Marzenie niewolników: targ, gdzie można by sobie kupować panów.
S.J. Lec
Wiosna lub jesień 1987 r. Dokładnie nie pamiętam. Wojskowa Komisja Uzupełnień w Bydgoszczy na Starym Rynku. Kilkudziesięciu rówieśników. Jedni obojętni, drudzy podnieceni, jeszcze inni w strachu. Wchodzić! Spora salka, trzyosobowa komisja, dwie pielęgniarki. Ruszamy trójkami.
- Nazwisko!
- Dowód osobisty.
- Poborowy choruje na cukrzycę, skoliozę, syfilis?
- Zrobić trzy przysiady. Trzy skłony. Rozchylić pośladki. Chrząknąć.
- Wyjść.
Dla mnie luzik. Ewentualne wojsko to nie koniec świata. Ba, za mundurem panny sznurem… Czekam. Obok mnie kilku gości przestraszonych. Założę się, że zrobią prawie wszystko by nie pójść w kamasze. Napięcie na ich twarzach. Mija kwadrans. Godzina. Dwie. Wychodzi oficer w białym kitlu, który z groźną i jednocześnie kpiącą miną oświadcza:
- Dzisiaj… wszyscy są zdrowi.
Dla wielu rozpacz…
Taaak… Tak to wyglądało.
Jako potencjalne prl-owskie mięso armatnie w procesie zdobywanie Płw. Jutlandzkiego mogę sobie pozwolić na sarkazm. A co! Z drugiej strony oraz z perspektywy czasu czuję się niczym uratowany z wybuchu Etny. Lekko przesadzam, ale tylko trochę. Tym bardziej, że jako osoba, która dożyła trzeciej dekady XXI wieku wiem, iż w razie czego moimi dowódcami byliby m.in.: gen W. Skrzypczak, R. Andrzejczak, T. Piotrowski czy M. Różański. O innych (tych np. z SKW) nie wspomnę, bo wzbiera mnie na wymioty. Co to oznacza?
Pamiętam, że jednym z najgorętszych sporów dotyczących naszej przeszłości był ten, dotyczący postawy polskiej generalicji z doby Powstania Listopadowego. Najczęściej (słowo daję) pojawiają się głosy osób mądrych po niemal dwóch wiekach, iż najwyżsi generałowie Królestwa Polskiego zachowali się całkiem rozsądnie w kontekście namów podchorążych i tym, którzy zostali rozstrzelani przez powstańców w pierwszych godzinach rebelii należą się pomniki na wysokich cokołach. Czyżby? Od kiedy pamiętam zadaniem wojskowych jest stanie na straży wolności narodu i niepodległości państwa któremu służą. To (podobno) zasada uniwersalna. Co więcej, każdy wojak winien zajmować się li tylko swoimi zadaniami i za żadną cenę nie wchodzić w polityczną gmatwaninę. Z tej przyczyny uważam, iż dobrzy a nawet doskonali polscy dowódcy, z wielkim doświadczeniem z czasów wojen napoleońskich, odmawiając podjęcia walki z rosyjskim okupantem postąpili… źle. Ich obowiązkiem było walczyć. Niestety chromy duch panujący nam sercami wielu z nich spowodował, że Powstanie nie odniosło sukcesu. Szkoda. To scenariusz optymistyczny. Dlaczego? Odpowiedź jest prozaiczna. Zadaje się przecież, że znaczna część wspaniałych wojaków okazała się marnymi obywatelami. Głownie z powodu przywiązania do dóbr doczesnych i chorej lojalności wobec swego właściciela. Napisałem „właściciela” a nie pana, gdyż panem mógł być tylko i wyłącznie król Polski. Zaś właścicielem… car. Obcy, zły i wrogi. Czemu o tym wspominam?
W wiekopomnej pracy Jaroslav Hašek zawarł taki passus:
— Więc o co wam chodzi, Szwejku? — zapytał porucznik Lukasz, gdy odeszli na bok.
— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant — rzekł Szwejk — że daleko lepiej zawsze przyznać się do wszystkiego, nim szydło wylezie z worka.
Amen!
Szwejk to Szwejk i trudno odebrać mu prawa do instynktownego wyczuwania szui. Zresztą na kartach „Dzielnego wojaka Szwejka” sytuacji potwierdzających to przypuszczenie jest znacznie więcej. Ale, ale… Szwejk Szwejkiem, literatura literaturą, fikcja fikcją… Znacznie poważniejszymi są zdarzenia dziejące się w tzw. realu. Otóż kilkanaście dni temu lubiany przez mnie za swadę i ułańską fantazję gen. W. Skrzypczak, w jednym z internetowych interview stwierdził, że wybiera się na marsz „Milion serc”, ponieważ: „[Liczy] na to, że Polska odzyska dostęp do wolności, do Europy, do świata. Mamy prawo czuć się w tej chwili wcale niekomfortowo. Odcinamy się od Europy, nie wiem dlaczego.” Dopytywany o ocenę rządów ZP odrzekł, że… „jedyną rzecz, którą PiS robi dobrze to zbroi, modernizuje armię. Za to im się należą podziękowania. I za nic więcej.” Bach! Podobną – dla mnie trudno zrozumiałą postawę – przyjęli (wychwalani swego czasu pod niebiosa) generałowie Andrzejczak i Piotrowski. Nie wiem jak tam było i opieram się li tylko o opinie ludzi lepiej poinformowanych oraz o logiczne łączenie kropek. W każdym razie rezygnacja z kariery wojskowej w przeddzień wyborów parlamentarnych to ruch godny Dody lub Stuhra, a nie dwóch najważniejszych dowódców WP. I to nie wszystko! Jeśli przyłożyć ucho w odpowiednie miejsce, to da się usłyszeć, że zdaniem niedawnej wierchuszki naszej armii gen. Kukuła to lamer, słabiak i oficer niewiadomojaki. Wprawdzie ma osiągnięcia, charakter, sukcesy i zdolności organizacyjne, ale… Ale nie jest … nasz! Takie wnioski da się sformułować nie tylko na podstawie faktów, ich analizy i holistycznego spojrzenia na problem, lecz również w oparciu o wyważone, ale twarde opinie takich postaci jak. gen. D. Wroński (postawił się Tuskowi w czasie likwidowanie jednostek WP) oraz gen. L. Komornickiego (z przeszłością, ale nie kwestionowanego patrioty).
Myślę sobie tak… My, obywatele, spierając się o wywyższenie tych lub innych polityków, zapominamy, że wybór tych lub innych wojskowych na określone stanowiska ma fundamentalne znaczenie dla naszego bezpieczeństwa. Nie tylko w mglistej przyszłości, ale dziś i jutro. Sądzimy na ogół, że jeśli nasz syn nie ma hemoroidów i potrafi zrobić trzy przysiady będzie w stanie obronić swoją siostrę i matkę. Nic bardziej mylnego! Za władza polityczną, nawet najgłupszą i najbardziej skorumpowaną, ciągną się całe kompanie i bataliony „wojaków Szwejków”. Takich, co to interes Rzeczypospolitej oraz oczekiwania narodu polskiego mają w głębokim poważaniu albo nie potrafią go pojąć. To problem znacznie groźniejszy nawet od syndromu Borysława Budki. Proszę o tym pamiętać.
A tak przy okazji… Panie generale Skrzypczak: po Pańskiej deklaracji uczestnictwa w marszu Tuska przestałem oglądać i słuchać Pańskich wynurzeń. Wprawdzie istnieje niewielka szansa, że jest Pan sprawnym oficerem. Być może… Jeśli jednak chodzi o inne kwestie, to taki z Pana analityk polityczny i w konsekwencji patriota jak z koziej d… Czy to dolegliwość wirusowa, czy nabyta w młodości… Nie wiem. W każdym razie będę modlił się o to, by Panu podobni nigdy nie stanęli wobec dylematu, który był udziałem generalicji KP w listopadzie 1830 r. "Nim szydło wyjdzie z worka"...
-----------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Społeczeństwo