Nic się nie dzieje przypadkowo, zawsze jest jakaś przyczyna i konieczność.
Platon
Ech ten Mieszko! A może Mieszko-Dago… Nieważne. Choć jestem wielkim admiratorem Nauczycielki Życia, to – przyznam otwarcie – uznaję alergię historyków związaną z rozpatrywaniem alternatywnej wizji historii za grubą przesadę. Wszak rozpatrywanie scenariuszy odmiennych od tych, które napisało nam życie, jest nie tylko zajęciem pasjonującym, ale ma również wielki walor edukacyjny. A do tego poszerza horyzonty i jest swoistym oraz – wbrew pozorom – bardzo przydatnym w praktyce dnia codziennego eksperymentem. Przesadzam? Nie, w żadnym razie. Przecież pospieszne wzmacnianie naszych Sił Zbrojnych nie wynika, że ten lub innym minister obudził się pewnego poranka i wstrząśnięty zmorami sennymi zadecydował o zakupie kilkuset czołgów Abrams. Tak to nie działa. Zakupy nowoczesnego uzbrojenia dla WP są po prostu skutkiem nauk jakie nasz naród (prawda, że nie cały) wyciągnął z wydarzeń roku 1939. Zostawmy to i poszarżujmy w krainę dziejowych alternatyw.
Krainy historyczno-geograficzne Polski
Wspomniałem wyżej o Mieszku I nie bez kozery. Onegdaj uważałem, że obdarzenie tej postaci nimbem (niemal) boskim to gruba przesada. A to z tego powodu, iż prawdziwym twórcą naszego państwa był dopiero jego syn. Cóż, nie uwzględniałem wtedy oczywistości, że bez ojca … nie ma syna. Dodatkowo pierwszy historyczny władca Polan poczynił krok, który najpewniej zabezpieczył naszych antenatów przed podzieleniem losu naszych dawnych sąsiadów, czyli Słowian Połabskich, których zniemczeni potomkowie wczoraj jak i dziś stanowili i stanowią najgłębsze oraz najszersze zaplecze dla wszelkiego rodzaju germańskich oszołomstw. Cegła po cegle. Parter, pierwsze, drugie piętro itd. Gmach państwa polskiego był budowany systematycznie i mimo wielkich przeciwności stał się niewyrugowalnym elementem krajobrazu Europy. Co ważniejsze, dzięki Mieszkowi I narodził się naród polski, który tenże gmach wzniósł, odnawiał i utrzymuje do dziś. Taka symetria nie zawsze działa, bo na przykład choć istniało Cesarstwo Austrii, to nigdy w jego granicach nie powstał nowy „cesarsko-austriacki” naród. Nam się udało. Powoli, pomalutku. Kraiki, dzielnice, regiony… To tracone, to odzyskiwane. Dziś mamy Rzeczpospolitą prawie jednorodną etnicznie, w przyzwoitych granicach, leżącą na obszarze o niebagatelnym znaczeniu. I najważniejsze… Polska i zamieszkujący ją ludzie są gwarantem stabilności stosunków na naszym kontynencie. Bo gdyby Polski nie było…
Najstarszy zapis dotyczący „obywatelstwa” polskiego pochodzący z dokumentu fundacji Zbyluta Pałuki (1153)
Wyobraźmy sobie, że pewnego razu naród polski i jego państwo zostają raz na zawsze ubezwłasnowolnieni i wymazani z kart historii. Czy taki rozwój wydarzeń byłby dolegliwym li tylko dla słowiańskich mieszkańców Odrowiśla? Na pewno nie! Bez niepodległego i suwerennego narodu zarządzającego terenami od Bałtyku po Tatry i od Odry po Bug nie utrzymałyby swej niezależności inne nacje. Przecież ością w gardle zarówno dla Niemców jak i dla Rosjan była od wieków Polska. To jej (często twardy i skuteczny opór) blokował imperialne zapędy Berlina i Moskwy. Bez niego nie byłoby miejsca na mapie dla Litwy, Łotwy, Estonii, Ukrainy, Mołdawii oraz Białorusi. Być może nawet Finlandii. Z drugiej strony nieudane próby totalnego spacyfikowania Polaków umożliwiły przetrwanie Czechom, Węgrom Słowakom, Słoweńcom… Powiem więcej! Wyobraźmy sobie, że dwa mocarstwa, czyli Niemcy i Rosja zlikwidowałyby Rzeczpospolitą. Sorki… Polskę. Wcześniej lub później. Co w taki przypadku czekałoby liczne narody Europy wschodniej i… zachodniej? Czy po likwidacji państwa polskiego i wszelkiego środkowoeuropejskiego drobiazgu w głowach berlińskich strategów nie zakiełkowałaby myśl o włączeniu do „Wielkiej Germanii” i przerobieniu na wzorcowych Aryjczyków mieszkańców Niderlandów, Austrii, Danii, Norwegii i – zapewne - Szwecji? A potem… Czy bezpieczną mogłaby czuć się Najstarsza Córa Kościoła? Albion? Italia? Sądzę, że taki scenariusz pojawiłby się na biurkach berlińskich decydentów. Nie inaczej sprawy miałby się w Moskwie. Bałtowie, Finowie, Mołdawianie, Ukraińcy, Białorusini zostaliby w trybie ekstraordynaryjnym, czyli nie tylko przy pomocy słowa ale i pięści, przerobieniu na członków wielkiego narodu Wszechrusi. Z czasem kolei przyszłaby na Bułgarów, Greków (wszak to prawosławni), a następnie na wszelkie ludy (wschodnioeuropejskie i azjatyckie) niepodzielające zachwytu nad ruskim mirem. A gdyby jeszcze te dwa imperialne mocarstwa zawarły wiekuistą sztamę…
No tak… Pofolgowałem sobie. Nie sądzę jednak, że przywołane scenariusze nadają się tylko do umieszczenia w bibliotecznym dziale s-f. Niewiele brakowało, i to nie raz, i nie dwa, aby te potworne alternatywy stały się realnymi. Na szczęście serca naszych przodków nie były zajęczymi. Obecnie jesteśmy świadkami kolejnej próby wdrożenia życie imperialistycznych marzeń naszych wielkich sąsiadów. Całe szczęście, że szanse na sukces – dzięki postawie Ukraińców i wielu państw świata - są raczej mikre. Czy jednak winniśmy już spać spokojnie? Z pewnością – nie. Historia lubi się powtarzać. Dlatego w interesie Europy i świata bezsprzecznie leży istnienie wolnej Polski. A wszystkim tym, którzy tego nie rozumieją na pohybel!
Ech, ten Mieszko...
-------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Kultura