jego znaczna europejska część – począł przybierać nową postać. Rzecz jasna nie jest nam dostępna żadna opinia „Misia”, żadna jego wypowiedź, żadne formalne stanowisko, ale w oparciu o znane nam wydarzenia możemy pokusić się o popuszczenie wodzy fantazji. I tak…
Misiu: Radźmy.
Wszebor: Panie, trzeba nam poszukać sojuszników w naszym ludzie. Nawet wśród tych, co to jeszcze do końca nie przyjęli nauk Jezu Krysta. Co tam! Wyślij poselstwo do Wieletów i stańmy z nimi przeciw wrogom. Sam cesarz tak uczynił, gdy wyprawiał się na twojego ojca.
Misiu: Nie! Nasz ojciec i dziad nie po to zaprosili nauczycieli z Rzymu, abyśmy tu i teraz mieli prosić pogan o wsparcie.
Magnus: Królu, jak doskonale wiesz, my drużynnicy Bolesława stoimy przy tobie wiernie. Racz jednak przyjąć, że jest nas coraz mniej, a i łupów z wypraw na kraje sąsiednie nie zbywa. Mniej mieczy, to słabsza władza. Może trzeba nam wprowadzić porządki takie jak u Czechów i Sasów? Dać ludziom ziemię za rycerską służbę i poszukać nowych wojów wśród zdatnego do boju ludu?
Misiu: Źle prawisz. Dziad mój i ojciec mieli drużyny, na których nigdy się nie zawiedli. I nam tego wystarczy.
Dobrosław: Panie, gdy Sasy, Czechy i Ruś nam wrogami, to czy nie warto posłać do Madziarów i zawrzeć z nimi przymierze? Przecież gdyby cesarz, pan na Pradze albo i kijowski kagan chcieli iść przeciw nam, to pomoc madziarska będzie jak znalazł!
Misiu: Mylisz się Dobrosławie. Mój wielki ojciec nie miał przyjaciół, a z wrogami radził sobie zawsze. Twoja rada złą mi się widzi. Grymasicie i osłabiacie dom Piasta. Dość!
Wszebor, Magnus i Dobrosław wymienili się znaczącymi spojrzeniami. Jednak – Misiu locuta, causa finta! Za niedługo, w obliczu najazdów, spisków opozycji i walk wewnętrznych, Magnus wraz z cząstką drużyny wyemigruje na północne Mazowsze, gdzie ślady tego osadnictwa będą odkrywać współcześni archeolodzy. Dobrosław padnie ofiarą prześladowań miejscowych buntowników i położy swą głowę gdzieś nad Wartą. Wszebor, znany z talentów politycznych, przez kilka kolejnych lat będzie lawirował pomiędzy siłami sprawczymi, aż doczeka czasów Kazimierza. Umrze we własnym łożu, lecz w poczuciu głębokiego niedosytu oraz troski o los potomków. Tak czy inaczej, żaden z nich nie będzie już mógł zaliczać się do elity nadwiślańskiego mocarstwa.
Wydaje się, że obecnie jesteśmy w podobnej sytuacji. Jedyna siła, która realnie, a nie tylko teoretycznie, jest w stanie przeciwstawić się zewnętrznym i wewnętrznym zagrożeniom, uznała, iż najlepiej wie co nam wszystkim (!) trzeba. Każda wskazówka, każda uwaga, każda wątpliwość zgłaszane przez zatroskanych losem kraju traktowana jest jako działanie dezintegrujące i de facto wspierające siły niesprzyjające Polsce i Polakom. Dodatkowo słownej tromtadracji Misiów towarzyszy niezwykła miękkość realnych czynów. Na nieszczęście ich samych i ludzi żyjących nad Wisłą. Sygnałów, że tak jest w istocie mamy mnóstwo. Wystarczy wspomnieć, że po 13 grudnia 2023 odesłano nasze „insygnia królewskie” za Odrę… Należy zatem zadać pytanie o przyczynę rozwoju czarnego scenariusza: czy to faktycznie głupia przywara określonego środowiska politycznego, czy też celowe działanie, umożliwiające syte życie w chorym państwie? Nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Wiem jednak, że dalsze trwanie w takim stanie nie przyniesie nam niczego dobrego i znów, jak na obrazach J. Malczewskiego, będą szły do boju tłumy straceńców. Ich krew kolejny raz wsiąknie w piach. A wszystko przez to, że Mieszko/Misiu słuchał, a nie słyszał…
--------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Polityka