Prawdziwy wróg nigdy cię nie opuści.
S.J. Lec
Carl von Clausewitz twierdził, że „wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami”. Ta fraza jest dość znana. Mało kto jednak pamięta, iż ten sam wielki teoretyk sztuki wojennej podkreślał znaczenie przygotowania placu boju w ten sposób, aby przeciwnik stał już na straconej pozycji zanim jeszcze padnie pierwszy strzał. Trudno z tym polemizować. Tym bardziej, że obserwując ostatnie wydarzenia w naszym kraju, każdy, kto tylko potrafi dodać dwa do dwóch, zdaje sobie sprawę z tego, iż toczą się one zgodnie z wytycznymi pozostawionymi m.in. przez pruskiego generała. Zaznaczam – między innymi, bo z pewnością również inni szatani są tu czynni.
Weźmy na przykład sytuację, w której zasiadamy na fotelu prezydenckim znanego mocarstwa nuklearnego albo zostajemy gospodarzami budynku stanowiącego siedzibę kanclerza. Do zakresu naszych obowiązków wchodzą działania zmierzające do uzyskania przewagi nad innymi państwami. Czy jako politycy, a więc ludzie na ogół przebiegli i nie wahający się sięgać po metody pozostające w konflikcie z zasadami fair play, w celu wygrania rywalizacji ograniczymy się wyłącznie do transparentnych przedsięwzięć? Przypuszczam, że wątpię. Tak już po prostu jest i nie ma na co się obrażać. Rzecz jasna, wszystko co potrzebne, a uchodzi za „nieetyczne” oraz „niedopuszczalne” w stosunkach międzynarodowych, ukryte zostaje pod taflą wody. Po co komu wiedzieć jak „robi się kiełbasę i wielką politykę”…
Jedną z najlepszych - bo sprawdzonych – recept na osłabienie rywala, a nawet rozłożenie go na łopatki przed pierwszym gongiem, jest wywołanie domowego bałaganu. Wszak biblijna przestroga, brzmiąca: „wszelkie królestwo, przeciw sobie rozdzielone, będzie spustoszone, i dom na dom upadnie” nie wzięła się z wydumanych teorii, lecz z doświadczenia. Żeby jednak tak się stało trzeba koniecznie znaleźć wykonawców planu. Mogą to być sławetni „pożyteczni idioci”, renegaci lub sprzedawczyki. Ważne, by ich znaleźć i nimi pokierować. Do czego tacy ludzie są zdolni? Praktyka uczy, że do wszystkiego. Gdy już zatem ziarno niezgody zostało zasiane - można czekać na plon. Tyle teoria. Krótko o praktyce.
Żyje na tej planecie niejaki Bartosz Kramek. Zdaje się, że człowiek ten nie należy do postaci znanych ze swych utylitarnych talentów. Nie wynalazł lekarstwa na raka, nie odkrył jakiejś nowej Troi, nie przynosi chluby rodakom występując w La Scali. Być może nigdy w życiu nie zhańbił się naprawą cieknącego kranu. I w przyszłości zapewne to się nie zmieni. Obywatel Kramek ma jednakże jeden, bardzo oryginalny dar. To nie kto inny tylko tenże „bohater” kilka lat temu wspiął się na wyżyny swego intelektu i spłodził manifest zatytułowany „Niech państwo stanie: wyłączmy rząd!”. Sprawa stała się głośna i ktoś tam, w celach wychowawczych, pogroził Kramkowi palcem. Bez efektu. Tego można było się spodziewać, gdyż w kraju nad Wisłą, prócz wielu pięknych tradycji, wciąż okazuje się żywotną ta, polegająca na niewyobrażalnym stopniu pobłażania dla destruktorów. Jest to o tyle zatrważające i dziwne, że w przypadku, gdyby w trakcie trwania prywatnego przedsięwzięcia objawiła się wewnątrz organizacji osoba, już nie wyłącznie kontestująca czy wybitnie krytyczna wobec biznesu, ale czyniąca wszystko aby założony cel nie został osiągnięty, to nie zagrzałaby pięciu minut w zespole, a najpewniej poniosłaby również dotkliwie konsekwencje. Hmm… Wróćmy do sedna.
Wspomniana deklaracja jawi się jako groźna, wstrętna i na wskroś makiaweliczna. To widać na pierwszy rzut oka. Poświęcenia nieco więcej uwagi wymaga to, aby stwierdzić, iż jest ona także ciekawa. Z jakiego względu? Przede wszystkim z tego powodu, że stanowi wzorcowy przykład działania jakie powinien podjąć agent sił zewnętrznych dążących do totalnej destabilizacji stosunków w państwie, będącym celem niewypowiedzianej wojny. Cóż bowiem tu mamy? Ano m.in.: niepłacenie podatków, podjęcie strajku generalnego, nieposłuszeństwo w szeregach administracji rządowej i służbach mundurowych, zastraszanie oponentów politycznych, „secesje” samorządów, zwoływanie manifestacji antyrządowych, stawianie barykad, blokowanie budynków publicznych… Wszystko we współpracy z ośrodkami zagranicznymi. Tak to sobie Kramek wykoncypował. Przepraszam! Kilka wypowiedzi Bartka, z którymi zapoznałem się w sieci dowodzi, iż prawdopodobnie stworzenie tego diabolicznego scenariusza przekracza jego możliwości. Nie zmienia to wszakże faktu, iż firmował go swoim nazwiskiem. Bez jakiegokolwiek wstydu.
Pojawiają się pytania: czy postępowanie Bartosza Kramka to ewenement i czy powinno być ono dla nas zaskoczeniem? Na oba należy stanowczo odpowiedzieć – nie! Odzew jaki znalazło kramkowe „dzieło” świadczy, iż jemu podobnych żyje w naszym kraju całe mnóstwo. Wybuchające co jakiś czas skandale związane z postępowaniem lub wypowiedziami funkcyjnych przedstawicieli Rzeczypospolitej (np. byłego ambasadora w RCz i ministra ds. kontaktów ze środowiskami żydowskimi) dowodzą, iż w planie naszych rywali ochotnie uczestniczą nie tylko oduraczeni wolontariusze chaosu, lecz także postacie mające bezpośredni wpływ na funkcjonowanie państwa. Z tej przyczyny nadzieja na to, iż postawę Kramka należy traktować jako wyjątkowy incydent wydaje się płonną. Po drugie, winniśmy (tj. odpowiednie władze) przeciwdziałać podobnym ekscesom stanowiącym mroczną zachętę do demolowania i osłabiania Rzeczypospolitej. Przeciwdziałać i adekwatnie je „nagradzać”. Że to niby niedemokratyczne zachowania? Bezprawie? Autorytaryzm? To w jakim celu posiadamy Kodeks Karny, a w nim Rozdział XVII („Przestępstwa przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej”)? Przepraszam - dla jaj?! Dalsze pobłażanie tubylczym płatnym i ochotniczym harcownikom z pewnością nie przyczyni się do zapewnienia Polsce bezpieczeństwa, a Polakom spokoju. Gdy na dodatek zagraniczni animatorzy zarzucą nas walką z klimatem, praworządnością, talonami na emisję CO2, „Zielonym Ładem” i protestami w sprawie „stref wolnych od LGBT” to będziemy musieli pęknąć. A marzenia o lepszej przyszłości trzeba będzie znów włożyć do szuflady z napisem „nie do realizacji”.
„Uważam to za rzecz bardzo pożyteczną zastanawiać się od czasu do czasu nad tym, co bym robił, gdybym był wrogiem Polski, gdyby odbudowanie Polski było mi niedogodne i gdyby mi chodziło o jej zniszczenie”. Takimi słowy R. Dmowski rozpoczął jeden ze swoich licznych esejów (vide: link). Napisał go w Dwudziestoleciu i mimo upływu czasu oraz kilku drobnych anachronizmów w nim zawartych jest on bezapelacyjnie aktualny i dziś. Wydaje się koniecznym, aby dla naszych decydentów, którym leży na sercu dobro Polski, tekst ten stał się lekturą obowiązkową. I to czym prędzej.
Link:
https://cbmn.pl/roman-dmowski/gdybym-byl-wrogiem-polski
https://m.facebook.com/nt/screen/?params=%7B%22note_id%22%3A10158464088950772%7D&path=%2Fnotes%2Fnote%2F&refsrc=deprecated&_rdr
https://sip.lex.pl/akty-prawne/dzu-dziennik-ustaw/kodeks-karny-16798683/roz-17
---------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo