Bazyli1969 Bazyli1969
415
BLOG

O wojnie symboli, czyli Bauman vs Sotirović

Bazyli1969 Bazyli1969 Kultura Obserwuj notkę 6

Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy,
mmm, orły, sokoły, herosy?

J. Pietrzak
image

„Przystępując do komunizmu, za uwiedzionego się nie uważałem. To był mój własny wybór”. Te słowa przekazała urbi et orbi „GW” w maju 2021 r. Nieco wcześniej, czyli w grudniu 2014 roku, wrocławski sad skazał osiemnaście osób na kary grzywny (od 500 do 2000 zł) obwinionych o  „zakłócanie” wykładu prof. Zygmunta Baumana. Tego samego człowieka, który wszem i wobec oświadczył, iż wstąpienie w szeregi komunistów i walka z „zaściankowymi nacjonalizmami” były jego świadomym wyborem… Bauman… Wzór i bohater. Intelektualista i demiurg współczesności. Autorytet i człek bywały. Mesjasz niemal…

Trzeba dodać, że Bauman był specyficznym mesjaszem, nie mającym nic a nic wspólnego z nazareńskim prototypem. Wręcz przeciwnie! Można sądzić, iż młody Zygmunt, podążając ścieżką bojowników znanych z dziejów jego narodu, postanowił wbrew logice i przyzwoitości, „ruszyć z posad bryłę świata”. Jak to najczęściej w życiu bywa, starania Zygmunta okazały się totalnym niewypałem. Z lotu ptaka, bo z perspektywy ziemskiej, tenże Zygmuś napsuł i upuścił sporo ludzkiej krwi. Wszak w okresie powojennym, mając lat dwadzieścia z haczykiem, włączył się gorliwie w proces sowietyzacji Polski, co z uznaniem dostrzegli jego ówcześni przełożeni, zamieszczając w oficjalnych opiniach informację, że „przez 20 dni dowodził grupą, która wyróżniła się schwytaniem wielkiej ilości bandytów”. „Bandytów”. Jasne. Z bandytami trzeba ostro. Szczególnie z tymi noszącymi na czapkach tzw. orła w koronie.  Zygmunt sprostał zadaniu wyznaczonemu mu przez towarzyszy. Ilu ludzi zakopano na jego rozkaz w piachach lasów Mazowsza, białostocczyzny, kielecczyzny i lubelszczyzny? To wie tylko „Zygmuś”… „Bohater” i „Symbol”…

Myliłby się jednak ten, kto uwierzyłby w to, iż Bauman poszedł wreszcie, czyli u schyłku swej ziemskiej egzystencji,  po rozum do głowy. Gdzie tam! Z bezczelnym uporem i przy wsparciu całych legionów nadwiślańskich abderytów oraz wielkomiejskich geszefciarzy, pchał się na afisz. Nieustannie i mocno. Jakby nigdy nic, drapował się w szaty lewitującego mędrca i pouczał z wyżyn „Olimpu” tubylców znad Tamizy i Wisły. Nie zatrzymały go w tym pędzie nawet enuncjacje, podparte niekwestionowanymi dowodami, iż ten „mędrzec” był notorycznym plagiatorem. Co tam! W odpowiedzi na zarzuty stwierdzał z miedzianym czołem, że „taką mam metodę pracy”. Bożek! Gdy zatem kilkudziesięciu młodych ludzi z Wrocławia i okolic postanowiło wyrazić swą krytyczną opinię wobec „autorytetu”, okazało się, że w naszym kraju wolność słowa jest wartością nadrzędną, ale… nie dla wszystkich. Przecież Duracz, Luksemburg, Krasicki, Finder, Hibner, Lampe, Marks, Marchlewski, Nowotko, Świerczewski, Warski, Żymierski, a w naszej erze: Cimoszewicz, Miller, Kołodko, Thun, Lewandowski i dziesiątki im podobnych to niekwestionowani  bohaterowie. Prawdziwi! Kto twierdzi inaczej ten... wróg i faszysta. Takie podejście "elit" nie ogranicza się do sfery oralnej, ale ma przełożenie w życiowej praktyce. Bo... Ile zachodu kosztowało np. mieszkańców mojego miasta, aby ulicę nazwaną imieniem pośledniego bolszewika zamienić na  poświęconą prawdziwym herosom? Szkoda gadać.

Usilnie staram się zrozumieć niepojętą dotąd przez mnie „miętę” polskich tzw. elit do stawiania pomników ludziom spoza naszego kręgu kulturowego i narodowego, którzy nie tylko nie wpisali się złotymi głoskami w nasze dzieje, ale – o zgrozo!- całym swym życiem zaświadczali i zaświadczają, że jesteśmy, my Polacy, ich wrogami.  I – przyznaję się bez bicia – do dziś trwam w niezrozumieniu. Oczywiście nie jestem gapami futrowany i zdaję sobie sprawę z faktu, iż funkcjonują nad Wisłą grupy osób zainteresowanych w sprzedawaniu populacji nadwiślańskiej łotrów jako bohaterów. Na kilogramy i tony. Taki urok życia codziennego. Jednakże absolutnie nie rozumiem jak osoby poczuwające się - nawet w minimalnym stopniu - do wspólnoty polskiej dają się zauroczyć tego rodzaju bredniami. No, nie rozumiem! Przecież François de Rochebrune, Izuagbe Ugonoh, Emilia Plater, Sergiusz Piasecki, Antoni Gołubiew, Jan Matejko, Bawer Aondo-Akaa, Jan Styka, Józef Unrug, Władysław Findeisen, Emil Wedel, Jan Sztaudynger, Artur Oppman, Paulos Raptis, Helena Dzoka (Eleni), Zdzisław Nardelli, Stanisław Ostwind-Zuzga, Arkady Fiedler, Teodor Axentowicz, Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Józef Unrug, Imre Boba, Berek Joselewicz, Magdalena Abakanowicz, Julian Unszlicht, Ferdynand Ossendowski, Samuel Linde, Ananiasz Zajączkowski, Franciszek Kleeberg czy Jan Baudouin de Courtenay też byli i  są „z matki obcej”, a jednak… Dziś grupy szaleńców, imbecyli oraz agentów (sic!) wciąż promują szemrane postacie i ze wszystkich sił starają się wywyższyć „Baumanów” ponad takich prawdziwie wielkich ludzi jak wyżej wymienieni oraz np. mjr. Dragan Sotirović, o którym kilka dni temu przypomniał mi mój przyjaciel…

Uff… Poniosło mnie. Lekko. Nie mogę jednak milczeć, gdy w panteonie naszych narodowych bohaterów (bez względu na krew i DNA) zamiast ludzi godnych szacunku pojawiają się – wciskane podstępnie -  kreatury, na miarę Nowosilcowa, Ponińskiego i lady Makbet. To oni i one, w zamyśle tabunów ideologicznych macherów i wyjątkowych egoistów, mają być nieśmiertelnymi i powszechnie akceptowalnymi symbolami. Po co?! To można sobie bez trudu dopowiedzieć. Brrr! Miejmy zatem oczy otwarte i węch wyżła. Dziś każdy przyzwoity i rozsądny człowiek winien o tym pamiętać. W przeciwnym razie utracimy moralny kompas, a nasze życie i życie naszych potomków – chyba już na zawsze - przemieni się w nieopisany koszmar. A smród bagna będzie nam towarzyszył od rana do nocy. Amen!


----------------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych



Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Kultura