Nie wystarczy dużo wiedzieć, aby być mędrcem.
Ludwig Wittgenstein
Zdaniem wielu specjalistów tegoroczne zbiory zbóż na Ukrainie będą mniejsze o ok. 1/3 w stosunku do roku ubiegłego. Słabo, źle, tragicznie. Cuchnie głodem. To jednak nie jedyny przykry zapach unoszący się ostatnimi czasy nad naszą ekumeną. Surowce energetyczne, siła nabywcza pieniądza, raty kredytów, łańcuchy dostaw, spowolnienie gospodarcze… Wszędzie a wszędzie smród. Bieda. Istnieje wszak jedna dziedzina życia społecznego, która wprost rozpęka się od nadmiaru bogactwa. Jest nią geopolityka. Specjalistami tłumaczącymi zawiłości świata obrodziło jak nigdy dotąd. U nas również. Przyznam, iż lubię posłuchać wynurzeń i proroctw ludzi posiadających więcej wiedzy ode mnie. Uczę się przy tym, poszerzam horyzonty, postrzegam ukryte. Daleki jednak jestem od ślepej wiary w przewidywania kabalarzy, gdyż życie dostarcza nam mnóstwo doświadczeń, które pozwalają weryfikować i oceniać przewidywania geopolitycznych eksponentów. Takich np. jak dr Leszek Sykulski. Dlaczego właśnie on? Przede wszystkim z tej przyczyny, że jest jednym z najbardziej medialnych reprezentantów tego fachu, a ponadto odmiennie niż taki J. Bartosiak, nie odżegnuje się od chęci uczestniczenia w bieżącym życiu politycznym. Zatem…
Kilka dni temu poświęciłem nieco czasu na jedną z prelekcji dr. Sykulskiego pt. „Komu zależy na udziale Polski w wojnie z Rosją?”. Na odpowiedź musiałem czekać do samego końca filmu, lecz przedtem dowiedziałem się m.in., że polscy dziennikarze bywają nie wpuszczani na konferencje organizowane przez oficjalne czynniki ukraińskie, czerwono-czarna flaga powiewa na gmachach, które odwiedzają polscy oficjele, na zachodniej Ukrainie wciąż odsłaniana są pomniki Bandery i Szuchewycza, państwo ukraińskie bezrozumnie wstrzymuje tranzyt towarów przewożonych środkami transportu należącymi do Polaków… No i wciąż zagrzebana w popiele kwestia wołyńska. Prawda. Mucha nie siada. Nie ma się do czego przyczepić, bo to fakty. To jednak nie wszystko. Na jednym wydechu p. Sykulski wspomina o podłych praktykach i niecnych zamiarach (bez cudzysłowu) tandemu francusko-niemieckiego w UE, zmierzających do stworzenia superpaństwa pod zarządem Berlina i Paryża. I znów zgoda. Trudno kwestionować sprawy oczywiste. Ale…
Jednocześnie L. Sykulski - bez zająknięcia – stwierdza, iż jego doświadczenie (uwaga!: m.in. bytność w rosyjskim akademiku i rozmowy z żyjącymi w nim studentami) pozwala przyjąć za pewnik, iż Rosjanie w zasadzie nic do nas nie mają, a elity rządzące Federacją Rosyjską nie artykułują wobec Rzeczypospolitej żadnych pretensji terytorialnych. Jesteśmy zatem w pełni bezpieczni. Ba! Rosja wprost przebiera nóżkami, aby robić biznesy z Polską. Przede wszystkim energetyczne i surowcowe. A my? Nie dostrzegamy tej szansy i niczym ślepcy prowadzeni na smyczy Anglosasów dajemy się wieść nad samą przepaść. Wniosek? Pomaganie Ukrainie – błąd. Samotna walka z pseudokomunistyczną urawniłowką i głupotami generowanymi przez klikę brukselską – błąd. Współpraca i sojusz z potęgami morskimi, czyli USA i UK – błąd. Więc co? Aaa! Tu dr Sykulski objaśnia swe imaginacje między wierszami. Nie mówi wprost: zostawmy przeszłość, zamknijmy oczy na barbarzyństwo Moskali, pomińmy łamanie zasad przez marchewkowego dyktatora z Białorusi, zamknijmy uszy na wrogie perory moskiewskich polityków i propagandzistów, zapomnijmy, że Rosjanie wciąż wychwalają dręczycieli Polski i stawiają im pomniki, nie bierzmy do serca setek i tysięcy mordów popełnianych przez ordyńców Chanatu Moskiewskiego. „Ex oriente lux!”. Żeby wzmocnić przesłanie prelegent zauważa (to już w innym wywiadzie, chyba dla „Mediów Narodowych”), iż obecne działania W. Putina to tylko konsekwencja oczekiwań Kremla wobec Zachodu, by zechciał on zrozumieć prośby Rosji i przystać na nowy układ. Układ, w efekcie którego państwa i narody naszego regionu zostałyby de facto pozbawione parasola ochronnego tzw. kolektywnego Zachodu. Tym samym, w dowolnej chwili, mogłyby się stać łatwym łupem Moskali. Tego p. L. Sykulski nie chce widzieć lub – o zgrozo! – nie widzi. Sugeruje wszak, iż odrzucając wyciągniętą dłoń Moskala (kto ją widział?) przeciętny Polak dowodzi braku rozumienia geopolityki i popełnia polityczne harakiri.
Mimo snucia takich gawęd nie sądzę, by miano „ruskiej onucy” tak naprawdę przysługiwało dr. Sykulskiemu. W wielu sprawach należy uznać go za prekursora i „budziciela”. Na przykład wtedy, gdy zwraca naszą uwagę na wydarzenia mające miejsce na Bliskim Wschodzie (zapowiadany, lecz zamilczany w mediach, atak Izraela na Iran) i „przykrywane” przez wojnę ukraińsko-rosyjską. Z drugiej strony jego opowieści, trzeba to przyznać - pełne fachowych treści, mocno bełtają w głowach słuchaczy i podważają oczywisty sens udzielania pomocy Kijowowi. Dla mnie to jakaś wysoce szkodliwa aberracja nie licująca z powagą osoby z dorobkiem i posiadacza stopnia naukowego nadanego przez polską uczelnię. Cóż jednak począć? Polska to wolny kraj. Jeszcze. I także dr Sykulski ma prawo głosić swoje… Hmm… Opowieści. Chciałbym jednak zauważyć i przestrzec widownię, iż osobie inteligentnej i z pewnością bystrej oraz posiadającej wielki zasób wiedzy nie wypada uznawać za lidera, czy autorytet, człowieka pokroju… Ryszarda Petru. A taki właśnie sposób na zaistnienie w polityce wybrał swego czasu L. Sykulski. Dziś puszcza oczko do liderów… Konfederacji. To nie świadczy dobrze albo o jego intelekcie, albo o charakterze. Obawiam się, iż gdyby stał się cud i recepty L. Sykulskiego został wprowadzone w życie, to obudzilibyśmy się nie z jedną, ale z dwoma rękoma w nocniku.
Tak czy owak, bohater niniejszej notki stracił ostatnio w moich oczach sporo. Niestety. Ludzkie serca i dusze są pełne ciemnych zakamarków i buzujących namiętności. Jak pisał XVIII wieczny doświadczony francuski pisarz i moralista: „Ambicja łatwiej chwyta się małych duszyczek niż dusz wielkich…”. Bęc!
-
-------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Polityka