Nadzieję od ułudy dzieli cienka linia.
Harlan Coben
Czy liczyłem na Konfederację? Tak. Czy miałem nadzieję, iż partia ta będzie w stanie zmieniać zatęchłe bagienko polskiej polityki? Tak. Czy wspierałem konfederatów w ich zmaganiach z naporem związanym z ustawą 447? Tak. Czy zgadzałem się z ludźmi Konfederacji w wielu kwestiach dotyczących covidowego szału? Tak. Czy głosowałem kiedykolwiek na ludzi z Konfederacji? Tak. Oddałem głos na K. Boska w wyborach prezydenckich. Czy żałuję swych działań? Hmm…
Jego Ekscelencja J. Korwin-Mikke już grudniu ubiegłego roku raczył stwierdzić, że: „Nawet gdyby w Rosji było okropnie i panowało tam ludożerstwo, byłbym za dobrymi stosunkami z Rosją, bo boję się rosnącej w potęgę Ukrainy i chcę za jej plecami mieć sojusznika”. Dla wzmocnienia swego przekazu niedawno dodał, iż „czas podziwiać Rosję”, „Rosja broni starych, sprawdzonych wartości” a W. Putin nie jest przychylny Polsce tylko dlatego, iż przez ostatnie lata był atakowany przez Polaków…
Inny z liderów wspomnianego ugrupowania, czyli G. Braun, tymi słowy apelował do świata: „Przywódcy państw NATO-wskich, wysyłacie na Ukrainę broń, ale takiej wojny nie da się wygrać w ten sposób. Im więcej broni, tym więcej zniszczeń. Zatrzymajcie rzekę łez i krwi!”. Dodatkowo wypisuje na sztandarach wyssane z brudnego palucha hasło o treści: „'Zatrzymajcie ukrainizację Polski'. Ech…
Swego czasu miałem nadzieję, iż w polskiej ekumenie politycznej pojawi się wreszcie siła, której celem nadrzędnym będzie troska o polską racje stanu. Nie będzie popierała zgniłych kompromisów, natychmiast wskaże głupizny wdzierające się brutalnie do polskiego parlamentu i rządu, bez ogródek przypomni o polskich sojusznikach i wrogach, zadba o polską gospodarkę, armię, naród… Okazuje się (co przyznaję i biorę na klatę), że byłem w błędzie. Konfederacja pokazała (jako całość), że nie da się jej postrzegać jako strażnika polskiej racji stanu. Wręcz przeciwnie! Robi wszystko, aby wejść w buty tak - deklaratywnie - potępianych geszefciarzy. Ba! Głosami części przedstawicieli dowiodła, iż sugestie zmierzające w kierunku konieczności sprawdzenia źródeł inspiracji narracji dominującej wśród tej formacji politycznej mają mocne uzasadnienie, Rzecz jasna nie twierdzę, że ten i ów parlamentarzysta Konfederacji struga głupca za określone i konkretne korzyści, ale nie da się zaprzeczyć, iż gawędy wypływające z ław zajmowanych przez reprezentantów Konfederacji brzmią niezwykle obco dla polskiego ucha. W rosyjskim (i po części niemieckim) już jakby inaczej…
Szkoda. Wielka szkoda. Twór, który mógł stać się znacząca siłą i walnie dopomóc w procesie pozytywnego przewartościowania polskiej polityki buchnął, zaskrzypiał i… brzydko zdechł. Przynajmniej dla mnie. Chyba już nigdy nie dam się namówić na wspieranie takich – obiecujących swego czasu – postaci jak: K. Bosak, D. Sośnierz czy J. Kulesza. Niech zatem chłopaki dalej bredzą i pobierają poselskie apanaże. Nam, Polakom, nie są potrzebni oryginałowie w rodzaju zdziecinniałej i bredzącej niczym popapraniec Jego Ekscelencji i jej akolitów, lecz prawdziwi bojownicy o nasz, polski, interes. Odnoszę wrażenie, że Konfederaci, a nawet ich w miarę racjonalna część, zupełnie się zagubili i nie potrafią tej prostej prawdy zrozumieć. Krótko mówiąc: zawiedli. I to nie tylko mnie, lecz dziesiątki i setki tysięcy obywateli RP. Zapewne również autorytet, na który mają zwyczaj bezczelnie się powoływać, tj. R. Dmowskiego. Nb. Panu Romanowi mogliby - jak tego nieustannie dowodzą - li tylko wiązać sznurówki... A skoro tak, to pies im mordę lizał.
------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Polityka