Poznać – to natknąć się na jakąś tajemnicę.
Karel Čapek

(…) w siedmiu salach po kilkudziesięciu rannych leżało. Widok tych ostatnich był okropny, z rozpłatanymi głowami, z połamanymi żebrami, rękami lub nogami, z wyłupionymi oczyma, bez szczęk, bez nosów, leżeli w malignie i bredzili ku wielkiej radości takich potworów jak Żminkowski i Trojanowski, którzy z ołówkiem w ręku czatowali, by pochwycić jakieś słowo i spisać jako dowód obciążający.
Powyższy passus to fragment wspomnieć naocznego świadka wydarzeń, które miały miejsce w Małopolsce w roku 1846, znanych jako rabacja lub rzeź galicyjska. Powrócę do sprawy za moment, ale w tym miejscu chciałbym zagaić o czymś innym. Otóż z pewnością należę do przedpotopowców, bo lubię kobiety. Ich powab, delikatność, empatię, fizis. Jednak podobnym uczuciem darzę historię. Dlaczego? Bo jest bardziej tajemniczą niż Helena Trojańska. Nie da się rozgryźć Klio na pierwszej, drugiej czy nawet trzeciej randce. Nie wystarczy również skrócenie dystansu poprzez sprezentowanie potężnego i oryginalnego bukietu kwiatów. Dla niej należy poświęcić znacznie więcej czasu. Dopiero przy takim wysiłku da się powiedzieć o niej nieco więcej. I to mnie rusza! Jestem wyznawcą takiego podejścia, bo wiem, iż tajemnice ukryte za woalką osłaniającą oblicze nauczycielki życia są warte zachodu. Przede wszystkim z tej przyczyny, że w razie ich poznania umożliwiają spojrzenie na świat z zupełnie innej, niecodziennej i zaskakującej perspektywy. Zatem…
Według obowiązującej narracji tzw. rabacja galicyjska - której rocznica wybuchu tuż tuż - była głownie efektem głupoty ówczesnej klasy posiadającej, czyli polskiej szlachty. Muszę przyznać, iż takie stwierdzenie jest prawdą, ale tylko po części. Nie da się bowiem zaprzeczyć, że wielu polskich właścicieli ziemskich we wczesnym okresie zaborów traktowało chłopstwo bardzo nieprzystojnie. Ba! W tejże grupie zdarzali się nie tylko bezlitośni materialiści, betonowi konserwatyści, ale i… zwyczajni sadyści. Na przykład rodzina Boguszów, trwale skonfliktowana z podtarnowskimi włościanami w ogóle, a ze sławetnym Jakubem Szelą w szczególności. Jak wyglądały te relacje? Wystarczy wspomnieć Żeromskiego i jego nowelę „O żołnierzu tułaczu”. Z drugiej strony prócz typów w rodzaju antagonisty późniejszego przywódcy rewolty chłopskiej istnieli (i to w niemałej liczbie) reprezentanci klas wyższych rozumiejący ducha czasów i dążący do włączenia w szeregi narodu polskiego także klasy włościańskiej. I było ich niemało. Niestety, działo się to zbyt późno i było tego zbyt mało. W związku z tym konflikt dwór – wieś bywał wykorzystywany przez wrogów naszej Ojczyzny. Metodę „dziel i rządź” po raz pierwszy na wielką skalę w XIX w. zastosował wobec Polaków Wiedeń. Zarządcy Imperium Habsburgów wiedzieli doskonale, iż relacje pomiędzy herbowymi a „kmiotkami” są tak elektryczne, iż wystarczy mały impuls by wybuchł pożar.
Gdy jesienią 1845 roku we dworach, miasteczkach i wsiach Galicji poczęli pojawiać się emisariusze związani instrukcjami Wielkiej Emigracji, wszyscy przytomni obserwatorzy zdali sobie sprawę, iż eskapady takich postaci jak J. Goslara czy E. Dembowskiego nie dotyczą eksploracji krajoznawczych. Coś wisiało w powietrzu. Władze austriackie jako znające od podszewki metody zarządzania rozległym imperium w trymiga rozpoznały problem. A że rozgrywanie wrogich względem siebie żywiołów nie było dla urzędników cesarskich pierwszyzną, bez zwłoki przystąpili do działania. Pełniący z ramienia cesarza urząd starosty tarnowskiego Joseph Breinl von Wallerstern zaprosił na spotkanie wójtów podtarnowskich wsi i podczas spotkania oświadczył, iż panowie szlachta spiskują wcale nie przeciw Najjaśniejszemu Panu, ale mają zamiar spacyfikować i okraść prosty lud. Na dowód prawdziwości swych twierdzeń oznajmił (a podobno nawet okazał „dokument”), iż cesarz planuje znieść pańszczyznę, ale polscy panowie ukrywają tą niemiłą dla nich wieść przed chłopstwem. Jeden z drugim podrapał się po głowie, chrząknął, klepnął się po udach i poszedł w lud głosić wieści uzyskane od „cysarskich”. Na odchodnym austriacki urzędnik zaznaczył, że za każdego złapanego i doprowadzonego do cyrkułu żywcem buntownika chłopi mogą zarobić 5 guldenów (zwanych złotymi reńskimi), ale za martwego… dwa razy tyle! Na skutki takiej zachęty nie trzeba było długo czekać. 19 lutego 1846 roku…
Zaraz na drugi dzień po naszej ucieczce z własnego domu właśni poddani zupełnie nas zrabowali, tak że nawet piece poburzyli i żelazo z nich powyjmowali, książkami zaś, których było bardzo wiele, zrobili sobie drogę do browaru, gdyż wtenczas było błoto. Pierwej jednak nim zrabowali, stoczyli bitwę z chłopami z innej wsi, którzy chcieli także zrabować.
(…) przejechaliśmy Łapanów i Kobylec, a eskorta osłaniała mnie poduszkami przed wściekłością pijanego motłochu. W Dąbrowicy na drodze czekała już krwiożercza zgraja, która wszystkich tamtędy przejeżdżających dobijała. Zatrzymali konie żądając by mnie na pastwę wydano. Wiozący powiedzieli, że już zabity jestem, ale tamci nie dali wiary, przyskoczyli, wyciągnęli głowę i zaczęli otwierać mi oczy. Gdy dostrzegli ślady życia karbowy tamtejszy – jak mi potem mówiono – uderzył mnie w sam wierzch głowy od tyłu parę razy kołem z płotu tak silnie, że lubo mało już mający przytomności usłyszałem trzask w głowie jakby szelest ściśniętego w dłoni cienkiego papieru. Straciłem przytomność i nie czułem, że mnie jeszcze podobno w Nieszkowicach pod karczmą mordowano.
A co za okropności w Tarnowie się działy! Jak zaczęli zwozić do Tarnowa to całe miasto było pełne rozjuszonych i uzbrojonych chłopów. Wszystkich porzucali przed cyrkuł. Tych co jeszcze żyli szwoleżery kolbami dobijali. Chłopi wiercili rany widłami i cała publiczność Tarnowska zdjęta rozpaczą patrzyła na to, a zapobiedz nie mogła.
Mordy i rabunki przeprowadzane przez rozjuszonych chłopów nie ograniczały się do napadów na dwory oraz pacyfikowania poszczególnych rodzin. Przerażające skutki gniewu ludu odczuli na własnej skórze patrioci grupujący się do walki z wiedeńskim zaborcą. W dniu 26 lutego kilkusetosobowa grupa powstańców została w miejscowości Gdów zmieciona z powierzchni ziemi przez połączone siły wojsk austriackich i zbuntowanej „czerniawy”. Na skutek braku doświadczenia wojennego i nieudolnego dowodzenia insurgenci zostali rozbici, a ich około dwustuosobowy oddział przyparty do cmentarnego muru. Po krótkiej obronie, nieszczęśnicy uznali, że wobec przeważających sił wroga pozostało im tylko złożyć broń. Cisnęli ją zatem na ziemie i wyrazili chęć poddania. Przeliczyli się jednak, gdyż rozszalały tłum w sukmanach, z widłami, cepami i siekierami w rękach bez litości naparł na nich i w amoku zarżnął ponad 150 powstańców. Części udało się wywinąć spod noża i uciec, ale…
Reszta [ta] zaś najokropniej, bez pardonu, zamordowana została, w małej części od wystrzału wojska, a w większej zaś od cepów i wideł. Krzyk, lament i narzekania śmiertelne. Pierzchających w różne strony: ku Rabie, Kunicom i Fałkowicom, powstańców pieszych chwytali chłopi, częścią na miejscu bili, częścią obdarłszy pędzili do Gdowa. Przyprowadzali również do kościoła, gdzie zażarte chłopstwo bez miłosierdzia mordowało. Były sceny, których wzdrygam się tu nadmieniać. Dosyć powiedzieć, że okrucieństwo przechodziło wszystkie pojęcia. Pozabijanych, poobdzieranych do naga i tak trupy nagie zalegały gościniec w Gdowie.
W podobny sposób rozprawiono się z innymi (zwykle mniejszymi) partiami powstańczymi. Niektóre z nich na wieść o chłopskim poruszeniu i polowaniu na „Polaków” zwyczajnie rozeszły się. Trudno się temu dziwić, gdyż bez poparcia włościan, a już przy ich jawnej wrogości, walka z zaborcą nie miała żadnych szans powodzenia. Ci, dla których nie było to oczywistym, położyli swe głowy w Sanoku, Jaśle, Tarnowie, Krośnie i samym Krakowie. Szacuje się, iż podczas pacyfikacji szlachty i powstańców śmierć poniosło od 1200 do 3000 ludzi. Kolejne tysiące aresztowano, setki udały się na emigrację. Paradoksalnie grabarzami insurekcji okazali się sami Polacy, w osobach reprezentantów klasy włościańskiej. I tu dochodzimy do sedna!

Dla zrozumienia w pełni przyczyn szybkiego upadku rebelii z 1846 r. trzeba odsłonić to co ukryte. Rzecz jasna w ówczesnych warunkach osiągnięcie celu, czyli odzyskanie niepodległości, było de facto mrzonką, lecz nie da się wykluczyć, iż w razie częściowego powodzenia buntu, mógł on znacząco wpłynąć na poluzowanie obostrzeń serwowanych przez Austriaków, których panowanie (w tamtym okresie) było bardziej opresyjne od rosyjskiego i pruskiego. Na poparcie takiego przypuszczenia wystarczy wspomnieć niemal współczesny przewrót naszych bratanków i zmiany ustrojowe przeprowadzone przez Wiedeń po jego stłumieniu. Jakby nie było – powstanie w Galicji poniosło klęskę. Któż to sprawił?
W ogromnej większości współczesnych opracowań (książkach, artykułach, prelekcjach internetowych) jako głównych sprawców klęski insurekcji przedstawia się sprytnych Austriaków i żądnych krwi chłopów. Kooperacja tych dwóch żywiołów miała doprowadzić do znanego skutku, ale… Gdy sięgniemy po źródła z epoki, naszym oczom ukaże się znacznie bardziej skomplikowany obraz… Od roku 1844 na ziemiach zachodniej Galicji rozwijał się ruch antyalkoholowy. Jego mecenasem i gorącym orędownikiem był m.in. biskup Józef Grzegorz Wojtarowicz. W swoich listach pasterskich tak uzasadniał swoje poparcie dla abstynencji oraz ograniczania spożycia napojów wyskokowych:
Ze zgrozą spoglądamy na upowszechnioną w niesłychanym stopniu zbrodnię pijaństwa pomiędzy ludem naszym i na smutne i okropne skutki, jakie ta zaraza na ciało i duszę, na zdrowie i dobytek, na pożycie domowe i całe społeczeństwo, na doczesne i wieczne dobro ludzkości wywiera. Przytłumienie władz umysłowych, pewny rodzaj głupoty i jakby obłąkania, obojętność ku religii i jej obowiązkom, przechodząca w całkowite tychże zaniedbanie, obojętność ku własnemu i swoich lepszemu bytu, niepokój, kłótnie, swary i pokrzywdzenia pomiędzy małżonkami, domownikami i sąsiadami, zaniedbane gospodarstwo, zaniedbane wychowanie dziatek. Tych ostatnich z opitych rodziców spłodzonych, mlekiem własnych matek zatrutych i nieszczęsnym przykładem wcześnie już zepsutych. Słabowitość i niedołężność, skłonność do obrzydłych chorób i kalectw, do rozpusty, lubieżności i niewstrzemięźliwości. Bicia, śmiertelne kaliczenia, nawet i zabójstwa po karczmach, kradzieże, podpalania i wiele innych zbrodni — są to, co dzień powtarzające się, skutki nieszczęsnego opilstwa.
Apele purpuratów, zwykłego kleru oraz polskich działaczy społecznych przyniosły wymierne skutki. Według godnych uwagi danych na krótko przed rabacją spożycie gorzałki na obszarze znajdującym się pod jurysdykcją biskupa Wojtarowicza spadło o 70%, a jak chcą niektórzy, nawet o 80%. Gromady wieśniaków składały w kościołach śluby trzeźwości albo pod przysięgą obiecywało ograniczyć topienie smutków w alkoholu. Zdawało się, że pospolity lud uwolni się wreszcie od więzów założonych nań przez żądanych zysku właścicieli gorzelni i współpracujących z nimi arendarzy. Niestety… Ruch trzeźwości nie podobał się niektórym personom, bo pijaków ubyło. Spadek zysków, zmniejszenie mentalnych wpływów i podejmowanie rywalizacji gospodarczej w stanie trzeźwości wywołało niezadowolenie wielu mieszkańców ziem galicyjskich. A szczególnie jednej grupy… Gdy zatem napięcie polityczne sięgnęło zenitu niezadowoleni ochoczo włączyli się w działania, które dawały szanse na odmianę trendu.
Pod koniec roku [1845] do Lwowa nadeszły przychylne ruchowi trzeźwości raporty starostów z Tarnowa i Nowego Sącza: lud garnie się do Towarzystwa, mimo iż Żydzi puszczają w obieg pogłoski, że rząd nałoży na abstynentów pogłówne.
Żydzi szerzą wieści, że co chłop oszczędzi, to pochłoną zwiększone podatki, a dwór podniesie pańszczyznę.
Tak opisywali sytuację godni wiary statyści. Mało tego! Najprawdopodobniej zagrożeni utratą zysków starozakonni (nie wszyscy, o czym niżej) włączyli się aktywnie w podburzanie włościan przeciw planującym powstanie patriotom. Franciszek Ksawery Prek, znany w tamtych czasach artysta, pisarz, działacz niepodległościowy i społeczny wspominał:
Żyd Luksenberg, który dzień i noc z Breinlem [starostą austriackim] konferował, szachrował, Żydków swoich po wsiach rozsyłał, szpiegował, chłopów do zabójstwa i rabunków namawiał i pieniądze w nagrodę za najokropniejsze zbrodnie rozdawał i przyrzekał.
Natomiast wspomniany wyżej biskup Wojatrowicz znający doskonale nastroje i wydarzenia mające miejsce w jego diecezji pisał tak:
Żydowscy szynkarze wmawiali byłym klientom, że owe wpisy [deklaracje trzeźwości] to zmowa panów i księży: księgi posłużą za dowód woli pozostania przy pańszczyźnie (rząd zamierza ją znieść) oraz gotowości zapłacenia podatków, jakie na konskrybowanych zostaną nałożone dla pokrycia ubytków w akcyzie.
Nie powinno zatem dziwić, iż masa chłopska ustawicznie i konsekwentnie poddawana indoktrynacji uwierzyła w plotki i postanowiła (także za namową urzędników cesarskich) przeciwdziałać. Wraz z „czerniawą” po łup ruszyli również żydowscy intryganci. Istnieją świadectwa mówiące, iż w grupach zdobywających i plądrujących dwory pojawiali się bardzo liczni Żydzi. Na miejscu wykupywali od chłopów zagrabiony majątek i podburzali ich do zbrodni. Niezdecydowanych poili gorzałką i zachęcali do rozprawy z „polskimi panami”. Sam Bolesław Limanowski, zasłużony działacz społeczny i niepodległościowy, na dodatek daleki od idei narodowo-demokratycznych, o opisywanych wydarzeniach wspominał w ten sposób:
Najważniejszą przyczyną rzezi galicyjskiej była straszna ciemnota chłopów. Gdyby w ich głowach było nieco jaśniej, czyżby uwierzyli w tak niedorzeczną pogłoskę, rozpuszczoną przez sługusów rządowych i propinatorów żydowskich?
Jak wielką skalę przybrała współpraca Żydów z władzami zaborczymi i chłopską „czerniawą”? Odpowiedź znajduje się we wspomnieniach świadków wydarzeń. Np. Helena Klementyna Katarzyna Kadłubowska w swym „Dzienniku z lat 1856 – 1860" stwierdza, iż:
Po tym rabunku położenie nasze było bardzo krytyczne, cały majątek przeszedł w ręce chłopów, a bardziej jeszcze Żydów, którzy zrabowane rzeczy za bezcen kupowali…
Inny członek oddziału powstańczego, który miał to nieszczęście wpaść w łapy pijanej hałastry, swoje przeżycia ubrał w takie słowa:
W Łodzine kolumna zatrzymała się na wypoczynek w pobliżu dworu, przy karczmie. Dwór ten nie został zaatakowany ani zrabowany. Nie udzielił też jego właściciel pomocy pojmanym, wzbraniając podania im nawet wody ze studni dworskiej. Właścicielem dworu był wówczas Teodor Coppieters de Tergonde, a więc nie szlachcic polski, zatem okropności rabacji go nie dotknęły – wskazuje choćby ten jednostkowy przykład, że rabacja była akcją zorganizowaną w celu wyniszczenia polskiej szlachty, przekształconej już przez zaborcę w ziemiaństwo. Nie lepiej też zachował się Żyd-arendarz, który na prośbę o podanie trochę piwa [poturbowanym powstańcom] dla zaspokojenia pragnienia, zapytał: A Geld jest?, otrzymawszy odpowiedź, że nie, nieszczęśnicy nie mają pieniędzy, odpowiedział: Skoro nie ma Geld, to i piwa nie ma.
Koniecznie trzeba zaznaczyć, iż inspirowanie, uczestnictwo i korzyści wynikające z rabacji nie stały się udziałem wszystkich chłopów i Żydów. Tak na przykład jeden ze świadków zbrodniczej orgii napisał:
Czerniawa [czerń chłopska], należąca do rabacji, szła od wsi do wsi, wszędzie zabierała chłopów ze sobą, i w ten sposób tworzyła się coraz większa banda, jakby nie chciał kto z nimi iść, to bili, zabijali.
Znane są liczne przypadki, kiedy to poszczególni chłopi nie tylko przystępowali do partii powstańczych, ale i całe ich grupy wystąpiły czynnie przeciw mordom. Tak na przykład wieśniacy w Izdebkach i Żohatynie stanęli w obronie dziedziców. Wśród nich wyróżnili się mężczyźni znani jako: Żuk, Kohutko i Pająk. Osobnicy ci zebrali wokół siebie kilkudziesięciu chłopów i dzielnie bronili maltretowaną szlachtę. Takich przypadków było dużo, a niektóre kończyły się dramatycznie, bo rozwścieczony tłum często roznosił na kosach ludzi nie ulegających żądzy mordu i grabieży. Ofiarami nienawiści padli i zostali zatłuczeni pałkami m.in. broniący powstańców chłopi , tj. Grzegorz Kukułka i wspomniany Pająk. Jednym z najsmutniejszym jest fakt, iż ofiarami tłumu stali się nie tylko herbowi, ale również zwykli oficjaliści, służba, gajowi, urzędnicy, rentierzy, nauczyciele, guwernerzy, a nawet księża. Ba! Wśród poszkodowanych znaleźli się także byli powstańcy listopadowi, którzy odwoływali się do uczuć patriotycznych oraz wzywali pijanych żądzą mordu rodaków do opamiętania, ale nie znaleźli zrozumienia. Jak stwierdził jeden z najwybitniejszych znawców tematu, czyli prof. S. Kieniewicz, wśród ofiar rabacji nie było natomiast żadnego niepolskiego szlachcica oraz żadnego… Żyda. W świetle świadectw trzeba stwierdzić, że ci ostatni tłumnie uczestniczyli w procesie inspirowania nienawiści wobec powstańców oraz brali udział w aktach przemocy fizycznej. Byli wprawdzie tacy, jak pewien rabin, który w tarnowskim cyrkule rzucił klątwę na wszystkich Żydów, którzy by co z zrabowanych rzeczy kupili od chłopów. Niestety, jak stwierdza wspomniany wyżej F. K. Prek: Rząd zniósł tę klątwę i rabinowi zagroził karą za to, a Żydom pozwolił zrabowane rzeczy kupować, które też oni za bezcen nabywali wraz z byłym starostą tarnowskim Breinlem, który tym się zbogacił.
Powyższe opisałem, bo wiem, iż prawdziwy silnik dziejów pracuje poza wzrokiem publiki. Ta prawda winna zostać przez nas zaakceptowana i zrozumiana. Tym bardziej, że historia absolutnie się nie skończyła i schematy działania są dość często powielane. Według wielu, widowiska odgrywane na naszych oczach to creme de la creme rzeczywistości. Dla tych, którzy kontestują tę wykładnię i widzą więcej nie ma litości. Foliarze, płaskoziemcy, głupki, fani spisków i anty… to standardowe określenia. Na całe szczęście prawda jest jak oliwa… Uczmy się zatem i wyciągajmy wnioski.
Linki:
http://www.pogorzedynowskie.pl/data/referaty/XIIIBS/ref_18_XIIIBS.pdf
http://www.naszaprzeszlosc.pl/files/tom079_09.pdf
----------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Inne tematy w dziale Kultura