Popatrzcie na pawia, jaki jest piękny z przodu. Ale jeśli zrobicie parę kroków i popatrzycie z tyłu, dostrzegacie rzeczywistość.
Franciszek, papież
„Wyskoczył jak filip z konopi”. Znamy? Znamy. Co jednak ten frazeologizm oznacza? Ano – jak mawiali dawni myśliwi – że pojawił się niczym wypłoszony zając; znienacka, nagle. Żeby nie było także w świecie ludzi pojawiają się liczni „filipowie”. Ba! Ostatnimi czasy wskakujący wprost z konopi na tzw. świecznik. Że przesadzam?
Biorę do rąk „Poczet marszałków sejmu II RP”. Przewracam kolejne kartki… Wacław Makowski, Walery Sławek, Stanisław Car, Kazimierz Świtalski, Wojciech Trąmpczyński, Maciej Rataj, Ignacy Daszyński. Postacie, które można oceniać różnie. Niektórzy z wymienionych niespecjalnie zachowali się na polu wewnętrznych zmagań politycznych frakcji, ale żaden z nich nie dał nawet najlichszego powodu, by podejrzewać go o działalność sprzeczną z polska racją stanu, czy też pracę na rzecz ościennych potęg. To wszakże w tym miejscu nie jest najważniejszym. Rzecz bowiem w tym, iż każdy z nich, dosłownie - każdy, zanim rozsiadł się na fotelu marszałka Sejmu RP, wykazał się w pracy na rzecz Rzeczypospolitej i narodu polskiego. Ten na polu nauki, tamten w zakresie działalności niepodległościowej lub/i gospodarczej, inny wreszcie na polu boju z zaborcami. Często swą drogę ku zaszczytom i brania na swe barki najwyższej odpowiedzialności rozpoczynali już niemal jako gołowąsy albo ludzie wchodzący dopiero w dojrzałość. Jeden w drugiego. Ich dokonania znano powszechnie i wiedziano kto zacz. A co mamy dziś?
Szefem niższej izby parlamentu zostaje człowiek o właściwościach… Hmm… Nawet nie wiem jakich. Współpracujący z „GW”. „Tygodnikiem Powszechnym” i „Polityką” – khm - katolik, który kilkukrotnie próbował zbliżyć się do absolutu, ale bezskutecznie. Był tu, był tam, lecz nie było go w miejscach, w których aplikant na rasowego polityka mającego na celu poprawić los swych rodaków być powinien. Aktywny na różnych polach, ale tego rodzaju, że zawsze wiązało się to przede wszystkim z osobistym marketingiem i – najpewniej – indywidualnymi korzyściami. Choć medialnie sprawny, to nie posiadający w osobistym arsenale zdolności niezbędnych dla stworzenia szerokiego zaplecza i sieci zwolenników. A przecież… Człowiek ponad miarę ambitny i przekonany o własnej nieomylności. Narcyz. Buzujący energią i chęcią zdobywania himalajskich szczytów potencjalny Napoleon. Bardzo długo potencjalny… I nagle!
Poszperałem w pokładach pamięci i muszę przyznać, że podobnych przypadków w historii znajdziemy całkiem sporo. W ciągu wieków „filipowie” wyskakiwali z konopi nad Renem, Ebro, Tamizą, Padem, Dunajem, Sekwaną, Dnieprem a nawet nad Bosforem. Pominę inne kontynenty. Także nasze dzieje nie są od nich wolne. Wystarczy wspomnieć XVII wiecznych tzw. Łżedymitrów. Cechą wspólną wszystkich, ale to wszystkich „filipów”, jest to, że realizowane przez nich scenariusze pisali inni. Ci stojący w mroku. Doskonale oddaje to zapomniany już dziś film z roku 1975 pt. „Fałszywy król”, z niepowtarzalną kreacją Malcolma McDowella. Kto ciekawy, niech poszuka. Warto, bo po obejrzeniu wspomnianego obrazu sens ról odgrywanych przez wszelkiej maści „filipów” staje się jasnym.
I na koniec… Historia uczy, że tzw. ludzie znikąd, wbijający się nagle w szeregi establishmentu i mrugający do publiki ze świeczników zwykle kończyli źle i pozostawiali po sobie taki bałagan, że o większy trudno nawet w literaturze s-f. Ponadto musieli odpłacać się swoim ukrytym przed wzrokiem mas bezwzględnym mecenasom. Czasami na sposób budzący obrzydzenie, bo nikt przy zdrowych zmysłach i jako takim poczuciu godności, nie lubuje się o oglądaniu „mężów stanu” liżących czubki butów seniora. Dlatego bądźmy czujni, obserwujmy i w razie czego podejmujmy niezbędne działania. Jednakże jako ludzie cywilizowani nigdy, przenigdy, nie kopmy liżącego.
-------------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Polityka