I złodzieje chodzą czasem w aureoli. Wcale nie kradzionej.
Stanisław Jerzy Lec
Najdawniejsze świadectwa bytności moich przodków w mieście, w którym mieszkam, pochodzą z roku 1843. To potwierdzają archiwa. Kawał czasu, choć z pewnością moi antenaci żyli nad Brdą wcześniej. Pracowali, bawili się, kochali, budowali swoją przyszłość. Gdy w 1939 r. nazistowska nawała dotarła do Bydgoszczy niemal wszystko obróciło się w perzynę, pył i ból.
Pradziadek ze strony matki był cenionym rzemieślnikiem. Restaurował wiele cywilnych zabytków, ale także kościoły, klasztory oraz dawne obiekty rozlokowane wokół Bydgoszczy. Drugi pradziadek realizował się w branży nie wymagającej ducha artysty. Stolarka to profesja pożądana w każdy czasie i pod każdą szerokością geograficzną. I tak się kręciło. Przodkowie pracowali, budowali swą potencję i mimo zawieruch (jak sławetny kryzys z pierwszej połowy XX w.) dawali radę. Gdy pod koniec lat trzydziestych XX w. wydawało się, że Rzeczpospolita weszła wreszcie na ścieżkę dynamicznego rozwoju, pojawił się fanatyk z Braunau am Inn. Uznał, że jego naród potrzebuje bezwzględnie przestrzeni życiowej, a reszta wspólnot winna stać się sługami narodu niemieckiego. I to przekonanie przekuł w czyn.
Moje miasto w zakresie tzw. tkanki miejskiej nie ucierpiało podczas II Wojny Światowej ponadstandardowo. Jakieś 3 czy 4 % budynków zostało obrócone w perzynę za sprawą Übermensch-ów. To jednak nie wszystko, bo – jak dowodzą uczeni badacze – przedwojenna Bydgoszcz straciła w okresie 1939-1945 ok. 28 tysięcy mieszkańców. Lekko licząc to jakieś 19,6%, czyli nieco więcej niźli średnia strat ogólnopolskich (17,1%). Tak to wygląda z lotu ptaka. A z perspektywy chodnika?
Piątego września 1939 r. SS-Sturmbahnführer Helmut Bischoff oraz generał-porucznik Eckhardt von Gablenz stali się panami Bydgoszczy. Z naszego punktu widzenia było pozamiatane. Jedną z pierwszych czynności podjętych przez Niemców (prócz eliminowania polskiego „wrogiego elementu”) była grabież. Zezwolili, a nawet zachęcali do tego swych żołdaków dwaj w/w oficerowie. Do dziś pamiętam relacje przodków wspominających okularników z szeregów Wehrmachtu wchodzących przy użyciu siły do polskich sklepów i rabujących ich zawartość. W plecakach i torbach niezwyciężonych Germanów znikały zegarki, obuwie, kurtki, radia, biżuteria, aparaty fotograficzne ale także masło, chleb, sery, wędliny… Tak poczynali sobie zwykli żołdacy niosący w świat wartości "tysiącletniej". Rzekome, propagowane wszem i wobec, cywilizowane zachowanie synów Germanii w warunkach wojennych to bzdura. Kradli, zawłaszczali, łupili. Zasadniczo detalicznie. Dopiero niemieckie elity ze złodziejstwa uczyniły sztukę!
Jeden ze świadków niemieckich wyczynów na ziemiach polskich, Tomasz Cieszyński, wspominał tak:
„Oficer ten przeszukał szafę, (…) wyjął z niej kasetkę zawierającą złoto dentystyczne i złote monety. (…) Obydwaj oficerowie z pośpiechem ładowali do swoich kieszeni złote monety oraz pudełka i próbówki ze złotem. (…) Kiedy spostrzegli się, że ojciec, matka i ja patrzymy na nich z wyrazem niesmaku i pogardy, twarz gestapowca (…) zaczerwieniła się.”
To jednak tylko drobny incydent. Prawdziwe łupiestwo polegało na zupełnie czymś innym. Otóż już jesienią 1939 i wiosną roku następnego rząd III Rzeszy przystąpił do zaboru środków pozostających w dyspozycji polskich banków. Według skrupulatnych wyliczeń Bankowi Polskiemu, Bankowi Gospodarstwa Krajowego, Państwowemu Bankowi Rolnemu, Pocztowej Kasie Oszczędności, Bankowi Polska Kasa Opieki, żydowskim Kasom Samopomocowym, Komunalnemu Bankowi Kredytowemu w Poznaniu, Bankowi Akceptacyjnemu (sic!), Centralnej Kasie Spółek Rolniczych itd. okupacyjne władze niemieckie ukradły – uwaga! – 5 004,1 mln zł, czyli ponad pięć miliardów ówczesnych złotych. To były depozyty i aktywa polskich obywateli! Dla zobrazowania poziomu kradzieży wspomnę, iż szacunki powojennych uczonych polskich wykazują, iż 1 zł przedwojenny to ok. 18-22 zł współczesne (z 2019 r.). I to jednak porównanie nie oddaje do końca stanu faktycznego. Dlaczego? Budżet Rzeczypospolitej w roku 1939 zaplanowano na poziomie 2 474 mln zł (dwa miliardy czterysta siedemdziesiąt cztery miliony złotych – był to budżet bez deficytu!). Jeśli porównamy w/w wartość, a więc ponad 5 miliardów i zestawimy ją z dwoma i pół miliardami zł w rocznym budżecie na rok 1939 uświadomimy sobie, że władze III Rzeszy ukradły z polskich banków oraz instytucji finansowych walory przewyższające dwukrotnie roczny fundusz wydatkowy całej II RP. Jednak i to zestawienie nie jawi się do końca jako tako wyobrażalne. Powiem więc tak… Budżet Polski na rok 2024 wynosi 683,6 mld zł. To mniej-więcej 171 mld USD. Pomnóżmy to przez dwa i otrzymamy 342 mld USD. Oznacza to, iż na samym początku okupacji niemieckiej połowa Rzeczpospolitej (druga pozostawała pod okupacją sowiecką) została pozbawiona równowartości dwóch współczesnych budżetów naszego państwa.
Dla zobrazowania skali strat wspomnę tylko, że wybudowanie 1 km autostrady w naszym kraju kosztuje dziś ok. 7-8 milionów USD. Jeden czołg Abrams (nowego typu) to wydatek rzędu 12,5-14 mln USD. Natomiast szacunki dotyczące realizacji projektu CPK oscylują wokół 39 -42 mld USD. Czy widać o co chodzi? Tyle stracili nasi dziadowie. Te pieniądze mogły pracować. Mogły być użyte dla rozwoju kraju i podniesienia poziomu zamożności obywateli II RP. Niestety, zostały ukradzione przez przodków naszych zachodnich sąsiadów. Co ciekawe, do dziś część z nich leży i pracuje na niemieckich kontach, co zostało udowodnione w „Raporcie o stratach wojennych…” stworzonym przez polskich naukowców pod kierownictwem A. Mularczyka.
Na zakończenie dodam, iż złodziejstwo w skali mikro dotknęło także moją rodzinę. Pominę zarekwirowane radia, przeznaczone do przemielenia polskie książki (tak, bydgoszczanom zakazano posiadania książek w języku polskim), rowery, biżuterię i srebrną zastawę wydaną na uwolnienie prababci z łap Gestapo, pracę dziadów i pradziadów dla Rzeszy za miskę ryżu. Wspomnę za to o pieniądzach ulokowanych w polskich bankach, nieruchomości zrujnowanej do korzenia podczas walk niemiecko-sowieckich w 1945 r. oraz działce, na której (m.in.) powojenni właściciele Polski wytyczyli drogę. Krótko mówiąc Niemcy dokonali rozboju nie tylko na naszej Ojczyźnie, ale również na poszczególnych obywatelach II RP. Dobra, które miały i mogły służyć na korzyść naszych przodków i w efekcie naszą, przeznaczono na zabezpieczenie powodzenia mieszkańców RFN, czyli rzekomego "mocarstwa moralnego". To oczywista oczywistość. A mimo to człowiek mieniący się premierem rządu RP oświadcza, że „w sensie formalnym, prawnym, międzynarodowym kwestia reparacji została zamknięta wiele lat temu”. Aż nie chce się tego komentować… Wiem jednak, że wbrew służalcom i abderytom, sprawującym obecnie władzę, mogę jako Polak i potomek mieszkańców II Rzeczypospolitej zawołać z przekonaniem: Scholz, oddaj pieniądze moich pradziadków! I racja, Donaldzie, jest po mojej stronie.
https://niezalezna.pl/polska/wydarzenia/pobierz-raport-o-stratach-wojennych-polski-w-wyniku-agresji-i-okupacji-niemieckiej/455834
-------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Polityka