Dzwon na trwogę musi mieć odważne serce.
S.J. Lec

Władca Imperium Zła, czyli W. Putin, w dniu 24 lutego tego roku oświadczył, że: „podjął decyzję o przeprowadzeniu specjalnej operacji wojskowej w odpowiedzi na apel szefów republik donbaskich. Jak tłumaczył, jej celem jest ochrona ludzi, którzy są prześladowani przez Kijów. W tym celu, jak powiedział Putin, Moskwa będzie dążyć m.in. do demilitaryzacji i denazyfikacji Ukrainy.” Swemu panu wtórował D. Pieskow, kapciowy Putina, który dopowiedział, iż „w idealnej sytuacji musimy wyzwolić Ukrainę, oczyścić ją z nazistów, pro-nazistowskich ludzi i ideologii”. Pudła rezonansowe krzątające się w studiach radiowych i telewizyjnych i pilnie nadstawiające ucha na przekaz płynący z Kremla oraz czekające trwożnie na grepsy dostarczane przez oficerów prowadzących dopowiedziały, że nie ma w ogóle mowy, aby Federacja Rosyjska zredukowała swoje plany względem Ukrainy, bo zainstalowanie garnizonów rosyjskich w Mariupolu, Odessie i Jaworowie (k. Lwowa) to warunek sine qua non zakończenia „operacji specjalnej”.
Słucham tego rodzaju pohukiwań i odnoszę nieodparte wrażenie, iż repertuar gróźb Moskwy nie zmienił się od lat. Świat oczekiwałby czegoś finezyjnego, oryginalnego, zaskakującego… A tutaj –nie! Wciąż ta sama melodia. Nie będę cofał się zbyt daleko w przeszłość i ograniczę się do powrotu w czasy, które pamiętali jeszcze nasi dziadkowie i pradziadkowie.
Gdy latem 1920 roku bolszewickie hordy przewalały się w kierunku serca Europy, znaczyły swą drogę wyraźnymi śladami. A.F. Ossendowski, będąc naocznym świadkiem tego pochodu wspominał, iż w drodze ku ojczyźnie napotykał „setki tych trupów, może tysiące - z odrąbanymi głowami i rękami, z oszpeconymi twarzami i ciałami, na pół spalone, z wyciętymi na piersiach i nogach kawałami skóry, z wykłutymi oczami i zdruzgotanymi głowami…” Takie to dobrodziejstwa miały zapanować od Lizbony po Los Angeles. Na razie drogę do zrealizowania celu blokowała zmaltretowana, biedna, sponiewierana ale odważna i odradzająca się z popiołów Polska. Sytuacja była dla naszych przodków niezwykle trudna, bo kilka miesięcy wcześniej władze bolszewickie zaapelowały do Rosjan – uwaga! – o obronę „matuszki Rosji”. Na apel odpowiedzieli masowo, pozostający dotąd w opozycji do komunizmu, liczni żołnierze i oficerowie carscy, którzy w liczbie 800-900 tysięcy zasilili szeregi Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej. Był to niesamowity zastrzyk dla sił zbrojnych Moskwy. Na wszystkich szczeblach dowodzenia ponownie pojawili się zawodowi oficerowie, a bałagan panujący w armii został jako tako zastopowany. Ruch Lenina i jego Politbiura spowodował, iż liczące setki tysięcy sołdatów ordy poczęły powoli, acz systematycznie, zdobywać przewagę nad „Białymi” i przeć ku Warszawie. Trzeba zaznaczyć, że późną wiosną 1920 roku w większości stolic Europy panowało przekonanie, że walka z wojskami bolszewików podjęta przez Polaków skazana jest na niepowodzenie i jedyną rzeczą, która będzie w stanie uratować Warszawę (i resztę kontynentu) przed opanowaniem jej przez ludzi Lenina są negocjacje. Tym bardziej, że nad Łabą i Renem mocy zaczęły nabierać głosy proponujące podjęcie współpracy z Moskwą…
W dniu 6 sierpnia 1920 r. zaufani Lloyda Georga, pogniewanego na „„agresywnych i skłonnych do
kłótni” Polaków”, zwrócili się do władz rosyjskich z pytaniem o warunki pokoju. Kamieniewowi i Krasinowi nie wystarczały już lipcowe propozycje Grabskiego polegające na zrzeczeniu się przez Rzeczpospolitą praw do Galicji Wschodniej, Śląska Cieszyńskiego i Wilna. Ufni w swą przewagę i niechybne zwycięstwo zażądali zgody rządu polskiego na ustalenie granicy polsko-rosyjskiej na "linii Curzona", czyli na Bugu, ograniczenia liczebności armii polskiej z miliona do 50 tys. żołnierzy, demobilizacji pozostałych sił i przekazania Rosji broni i sprzętu zdemobilizowanych oddziałów, przerwania produkcji broni, zgody na uznanie eksterytorialności linii kolejowej Wołkowysk Białystok-Grajewo oraz powołania oddziałów "milicji ludowej". Ba! Dodatkowo zaznaczyli, iż nie jest wykluczonym, że w razie zwłoki Rosja będzie oczekiwać likwidacji przemysłu zbrojeniowego, prawa przejazdu broni i wojska sowieckiego w zaplombowanych wagonach przez terytorium Polski. Brytyjczycy uznali te oczekiwania za uzasadnione i poczęli naciskać na władze warszawskie. Ale 15 sierpnia… Niemiecka gazeta w Gliwicach ogłosiła zdobycie Warszawy przez bolszewików, tłumy radujących się Niemców wyległy na ulice z portretami Lenina i Trockiego.
Gdy Wojsko Polskie powstrzymało atak bolszewików pod Warszawą, a następnie podjęło kontrofensywę znad Wieprza, delegacja polska wciąż negocjowała. Dopiero dwa dni później, tj. 17 sierpnia, polscy przedstawiciele dowiedzieli się o diametralnej zmianie sytuacji. Warunki odrzucono. Teraz bolszewicy poczęli starać się o pokój.
Opisane z grubsza wydarzenia niosą w sobie bezcenny ładunek edukacyjny. Dowodzą bowiem, że Moskwa zawsze gra powyżej swoich możliwości. To element wojny psychologicznej, wspomagającej zmagania na froncie. Jeśli zatem cały świat usłyszał o konieczności „demilitaryzacji i denazyfikacji” Ukrainy oraz zainstalowaniu na jej terytorium rosyjskich baz wojskowych, to należy podzielić to przez dwa lub cztery. Podobnie w przypadku gróźb związanych z atomową pałką. Strach ma wielkie oczy.
-------------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Inne tematy w dziale Kultura