Dobre zmyślenie zawsze bardziej olśniewa niż odłamek prawdy.
D. Satterfield
Jestem niezwykle rad, że na portalu przeznaczonym głównie do politycznej siekanki, tematyka związana z dziejami naszych językowych przodków wywoła spory rezonans. To oznacza, że jeszcze duch w narodzie nie sczezł. Alleluja! I nie zmienia tego faktu nawet to, że w jednym z tekstów Mój Dawny Kolega zasugerował (ironicznie, ale jednak), że skoro napisałem to, co napisałem, musi coś w tym być. Ukrytego oczywiście. Najprostszym rozwiązaniem będzie… Będzie… O tak! Bazyli1969 jest… Niemcem. Ooo! Sam już nie wiem co o tym sądzić, ponieważ wcale nie tak dawno temu uznano mnie za zakamuflowanego Ukraińca. Ba! Ktoś kiedyś nawet „odkrył” żem zapewne Żyd. No cóż… Żeby pogodzić salonowych genealogów zaproponuję następujące rozwikłanie zagadki: jestem niemieckim Żydem, który żył przez lata na Ukrainie, a potem, czyli po ataku Moskali, uciekł w granice Rzeczypospolitej. Hłe hłe hłe… Może być? Dobrze. Zostawiam dygresje i płynę do brzegu.
Po zapoznaniu się z dyskusjami pod notką własną oraz kilkoma innymi wpisami Szanownych Blogerów zauważyłem pewną prawidłowość. No, może nie zasadę ale symptomatyczne zjawisko. Otóż przedstawiciele – nazwijmy ją roboczo – frakcji autochtonicznej formułują swe wnioski zwykle w oparciu o opracowania. Więcej nawet! Zdaje się, że część z tych osób – pardon, ale kto mówi prawdę, ten ma zdrowy język – po prostu buduje swe poglądy w oparciu o niezrozumienie sensu przekazu, na który się powołują (przykład przedstawię poniżej). Z drugiej strony, dyskutanci i autorzy postów zajmujący przeciwną stronę barykady, bronią swych opinii bardzo często w oparciu o znajomość źródeł. To fundamentalna różnica. Nie mam wszakże zamiaru bawić się w preceptora, bo moi niemiecko-żydowsko-ukraińscy przodkowie starali wychować mnie jakoś, jednakże kilka zdań o mitach dotyczących dawnych Słowian, niestety głęboko zakorzenionych w naszych głowach i w sumie szkodliwych, postaram się odbrązowić. Pro publico bono.
Mit pierwszy
Słowianie to… Słowianie. I już! To naiwne stwierdzenie, gdyż bez zdefiniowania pojęcia wszelkie dyskusje muszą okazać się jałowymi. Pomijając fakt, że obecnie wspólnym mianownikiem dla wszystkich ludów słowiańskich jest przede wszystkim język, to dla przeszłości liczonej w setkach i tysiącach lat, tj. okresu, gdy nikt nawet nie słyszał o globalizacji i aliażu wszelkich dziedzin życia, ustalenie znaczenia określenia „Słowianie” ma podstawowe znaczenie. Dlatego – biorąc pod uwagę ustalenia etnologów, etnografów, socjologów, historyków i archeologów - jako Prasłowian należy rozumieć ludność reprezentującą pierwotny zbiór cech (językowych, kulturowych, religijnych i materialnych) wyróżniających ją spośród innych grup etnicznych istniejących dowodnie na kontynencie europejskim w przeddzień jej wielkiej ekspansji. To elementy obiektywne. Istnieje jeszcze jeden ważny aspekt, o którym zapomnieć nie wolno, czyli świadomość wspólnoty danej wielkiej grupy ludzkiej/etnosu. Bez zaistnienia tego warunku, każdy postronny obserwator dostrzegł by populację, lecz nie mógłby zobaczyć narodu (plemienia, ludu).
Mit drugi
Słowianie nie mogli wychynąć z ubogich bagien Prypeci, bo byłoby ich zbyt mało żeby w ciągu 2-3 wieków zająć 1/3 Europy. Cóż… Niekoniecznie wyskoczyli z prypeckich błot jak filip z konopi, gdyż ich pierwotne siedziby były zapewne obszerniejsze, a być może nawet usytuowane nieco bardziej na wschód. Przyjmijmy jednak, że Prasłowianie faktycznie przed swą ekspansją zamieszkiwali usiane jeziorami, pełne rzek, strumieni, nieużytków i lasów, pogranicze dzisiejszej Ukrainy, Białorusi i Rosji. Czy w takim przypadku ich potencjał demograficzny nie był wystarczający na mozolne zajmowanie tysięcy km2 wschodu i centrum naszego kontynentu? To mylne mniemanie. Publicysta i biolog G. Jagodziński dowiódł, iż populacja Słowian licząca ok. roku 500 n.e. 300 tys. ludzi, w ciągu pół tysiąclecia mogła wzrosnąć do ponad… 7 milionów (takie są szacunki dotyczące ludności słowiańskiej w XI w. n.e.). Na pierwszy rzut oka wydaje się to nieprawdopodobne. A jednak! Wystarczy uświadomić sobie, iż dla osiągnięcia tej drugiej liczby wystarczy, aby coroczny (średni) przyrost ludności słowiańskiej wyniósł 0,7‰. Dużo? Tak, dużo w kontekście współczesności. Trzeba jednak pamiętać, że taki wskaźnik występuje dziś w wielu krajach świata. Np. w Indiach (nb. jeszcze niedawno był dwukrotnie wyższy), a w Afryce Zachodniej sięga dziś… 32‰! Wziąć też należy pod uwagę, że grupy naszych językowych przodków na swej drodze napotkały obcych (Germanów, Sarmatów, Romanów, Greków, Bałtów, Finów, Daków itd.) i z czasem ich asymilowały. Ba! Źródła pisane potwierdzają, że instytucja niewoli u Słowian była bardzo oryginalna w porównaniu z ówczesnym cywilizowanych światem, ponieważ nie była bezterminowa, a każdy były niewolnik, po pewnym czasie, mógł zostać członkiem wspólnoty swego dawnego pana. Nie ma tu zatem żadnych demograficznych cudów.
Mit trzeci
Słowianie od neolitu, a nawet od zawsze, byli ludem pokojowym i zamiłowanym w rolnictwie. Tacy pszenno-buraczani Janusze. To spowodowało, że chociaż po zamieszkiwanych przez nich ziemiach hasali wszelkiej maści najeźdźcy, po których do dziś nie pozostał nawet zapach, to Słowianie znosili wszystko co dawał im los i siedzieli, uprawiali, orali i… trwali nad naszą Wis… Pardon. W każdym gołębie serca to znak firmowy naszych przodków. Hmm… Oddajmy zatem głos świadkom ówczesnych wydarzeń, a dokładnie Prokopiuszowi z Cezarei (VI w. n.e.)…
„Ci właśnie [oddział żołnierzy cesarskich] napotkali 600 Sklawenów prowadzących wielką zdobycz Romajów. Zniszczyli oni Zaldapę, Ad Aquas i Skopis, ponadto uprowadzili napotkanych nieszczęśników, mieli też bardzo wiele wozów wypełnionych dobrami pochodzącymi z grabieży. Kiedy barbarzyńcy zobaczyli Romajów {tj. żołnierzy bizantyjskich] , a potem spotkali się z nimi oko w oko, przystąpili do mordowania jeńców. Mordowano więc wziętych do niewoli mężów, począwszy od młodzieży.”, a także: „[Słowianie] napotkanych nie zabijali ani mieczem, ani włócznią, ani w żaden inny sposób, lecz wbiwszy w ziemię słupy dobrze zaostrzone, siłą na nie wbijali nieszczęsnych, lub ostrze pali wraziwszy między pośladki aż do wnętrzności, sprawiali, że ci w ten sposób ginęli. Barbarzyńcy ci wbijali również cztery grube pale w ziemię, przywiązywali do nich ręce i nogi pojmanych, a potem bijąc ich kijami po głowie, zabijali jak psy, żmije lub inne jakieś dzikie zwierzęta.”.
Takich relacji z okresu świtu średniowiecza mamy całkiem sporo. Nie powinno to jednak dziwić, gdyż nasi językowi przodkowie przez wieki nasiąkali wojennym modus operandi „sprzedawanym” im przez ludy koczownicze. Np. Scytów i Sarmatów, którzy nie należeli do zbioru ludzi szczególnie empatycznych. Zresztą wpływy nomadów odcisnęły swe piętno w wielu dziedzinach, a w wojskowości przede wszystkim. To przecież od nich Słowianie zaczerpnęli takie pojęcia (a zapewne i przedmioty) jak: toporъ, *ostrogъ, *batogъ, *čьpagъ (napierśnik). Krótko mówiąc twierdzenia o jakimś specyficznie pokojowym nastawieniu Pra(Słowian) to li tylko bajędy.
Mit czwarty
Pustka osadnicza, czyli miejsce we wszechświecie, gdzie nie ma… nic. Absolutnie nic. Nawet żywego ducha. Lekko przesadzam, ale w rozumieniu zwolenników tezy o autochtonizmie Słowian nad Wisłą, argument o rzekomej pustce odgrywa znacząca rolę. No bo jak to? Nie było niczego i nagle Słowianie? Problem w tym, iż nie mają oni racji. Nie tak dawno temu zakończył się program badawczy prowadzony przez naszych naukowców pod kierownictwem prof. A. Bursche, który miał raz na zawsze wyjaśnić m.in. zagadnienie tzw. pustki osadniczej. Ostatecznych wyników jeszcze nie opublikowano, lecz znaczna część ustaleń znalazła się w materiale zatytułowanym „Barbarzyńskie tsunami. Okres wędrówek ludów w dorzeczu Odry i Wisły”. Łatwo znaleźć w sieci. Jednym z fundamentalnych ustaleń jest to, że nie ma mowy o jakimkolwiek totalnym wymieceniu ludności przedsłowiańskiej z ziem Odrowiśla. Różnorodne badania wskazują za to, iż w przeddzień pojawienia się Słowian na naszych dzisiejszych ziemiach wciąż żyli na nich reprezentanci dawnych kultur. Głownie Germanie. Co więcej! Od schyłku V, a może od początków VI w. n.e. poczęli pojawiać się przybysze ze Skandynawii, czego najlepszym oraz niezwykle instruktywnym dowodem są znaleziska z Czarnówka, Główczyc, Głuszyna, Witkowa, a przede wszystkim skarb z Wapna (k. Żnina). Nie można zatem twierdzić, iż tak urodzajne i przyjazne życiu ziemie jak terytoria polskie nagle i bezapelacyjnie zamieniły się w życiową pustynię. To b-y- z-y-d-u-r-a. Wypływający stąd wniosek jest taki, że nasi językowi przodkowie w wyniku pokojowej asymilacji lub/oraz na skutek działań zbrojnych wchłonęli pewną ilość ludności przedsłowiańskiej, czego efekty ujawnia dziś genetyka. A propo’s genetyki…
Mit piąty
Genetyka jest dobra na wszystko. Na drogę za śliską. Na stopę za niską. I na klechdy wżerające się w umysły moich rodaków. Dowód? Kilku moich znajomych z s24 z zacięciem godnym lepszej sprawy twierdziło, że allochtonizm to wytwór germanofilów opętanych narracją niemieckich szamanów i EUR wpływających na ich konta. Czyżby? Sprawdźmy. Otóż silny zespół genetyków z mojego miasta, pod kierunkiem prof. M. Figlerowicza, miał rzekomo w dniach ostatnich obalić „mit” o nadejściu Słowian na ziemie polskie ze wschodu, czy ściślej – spoza Odrowiśla. Ha! Wszystko pięknie, ładnie ale taka interpretacja ustaleń badaczy to zwykły, a nawet wyjątkowy, fejk. Cóż bowiem stwierdzili genetycy? Nie mniej, ni więcej, tylko to:
„Nasze badania dowodzą, że zasadnicze procesy demograficzne kształtujące strukturę genetyczną populacji Piastów (X-XII w. n.e.) zakończyły się już w V w. n.e. Oznacza to, że obecna ludność rdzenna dla naszych terenów wywodzi się z grup żyjących tu już w pierwszych wiekach naszej ery. Grup ludności, która nie była stricte słowiańska, gdyż ten termin stanowi o wspólnocie językowej, koncepcji znacznie późniejszej, lecz większej grupy genetycznej, która dała początek zarówno Słowianom, jak i Germanom, czy Bałtom”.
Wiem, że czytanie ze zrozumieniem to od pewnego czasu upadła sztuka. Nie rozumiem jednak tego, iż ludzie gotowi oddać niemal wszystko dla obrony własnych opinii nie potrafią zrozumieć czytanego tekstu. No cóż… To na tę chwilę tyle.
Zdaję sobie sprawę z tego, że dla niektórych przywołane i uargumentowane przykłady wciąż będą nieprzekonywujące. Nic na to nie poradzę. Wiem jednak, że przechodzenie do porządku dziennego nad bełtaniem w głowach moich rodaków jest działaniem godnym potępienia. Z tego powodu postanowiłem drążyć temat Słowiańszczyzny. Ponadto zaznaczę, że od astralnego lewitowania w kwestiach przeszłości do dokonywania fałszywych i błędnych wyborów w teraźniejszości jest tylko jeden krok. Prócz tego, jak mawiała moja babcia: kto nie zna swoich korzeni, nigdy nie wyrośnie ku niebu. Stąd też moja troska. Mam nadzieję, że w/w spostrzeżenia staną się asumptem do dalszej dyskusji. Niech słowiańska moc będzie z Wami!
---------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Kultura