… prawdziwa wolność nigdy nie występuje w despotyzmie lub w skrajnej demokracji.
Alexander Hamilton
D-E-M-O-K-R-A-C-J-A! D-E-M-O-K-R-A-C-J-A! D-E-M-O-K-R-A-C-J-A! Niosło się przez lata po nadwiślańskiej ziemi. I niesie do tej pory. W ten sposób Polacy – w swej masie – deklarują przywiązanie do metody wyłaniania władzy. Tak, metody wyłaniania władzy, gdyż wbrew powszechnej opinii „demokracja” nie jest formą ustrojową. Są bowiem tylko dwa wzorce porządku ustroju: monarchiczny i republikański. Koniec i kropka. Mogą wprawdzie istnieć monarchie konstytucyjne, ale tak czy owak w takich przypadkach prawdziwa władza należy do parlamentu. Niestety ten fakt umyka jakimś 90% moich rodaków i poprzez to wprowadza mętlik w narodzie. Czy mam zatem zamiar krytykować demokrację? A skąd! Jestem przekonany, że to najlepszy sposób na unikanie rozlewu krwi we wspólnotach, w których o ujęcie sterów nawy państwowej walczą te lub inne partie, gangi, grupy interesów (niepotrzebne skreślić). Moją intencją jest zupełnie coś innego. Otóż mam zamiar pokrótce przypomnieć Szanownym, iż demokracja ma swoje granice. Wiosłujmy do brzegu…
Niewątpliwie za ojczyznę demokracji poczytywana jest starożytna Hellada. Wprawdzie nie cała, ale jeśli chodzi o emblematyczny przykład, to co do Aten, nie może być sporu. Napomknę tylko, że tak między Bogiem a prawdą większość ludów indoeuropejskich wykazywała predylekcje ku rozwiązaniom – nazwijmy je roboczo – demokratycznym, lecz stolica Attyki dzierży w tych zawodach palmę pierwszeństwa. I z pewnością zasłużenie. Aby tego dowieźć nie będę grzebał w kopalni pradziejów, ale przypomnę tylko, iż reformy Klejstenesa i Peryklesa (VI-V w. p.n.e.) umożliwiły Hellenom zamieszkującym Ateny stworzenie państwa, które stało się potęgą niemal pod każdym względem. Politycznym, kulturowym, ekonomicznym, militarnym, cywilizacyjnym… A więc kraina i miasto (polis wraz z pertynencjami) zamieszkiwane ówcześnie przez kilkaset (raczej nie więcej niźli 300-350 tys. ludzi) odgrywało rolę porównywalną do współczesnego… Hmm… Albionu. Dziwne. Prawda? No nie. Wcale nie dziwne, bo wspomniane reformy ustrojowe zainicjowane przez osoby żywo kochające swój kraj i naprawdę mądre spowodowały, że ukryty dotąd potencjał stosunkowo niewielkiej społeczności dosłownie eksplodował. Grzmotnął, załomotał, wybuchł! Rozniósł się na wszystkie strony świata. Fidiasz, Ksenofont, Izokrates, Sokrates, Platon, Solon, Fidiasz, Tukidydes, Kleon, Demostenes, Plutarch, Aknodike, Speuzyp, Meton… To tylko nieznaczna część listy wielkich Ateńczyków i wielkich ludzi. Nie będę wymieniał ich bez końca, tak samo nie wspomnę (z powodu braku źródeł) o setkach i tysiącach ateńskich podróżników, kupców, żeglarzy, rzemieślników, artystów, wojowników, nauczycieli, odkrywców, bankierów, wynalazców… Nie ulega wątpliwości, iż starożytne miasto Ateny, dzierżące przez długi okres berło stolicy ludzkiego geniuszu, stało się takim przede wszystkim na skutek zastosowania zasady równości wobec praw i obowiązków. To właśnie wtedy zwykły obywatel mógł śmiało i bez strachu odpowiedzieć na zarzuty możnego rodaka: „Ty i ja jesteśmy synami tych samych bogów”.
Czy jednakże rozumiemy dziś ateńską demokrację poprawnie? Sądzę, że nie. Wprawdzie powołujemy się na nią, robimy o niej filmy, piszemy książki, stosujemy jej przykład niczym zaklęcie… O właśnie! Niczym zaklęcie! Wmawia się nam bowiem, iż demokracja nie ma granic. Jest niczym bożek i najświętsza świętość. Niedotykalna. A to zwyczajnie nie jest prawdą. Przynajmniej jeśli idzie o jej zasady. Tak się bowiem składa, że demokracja funkcjonująca wśród ateńskich (a także wielu pozostałych) Hellenów, podlegała pewnym ograniczeniom. Pominę to, że dotyczyła podejmowania decyzji (referendum się kłania!), a nie wyboru konkretnych urzędników (tych – zwykle - wybierano poprzez losowanie). Tak na przykład jej funkcjonalność ograniczała się do konkretnego polis. Innymi słowy, każde miasto mogło rządzić się w ten lub inny sposób, podejmować te lub inne decyzje, zbierać siły do podjęcia tego lub innego wyzwania, ale… Autonomicznie! W przypadku, gdy znalazł się lub znaleźli się cwaniaczkowie pragnący wykorzystać mechanizmy demokratyczne do zdobycia władzy tyrańskiej lub (to ważne!) działać w interesie postronnych czynników, to lud ateński dysponował narzędziem pod nazwą atimia. Istotą zjawiska było to, że wszyscy obywatele podczas zgromadzenia mogli takie osoby skazać na (co najmniej) dziesięcioletnie wygnanie z miasta. Zdarzały się kary bardziej drastyczne, lecz zwykle kończyło się na dekadzie. Z tego powodu, że zgromadzeni obywatele zapisywali imię cwaniaczka na glinianych tabliczkach, zwanych z grecka ostrakon, do dziś pozostało nam określenie „ostracyzm”, czyli wykluczenie konkretnej osoby ze społeczności. Kiedy w ten sposób reagowali Ateńczycy? Ano m.in. wtedy, kiedy znajdowali się tacy, którzy w imię demokracji chcieli np. poddać Grecję Persom. Takie knowania gros Ateńczyków dostrzegał, namierzał, oceniał i przeciwdziałał im. To przede wszystkim pozwoliło na utrzymanie się niewielkiego przecież państwa w świecie agresywnych i ekspansjonistycznych potęg (Lidii, Persji, Macedonii).
Aha! Byłbym zapomniał o jeszcze jednej kwestii. Niezwykle istotnej. Tak się bowiem składa, że nawet najtęższym badaczom „antycznej demokracji” umyka bardzo ważne uwarunkowanie. Sądzę, że dużą albo nawet olbrzymią rolę w procesie narodzin ateńskiej (i szerzej helleńskiej) demokracji odegrała… Uwaga! Wyrocznia w Delfach. Tak, tak. Słyszało o niej wielu, ale czy zrozumiało jej rolę? Przypuszczam, że nie. Nie chodzi przecież o popkulturowe przedstawienie wyrokujących niczym postaci z kultowego już obrazu „300”. To fałsz. Prawdziwym zadaniem (tu ukłony dla pomyślunku osób żyjących kilkadziesiąt stuleci przed nami) Delf była intelektualna podbudowa strategii politycznych. Takie centra analiz, wywiadownie i uniwersytety w jednym. Kto nie wierzy niechaj bez uprzedzeń i spoglądania na starożytnych jak na jaskiniowców zapozna się z passusami zawartymi w pracach Tukidydesa czy Herodota dotyczącymi poselstw Ateńczyków do wyroczni. Toć to prawdziwy majstersztyk prognoz, który zawstydziłyby chyba wszystkie współczesne globalne think tanki.
Odmiennie o naszej obecnej sytuacji, antyczne Delfy utożsamiały się z potrzebami i wyzwaniami Hellady. Całej Hellady. Jako wspólnoty tradycji, wartości, kultury, języka, wiary, celów… Dziś, wszelkiej maści „wróżowie” (szczególnie ci znad Wisły) kierują się albo selfhatred albo mamoną. To oni, miast intensywnie pracować nad projektami służącymi wzmocnieniu Rzeczypospolitej, sprawdzają swoim gościom portfele w poszukiwaniu karty „Orlen”. Totalna aberracja!
Kończę, bo rozpisałem się ponad miarę. Dopowiem tylko, że jeśli usłyszycie Państwo, iż demokracja to nienaruszalny i święty praemblemat, to macie pełne prawo takiemu interlokutorowi zaśmiać się w twarz. To żadna świętość. Żaden bożek. Żadna wartość absolutna. Oczywiście rozumiana opacznie, na sposób suflowany przez środowiska zainteresowane w otumanieniu mas. A już szczególnie w sytuacji, gdy jedna ze stron z pełną premedytacją wykorzystuje mechanizmy demokracji do spacyfikowania i oddania pod obcy zarząd Polaków oraz ich Ojczyznę. Tego nie wolno akceptować. I jeśli nie da się na ten czas wprowadzić instytucji banicji lub/i rozegnać na cztery wiatry agenturalnych frakcji (o co postulowałem jakiś czas temu), to warto, a nawet trzeba zastosować – na wzór dzielnych Ateńczyków – ostracyzm. Wobec powtarzaczy nieprawd, dyletantów i barbarzyńców, jak i wobec kolaborantów obejmujący w tej chwili władzę nad naszym krajem. Nasza obojętność doprowadzi bowiem do tego, że z polskości pozostanie tylko tyle co z ateńskiej sławy, a więc ruiny Akropolu. Amen!
--------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Kultura