Tradycja jest rozumem całego narodu, przesianym z jednego wieku w drugi.
R. Huch
Nie umarły jeszcze Ukrainy ni chwała, ni wolność,
Jeszcze do nas, bracia młodzi, uśmiechnie się dola.
Zginą nasi wrogowie jak rosa na słońcu,
Zapanujemy i my bracia, w naszym kraju.
Duszę, ciało poświęcimy dla naszej wolności,
Pokażemy, żeśmy bracia, z kozackiego rodu.
Przywołany wyżej tekst to słowa refrenu ukraińskiego hymnu. Jego autorzy, czyli żyjący w XIX stuleciu M. Werbycki i P. Czubynski, wzorowali się na „Mazurku Dąbrowskiego”, co widać, słychać i czuć. Obaj Ukraińcy na długiej drodze narodowej emancypacji szukali inspiracji nie tylko na zachodzie, jak w przypadku wspomnianej pieśni, ale również nad Dnieprem. Głównym źródłem tejże stała się dla nich Kozaczyzna. Były to onegdaj peregrynacje dość niebezpieczne, bo np. władze carskie po zarekwirowaniu wierszy i rozprawek Czubynskiego skazały go na zesłanie za… „szkodliwe wpływanie na umysły prostych ludzi”. Wszak Małorosjanin bajdurzył o jakiejś naddnieprzańskiej nacji, której to praojcami mieli być Zaporożcy. A to przecież dawno i nieprawda… No właśnie. Z pewnością dawno, ale czy nieprawda?
Do dziś nie została wyjaśniona geneza ruchu kozackiego. Wprawdzie zgłoszono wiele hipotez na ten temat, lecz żadna nie zdobyła powszechnego uznania. Trudno bowiem przyjąć, iżby kozacy wywodzili się w prostej linii od starożytnych ludów stepowych zamieszkujących Nadczarnomorze. To wydaje się mocno nieprawdopodobne. Znacznie łatwiejszą do przyjęcia jest opinia, że pierwszymi kozakami byli osobnicy wywodzący się z ludów tureckich, które we wczesnym średniowieczu objęły w posiadanie step w miejsce Scytów i Sarmatów. Szczególną uwagę w tym kontekście badacze zwracają na konfederację plemion zwanych Czarnymi Kłobukami (m.in.: Berendejowie, Kowujowie, Torkowie), którzy od XI stulecia służyli książętom kijowskim jako wojska najemne i zamieszkiwali obszary lasostepu na południe i południowy-wschód od stolicy Rusi. Jeszcze inni sądzę, iż pierwocin kozaczyzny należy poszukiwać w wieloetnicznych społecznościach tzw. brodników i bierładników, operujących - najpewniej od IX/X stulecia, tj. od czasu pojawianie się Pieczyngów - w dolnych partiach i ujściach Dniestru, Bohu, Dniepru i Donu. To właśnie ich część miała uciec na północ podczas inwazji mongolskiej i kryjąc się przed azjatyckimi najeźdźcami zajmować liczne ostrowia na Dnieprze i Bohu. Z czasem mieli dołączać do nich wszelkiej maści uciekinierzy, złoczyńcy, buntownicy, wolne dusze, co w konsekwencji doprowadziło do sformowania paramilitarnej etni.
Jak widać daleko jeszcze do wypracowania oficjalnego stanowiska w zakresie genezy interesującej nas wspólnoty, ale wydaje się, iż nie będzie nadużyciem przyjęcie wniosku, iż każdy z wymienionych elementów w jakimś stopniu przyczynił się do powstania Kozaczyzny. Osobiście przypuszczam, że pierwotnie udział ludzi pochodzenia tureckiego był dominujący. Świadczyć o tym mogą m.in.: etymologia słowa „kozak” (awanturnik, wolny człowiek) wywodzona z języków tureckich oraz rewelacyjne świadectwo Greka z Bizancjum dotyczące wyglądu księcia Światosława Igorowicza (ok. 940-972 r.), który nosił się niczym wzorcowy koczownik z „Dziki Pól” i akcentował to poprzez obfity osełedec i kolczyk w uchu. Tak samo kilka wieków później nosili się Zaporożcy. Zapewne z upływem lat do luźnych watah żyjących poza władzą chanów, książąt, królów i sułtanów dołączali inni. Profesor W. Serczyk, a więc jeden z najwybitniejszych znawców tematu, zauważył, że wśród braci kozackiej żyli nie tylko Rusini (którzy dominowali), ale również Polacy, Tatarzy, Wołosi, Rosjanie, Litwini, Mołdawianie, Ormianie, Siedmiogrodzianie oraz… Żydzi.
O ewolucji pierwotnej tureckiej Kozaczyzny w Kozaczyznę wielonarodową (z przewagą elementu ruskiego) w pewnym stopniu świadczy również to, że wbrew potocznej opinii XVI, XVII i XVIII-wieczni kozacy nie byli wcale „przyklejeni” do koni. Samo skojarzenie „kozak” i „koń” jest prawdziwym dopiero dla czasów pełnej nowożytności, gdy wojska kozackie stanowiły podporę carskich tronów. Jako jednoznaczny dowód dla podparcia tego spostrzeżenia może świadczyć relacja Wilhelma Beauplan, francuskiego inżyniera zatrudnionego przez władze Rzeczypospolitej w połowie XVII w., o walorach militarnych kozaków, który pisał tak: Największe zdolności i umiejętności przejawiają, walcząc w taborze, za osłoną wozów, ponieważ świetnie strzelają z rusznic, które są ich podstawowym uzbrojeniem, i znakomicie bronią swych stanowisk. Na morzu też nie spisują się najgorzej, nie są jednak nadzwyczajni w siodle. Przypominam sobie, a sam to widziałem, jak zaledwie 200 polskich konnych rozgromiło 2000 ich najlepszych ludzi. Jest niezaprzeczalną prawdą, że pod osłoną taboru 100 Kozaków wcale się nie boi ani tysiąca Polaków, ani nawet tysięcy Tatarów, i gdyby równie waleczni byli na koniu, jak są jako piechurzy, sądzę, iż byliby niezwyciężeni.
"Dzikie Pola", czyli Praojczyzna kozactwa
Najwcześniejsza informacja o kozakach-chrześcijanach została zapisana pod rokiem 1492. Od tego momentu świadectwa dotyczące tej wspólnoty poczynają się mnożyć. Co ważne źródło ruchu kozackiego biło na pograniczu Rzeczypospolitej z Chanatem Krymskim i tam właśnie narodził się on, dojrzał i zestarzał. Choć nie sczezł, gdyż nawet po pacyfikacji i likwidacji Siczy Zaporoskiej w 1775 r. i rozdaniu ziemi kozackiej szlachcie rosyjskiej, wielu niepogodzonych z rozwojem wypadków kozaków uciekło w granice Imperium Osmańskiego i założyło Sicz Dunajską. Spośród tych, którzy przeżyli rzeź dokonaną przez Moskali, niektórzy zostali przesiedleni nad Don i Kubań, dając początek kolejnym wojskom kozackim, tj. Dońskiemu i Kubańskiemu. Co ciekawe władze rosyjskie zainteresowały się tą formułą i dały pozwolenie na powstanie kolejnych dziewięciu autonomii kozackich (np. kozacy Bajkalscy, Astrachańscy, Ussuryjscy itd.). W żadnym razie nie godziły się jednak na odrodzenie kozactwa nad Dnieprem. Gdy miejscowi podjęli kilka prób odrodzenia tego ruchu, Moskwa natychmiast je pacyfikowała. Najwidoczniej słusznie obawiała się reanimacji zalążka tożsamości ukraińskiej, który byłby w zdecydowanej opozycji do propagandowej narracji o Trójjedynym Narodzie Rosyjskim. Na szczęście mimo wielu wysiłków plan włączenia mieszkańców Podnieprza w ramy narodu Wielkorusów spalił na panewce. Dziś widzimy, że tradycje kozackie są dla Ukraińców jednym z fundamentów tożsamości.
Ta – z przyczyn obiektywnych – krótka notka byłaby niewybaczalnie ułomną, gdybym nie wspomniał o jeszcze jednym, bardzo istotnym aspekcie dotyczącym Kozaczyzny. Otóż, niezwykle rzadko, a w opowieściach ukraińskich niemal wcale, nie wspomina się o wpływach polskich na proces rozwoju ruchu kozackiego. Któż bowiem słyszał o zasługach Bernarda Pretwicza (Ślązaka na służbie Korony) w organizowaniu wojska kozackiego na przełomie XV i XVI w.? Kto pamięta o Krzysztofie Kosińskim (herbu Rawicz), który był hetmanem i przywódcą pierwszego dużego powstania kozackiego? Komu nie trzeba przypominać o dziesiątkach polskich szlachciców i oficerów dowodzących oddziałami kozaków na różnych frontach wojen prowadzonych przez Koronę, a potem Rzeczpospolitą? Jak wielu z nas jest wiadomym, iż to królowie Polski starali się okiełznać i ucywilizować kozactwo, a wejście w szeregi „rejestrowych” było marzeniem większości zabijaków żyjących na Siczy i w okolicach? No cóż… Rozumiem, że to fakty dla niektórych środowisk niewygodne. Podobnie jak ten, iż około 14% zasobu słownictwa ukraińskiego to… polonizmy.
Tak sobie myślę, że obecnie o Kozaczyźnie winniśmy mówić dużo i otwarcie. Przecież ten fenomen był dla nas i Ukraińców zarówno przekleństwem, jak i (z dzisiejszej perspektywy) dobrodziejstwem. Ta oryginalna demokracja wojskowa przyczyniła się do upadku I Rzeczpospolitej, ale jednocześnie m.in. jej tradycje rozpaliły taki żar w sercach naszych sąsiadów, że postanowili dzielnie stanąć na drodze imperialnym zakusom Moskali. Bilans istnienia naddnieprzańskiej Kozaczyzny z punktu widzenia interesów polskich i ukraińskich oraz perspektywy historycznej był dotąd ujemny. Dziś – można tak powiedzieć – ramiona polsko-ukraińskiej wagi trzymanej przez Klio powoli zmierzają ku równowadze. Czy uda się Warszawie i Kijowowi nie popełnić dawnych błędów? Czy dwa słowiańskie narody, tak dotkliwie doświadczone przez los i sąsiadów, będą w przyszłości potrafiły w sprawach gardłowych działać wspólnie i mówić jednym głosem, a poprzez to osiągać pożądany efekt synergii? Mam taką nadzieję. Niewielką, ale mam.
-------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Kultura