Robi się cicho, pożyłby tu człowiek i dociekłby sedna.
Izaak Babel
Poczucie humoru to istotna i pozytywna cecha charakteru. Pomijając wszystko inne, ułatwia kroczenie przez życie. Zdaniem moich najbliższych, przyjaciół i znajomych jestem człowiekiem pogodnym, wesołym. Ba! Niekiedy nawet tzw. jajcarzem. Zdarzają się jednak takie sytuacje, w których chowam uśmiech oraz luz do kieszeni i staję się nad wyraz poważny. Kiedy? Ano wtedy, gdy mowa o mojej Ojczyźnie. Dlaczego? Swego czasu prof. B. Wolniewicz stwierdził, że Ojczyzna to „wspólna mowa, wspólna ziemia i wspólna pamięć”. I miał rację. Sądzę jednakże, iż to znacznie więcej. To również m.in.: wakacyjny szum bałtyckich fal, ukryte wśród obdrapanych śródmiejskich kamienic asfaltowe boisko, na którym lata temu kopałem piłkę do utraty tchu, Wawel, zapach jesiennego lasu podczas grzybobrania, kojący serce obraz leniwie płynącej Słupi, zapadający w pamięć majestat góry Ślęży, ale także… Teraźniejszość i przyszłość. Moja, moich rodaków, naszych potomków. Tu kończą się żarty.
Wczoraj Szanowny Kolega @piko raczył sprzedać mi kuksańca i w tym celu skreślił takie słowa:
„Pan Bazyli „sprawę Ukrainy” tak prezentuje, bo realizuje pewną wizję związaną z bieżącą polityką RP. Wiem że to zabrzmiało grubo ale inne wyjaśnienia, np. że nie lubi babrać się we współczesnej polityce więc jej nie porusza jest niepoważne. Historyk, który zabiera głos w sprawach które dzieją się tu i teraz, nie może pomijać w swoich analizach współczesnych uwarunkowań i zależności. Jeżeli to robi to albo jest kiepskim historykiem albo działa na zlecenie. Trzeciego wyjaśnienia nie dostrzegam…”.
Nie mam o to żalu, bo dawno stwierdziłem, iż przynależymy do dwóch różnych frakcji (tu, na s24) skonfliktowanych o ocenę wojny na Ukrainie i jej znaczenia dla losów Rzeczypospolitej. Jako „wariat”, ale demokrata uznaję wymianę poglądów nie tylko za coś naturalnego, lecz także niezwykle potrzebnego. Rzecz w tym, że nawet najostrzejsza debata nie wymaga posuwania się do bałwańskich insynuacji, bo to, co winno decydować w niej o zwycięstwie, to… argumenty. Prawdziwe, rzeczowe i logiczne. Szkoda, że Szanowny Kolega @piko zapomniał na chwilę o tej zasadzie. Z tej racji, że przywołanego interlokutora uważam za jednego z rozsądniejszych „realistów” udzielających się na tym forum i poprzez to zasługującego na poważną odpowiedź, zarzucam dalsze bebeszenie kwestii mniej lub zupełnie nieistotnych i przejdę do samego gęstego, czyli sedna.
Tym, co każdego obiektywnego i uważnego obserwatora dyskusji nt. wojny na Ukrainie winno z marszu uderzać w głosach wywodzących się ze środowiska tzw. realistów, to przede wszystkim brak umiejętności poradzenia sobie z uporządkowaniem dostępnych informacji oraz niezrozumienie zasady współzależności. Generalnie ilość braków we wskazanym gremium jest znacznie większa (np. niedocenianie tzw. woli ludu, na co zwrócił uwagę jeden z komentatorów), ale te dwie przypadłości są najsmutniejszymi, gdyż generują całe miriady gaf. Wydaje się, że co bystrzejsi „realiści” zdają sobie sprawę z własnej niemocy, ponieważ w rozpaczy sięgają po kosmicznie odjechane „dowody” na prawdziwość produkowanych omamów. Stąd też całe litanie o „pajacu Zełeńskim”, „ukrainizacji Polski”, „rdzennie rosyjskim Kijowie”, „agresywnej postawie RP wobec Moskwy”, „odczłowieczaniu Rosjan”, „ruszającym się trupie w Buczy”, „trójjedynym narodzie ruskim” itd. itp. Zostawmy… W tym miejscu warto skupić się na polskim kontekście konfliktu rozgrywającego się nad Dnieprem, tj. wyjaśnić: dlaczego w naszym interesie leży zwycięstwo, albo dokładniej – nieprzegrana, Kijowa?
Cech politologów nie ma nad Wisłą uznanej marki. Nie zmienia to wszakże tego, że sama politologia jest nauką, dzięki której da się wyjaśnić całkiem sporo. Co na przykład? Otóż na zmagania Ukraińców z Moskalami musimy patrzeć holistycznie. Jednowymiarowy i zawężony ogląd (dominujący niestety w środowisku reprezentowanym przez Kolegę @piko) byłby dla naszej wspólnoty prawdziwym nieszczęściem. Tak już przecież jest, że warunki życia Polaków są wprost (!) uzależnione od trzech atrybutów. Trzech! Są to: niepodległość, ustrój, formy sprawowania władzy. Nigdy i nigdzie nie było i nie jest inaczej. Co to oznacza?
Wyobraźmy sobie, że naród polski zapragnął wywrócić na nice zasady ustrojowe (reguły prawne określające organizację i sposób funkcjonowania państwa, społeczeństwa, instytucji publicznych itp.) i przy okazji wybrać sobie króla. Zamiast republiki zatęsknił za monarchią. Ruch ten został spowodowany niezgodą na ślamazarność i butę urzędników, zasad panujących w życiu społecznym oraz rosnącym obrzydzeniem wobec praktyki parlamentaryzmu. Wolno mu? Wolno! Hola, hola! Nie tak szybko… Taka zmiana byłaby (czy też będzie) możliwa tylko i wyłącznie wtedy, gdy naród polski będzie niepodległy. W przeciwnym wypadku o jego losie i zasadach jego funkcjonowania decydować będą… obcy. Tacy czy owacy, ale obcy. Zapewne zainteresowani w przekształcenie nas w drwali trzebiących syberyjską tajgę lub – co najwyżej – sezonowych zbieraczy szparagów. Niepodległość jest zatem warunkiem sine qua non dla możliwości układania sobie życia według naszej woli. Bez niej - nic z tego! Krótko mówiąc: „oczywista oczywistość”. No dobrze, a co ma do tego Ukraina? Baaardzo dużo.
Na dziś głównym zagrożeniem dla naszej niepodległości jest Rosja. Podkreślam głównym! Pokonanie Ukraińców nie tylko pogorszyłoby naszą pozycję geopolityczną, ale wzmocniłoby znacząco Federację Rosyjską pod względem militarnym oraz demograficznym i gospodarczym. W przypadku aneksji Białorusi i Naddniestrza (co po pokonaniu Ukrainy jest niemal pewne) wzrost mocy Moskali stałby się przerażający. Cóż wtedy hamowałoby Rosjan przed uderzeniem na Mołdawię i Gruzję? A być może również na Estonię, Łotwę, Litwę a następnie… Polskę. Tylko ślepiec nie dostrzega poziomu „zaangażowania” w obronę granic i mieszkańców Ukrainy takich piewców wartości jak Niemcy i Francja. Czy mieszkańcy Paryża i Berlina byliby skłonni umierać za Lublin lub Białystok? Mam olbrzymie wątpliwości. Szczególnie jeśli uzmysłowić sobie fakt, iż panta rhei, a za jakiś czas USA mogą zostać zaangażowane na Pacyfiku w takim stopniu, iż będą musiały odpuścić sobie Europę. A przynajmniej jej wschodnią część. Dziś tak się ułożyło, że Waszyngton ma w znacznej mierze wspólne interesy z nami. I mało mnie obchodzi czy Biden zapomina o zjedzeniu śniadania, banksterzy z Wall Street zrobią na Ukrainie kolejny szary biznes, a abderyci z Black Eyed Peas pajacują na scenie w proteście przeciwko wyimaginowanemu ciemiężycielowi. Podobnie nie lamentuję z powodu trzymania sterów władzy w Kijowie przez tę lub inną frakcję. Ukraińcy, Ormianie, Żydzi, Tatarzy… Mam to w nosie. Z naszego, polskiego, punktu widzenia ważnym jest, że dzielnie walczą z Chanatem Moskiewskim. Priorytet to utrzymanie buforu pomiędzy nami a Rosją. W innym przypadku znajdziemy się w przedsionku piekła. Czy wtedy tzw. realiści staną na baczność przed moskiewskimi generałami i ze zrozumieniem przyjmą argumentację o tym, że Warszawa była i… znów powinna być miastem rosyjskim?
Muszę zaznaczyć, że zdaję sobie sprawę z tego, iż mamy więcej wrogów. Bo życie, tu nad Wisłą, to nie bajka. Prócz obecnie najgroźniejszych pamiętam o zachodnich sąsiadach oraz międzynarodowym gronie fanatyków, którym kolejny raz marzy się uszczęśliwianie ludzkości (vide: załączony poniżej filmik). Nawet na siłę. Winniśmy jednak mieć w tyle głowy, że wojny na dwa, czy nawet trzy fronty raczej nie da się wygrać. Nie mamy już takiego potencjału i woli jak nasi antenaci z połowy XVII stulecia. Dlatego naszą racją stanu jest dopomożenie w przetrwaniu Ukrainy i jednoczesne budowanie własnych przewag. Ze wszystkich sił. Dopiero wtedy będziemy mogli skoncentrować się na pokonaniu następnych upiorów. A potem z uśmiechem na twarzach spojrzeć w przyszłość.
To by było na tyle, Szanowny Kolego @piko. Prościej się nie da. A jeśli wciąż masz wątpliwości, to odpowiedz sobie proszę na trywialnie łatwe pytanie: Co jest dla nas lepszym? Polski ułan na Chreszczatyku, czy uzbrojony Buriat na Nowym Świecie? To jest prawdziwe sedno sprawy!
-------------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Kultura