Chytrość – to lichy gatunek rozumu
François de La Rochefoucauld
Jestem prawie pewien, że główny bulbowy Republiki Białorusi w ostatnich dniach każdego ranka przymierza szaty Quislinga. Rzecz jasna nielegalny gospodarz budynku przy mińskiej ulicy Karola Marxa 38 chciałby widzieć siebie w roli Hannibala, Napoleona lub przynajmniej Kutuzowa, lecz – mówiąc po warsiawsku – „nie ten rozmiar kapelusza”. Wszak nawet największy spryciarz na globie nie jest w stanie ukręcić bicza z g..na. Co mu zatem pozostaje? Rola halabardnika, od czasu do czasu wtrącające kilka nut do melodii generowanej przez aktorów pierwszego planu. Ja tak to widzę. Jednak moje projekcje i przewidywanie mogą mięć się nijak do ambicji mińskiego dyktatora. I zdaje się, że tak jest w realu.
Ostatnie zamieszanie związane z przemieszczeniem jednostek tzw. Grupy Wagnera na Białoruś wywołało mnóstwo komentarzy. Pewna ich ilość rzetelnie przedstawia sytuację, ale znacząca większość to proch i pył. Gdyby bowiem opierać się na donosach podekscytowanych „specjalistów” to należałoby w try miga spakować rodzinę i wysłać ją przynajmniej do Maroka, a samemu zgłosić się do najbliższej jednostki WP. Całe szczęście, iż panikarstwo nie jest naszą narodową cechą. I to się chwali. Czy jednak winniśmy popadać w błogi spokój?
Większość z nas pamięta zapewne wydarzenia z maja i czerwca tego roku, kiedy to jednostki złożone z „Wolnych Rosjan” i walczące po stronie Kijowa weszły na terytorium Federacji Rosyjskiej i sprawiły sporo kłopotu reżymowi Putina. Ba! Nie tylko wszelkiej maści czynownikom, ale również całej kohorcie propagandystów. Z uśmiechem na twarzy obserwowałem zakłopotanie całej masy „Sołowjowów”, „Simonianów” oraz „Skabiejewów”, którzy i które w żaden rozsądny sposób nie potrafili wytłumaczyć bezradności „drugiej armii świata” i pozostałych struktur Chanatu Moskiewskiego wobec agresji „Legionu Wolności” składającego się z rdzennych Rosjan. Ile było ekwilibrystyki? Ile tłumaczeń? Ile zadziweń? Widać było, że zabolało…
Dlaczego o tym wspominam? Otóż Moskale lubują się w kradzieży i kopiowaniu. Niemal wszystkiego. Od „Moskwicza”, poprzez działa samobieżne i broń nuklearną, aż po fast foody (po wyjściu z Chanatu sieci „Pizza Hut” stworzyli substytut o nazwie „Пиззa H”). Taki ich urok. To jednak nie wszystko. Dużo ciekawszym jest spostrzeżenie, iż Moskale naśladują rozwiązanie związane z gospodarką, przemysłem i obyczajami, ale również te ze sztuki wojennej. I teraz do brzegu…
Początkowo sądziłem, iż zaproszenie resztek tzw. Grupy Wagnera na Białoruś miało na celu stworzenie przez Łukaszenkę swoistego rodzaju grupy pretorianów. Takich dla ochrony bat’ki, jego haremu ale także dla trzymania w posłuchu Sił Zbrojnych Białorusi. Dziś widzę to nieco inaczej. Przypuszczam bowiem, iż obecność nad górnym Dnieprem zbójów spod sztandaru Prigożyna ma głębszy sens.
Wyobraźmy sobie sytuację polegająca na tym, że Wagnerowcy w sile kompanii lub batalionu (może i większej) przekraczają incydentalnie lub co rusz granice Rzeczypospolitej. Oczywiście siły te zostałby dość szybko zdziesiątkowane, lecz mogłyby w znacznym stopniu zaburzyć procedury państwa polskiego opracowane i obowiązujące w kontekście konfliktu na Ukrainie. W takim przypadku uwaga kierownictwa RP i WP siłą rzeczy musiałaby zostać skoncentrowana na pograniczu polsko-białoruskim. I nie tylko uwaga, lecz także nasze siły i środki. Co to oznaczałoby w praktyce? Nasza (jeszcze) stosunkowo niewielka armia nie miałaby możliwości odpowiednio zabezpieczyć polskiego południowo-wschodniego pogranicza, a także (!) w razie potrzeby zainterweniować (raczej nie samodzielnie) na terytorium zachodniej Ukrainy. Po co to chytremu chanowi z Kremla i równie chytremu halabardnikowi z Mińska? Sprawa jawi się bardzo prosto.
Skoncentrowanie sił „wagnerowskich” na pograniczu polsko-białoruskim ma za zadanie odwrócić nasza uwagę od głównego frontu. Spuszczenie ze smyczy prigożynowych bandytów i wysłanie ich dla zrobienia „dymu” gdzieś pod Białymstokiem w praktyce nie grozi dyktatorom z Moskwy i Mińska praktycznie żadnymi, niemożliwymi do przyjęcia na klatę, konsekwencjami. W końcu akcje w Obwodzie Biełgorodzkim przeprowadzili ludzie „w żaden sposób ani nie inspirowani, ani nie wspierani przez Kijów”. Czy tzw. wagnerowców inspiruje i wspiera Łukaszenka? A skąd? Sami chcą „wybrać się na wycieczkę do Warszawy i Rzeszowa” . Halabardnik z pewnością nie może im tego zabronić. A ponadto… A ponadto broń, mundury i amunicję można zakupić w każdym sklepie z bronią, mundurami i amunicją. Czyż nie?
Tak, wiem. To dość swobodne przypuszczenia. Do tego bardzo mało prawdopodobne, ale… W przypadku, gdyby w akcie desperacji Chanat Moskiewski zechciał szukać swej szansy w wojnie z Ukraińcami na bazie niekonwencjonalnych rozwiązań, to ponowny atak z terytorium Białorusi wydaje się jak najbardziej zasadny. W ten sposób Moskale zwiększyliby swoje szanse na przecięcie szlaków dostaw, osłabiliby potwornie morale Ukraińców, a także pokazali by światu, że są gotowi na (prawie) wszystko. I tylko na przeszkodzie stoi mały szczegół… Polska. Aby kraj „pszeków” i „panów” przestał wreszcie wspomagać chachłów, trzeba zabsorbować Polaków w innym miejscu. Na przykład na granicy polsko-białoruskiej. Czy taki scenariusz da się absolutnie wykluczyć? Nie!
Na koniec podkreślę, że przypuszczeń dotyczących pojawienia się Wagnerowców na obszarze folwarku zarządzanego przez ziemniaczanego halabardnika nie da się zliczyć na palcach obu rąk. To domniemanie wydaję się głupie, tamto pozbawione sensu, jeszcze inne niemal nieprawdopodobne… To fakt. Pragnę jednak zwrócić uwagę na to, iż obecność wagnerowskich bandytów na Białorusi ma jakiś sens. Ukryty sens. Szczególnie z tej przyczyny, że białoruska propaganda wchodzi ostatnio na taki poziom antypolonizmu, że pod względem kłamstw i agresywności może równać się tylko z agitacją praktykowaną w III Rzeszy (vide: załączony film). Dlatego musimy brać pod uwagę najgorsze scenariusze. Nawet te, które są równie prawdopodobne jak trafienie „szóstki” w lotto. Bo na tym polega realizm.
----------------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Polityka