Nie ma większego nieszczęścia nad uleganie pożądaniom i większego przewinienia nad nienasycenie.
Laozi (starożytny chiński filozof)
Jedenaście lat temu, podczas jednego z wywiadów Angela Merkel, z filozoficznym zacięciem, zapytała samą siebie: „Zwyciężyliśmy co prawda Rzymian w Lesie Teutoburskim, ale czy Germanie stali się przez to bardziej pokojowi i zbliżyli się do Europy?” Odpowiedź może być tylko jedna: nie! Tak już bowiem jest, że wbrew politpoprawnej narracji istnieje coś takiego jak charakter narodowy. Pod wpływem doświadczeń dziejowych, wychowania, promowanych idei, przekazu medialnego, obyczajów, postaw elit itd., każda nacja wykształciła swój kod kulturowy. Wiemy przecież, że Holendrzy to naród kupców, który ugnie się przed lub zawrze układ z każdym byle tylko nie ucierpiały ich interesy. Czesi? Niewiele zostało z ich dawnej i sławnej odwagi, bo dziś to wspólnota kunktatorów posługująca się językiem słowiańskim, ale o mentalności „bawarskiej”. Natomiast Włosi nie idą w ślady swych sławnych przodków i zamiast toczyć ideologiczne i krwawe boje wolą delektować się spaghetti i risotto. Po drugiej stronie kontynentu ospali Finowie tradycyjnie przyjmują z pokorą zwierzchnictwo ościennych potęg, chyba że… znajdzie się dureń, który zechce zakazać im korzystania ze sauny lub nakazać używania gąbek do mycia naczyń. Z kolei Ukraińcy bardzo kochają swoją ojczyznę. Miłość ta jest tak szalona, iż dla jej okazania gotowi są rezać setki tysięcy obcych i rozpirzyć w drobny mak własne państwo. A Niemcy?
U schyłku I w. n.e. Rzymianin Tacyt pisał o Germanach tak: "Jeżeli gmina, w której się urodzili, w długim pokoju i bezczynności drętwieje, wtedy przeważna część szlacheckiej młodzi z własnego popędu udaje się do tych plemion, które właśnie jakąś wojnę prowadzą; albowiem pokój temu ludowi nie dogadza i łatwiej im jest zajaśnieć wśród niebezpieczeństwa…”. Podobne charakterystyki przodkom naszych zachodnich sąsiadów wystawili liczni autorzy starożytni i średniowieczni. „Furor teutonicus” uznawano w całej zachodniej i centralnej Europie za jedną z plag, prowadzących do niepotrzebnego rozlewu krwi i tragicznego demolowania porządku. Co ciekawe, nie był to stereotyp czy jakaś złośliwa łatka przypiętą „marketingowo” reprezentantom etosów germańskich. Do utrwalenia takiej opinii w Europie i na świecie przyczynili się nie tylko przeciwnicy Cezara, ale również dokazujący później Goci, Skirowie, Wandalowie, Longobardowie, Anglowie, Sasi, Dunowie, Szwedzi, krzyżacy, Brandenburczycy, mieszkańcy Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, poddani kajzera i obywatele III Rzeszy. Wszyscy, bez wyjątku.
Jakie efekty przynosi trwanie Niemców (i Germanów) przy odwiecznej niespokojności i chęci powiększenia Lebensraum-u, nie trzeba długo tłumaczyć. Tysiące ofiar spośród Słowian, Bałtów, Węgrów, Finów, Romanów, Hindusów, Arabów, Afrykańczyków. Miliony poległych, pomordowanych i zmarłych w wyniku eksterminacji buntowników i Wojen Światowych. Na nic nauki! Dziś, po raz kolejny, wielki naród niemiecki (bo on stał się emanacją rodziny germańskiej) podjął starania, aby stłamsić i sprowadzić do roli pariasów miriady mieszkańców naszego kontynentu nie mających w sobie odpowiedniej ilości „aryjskiej krwi”. Zbyt wysokie tony? Bynajmniej!
Każdy, jako tako spostrzegawczy, zdaje sobie sprawę z tego, że ostatnie posunięcia związane z Europejskim Zielonym Ładem, bredniami o naruszaniu praworządności, szachrajstwo z nośnikami energii, chorymi antyludzkimi ideologiami itd., są przede wszystkim narzędziami do zdobycia przez Berlin dominacji nad Europą. Gdyby tego rodzaju pomysły rodziły się i wypływały z Monako, Lichtensteinu czy nawet Łotwy albo Portugalii, to pies z kulawą nogą nie byłby tym zainteresowany. Fanaberie tego typu stanowiłyby li tylko materiał do akademickich debat podczas seminariów, jako przykłady pogubienia się niektórych przedstawicieli homo sapiens. Niestety, idee te mają swych ojców i matki nad Łabą oraz Renem i stąd nie da się ich lekceważyć. Tym bardziej, że berlińscy decydenci znaleźli sojuszników wśród progresywistów wszelkiej maści pod wieloma szerokościami geograficznymi. Najpewniej mają ich w głębokim poważaniu, ale gdy wszystkie ręce na pokład…
Jestem przekonany, że nadchodzą ciekawe, tj. niebezpieczne, czasy. Wprawdzie walka o dominację ekonomiczną to jednak nie systematyczne i masowe pozbawianie życia w bitwach, pacyfikacjach i egzekucjach. Przynajmniej tak to można oceniać dziś. Kto jednak zagwarantuje, że na skutek rozpoczętych procesów nie dojdzie za jakiś czas do użycia siły (z błogosławieństwem światłych i trzymających władzę elit) wobec kontestatorów i jawnych oponentów? Opowieści o wspólnej europejskiej armii, jednolitym prawie, zaimplementowaniu ogółowi „europejskich wartości” są obecnie w sferze mniej lub bardziej zaawansowanych projektów, ale za lat pięć, piętnaście…
Czy znów germańska pożądliwość nie zakończy się znanym finałem? Morzem krwi, milionami ton gruzów, miliardami łez… Tego nie wiem, bo tym razem Niemcy są bogatsi o bagaż doświadczeń związanych z porażkami i postępują według innego modus operandi. Sądzę jednak, iż tak czy owak będziemy mieli problem. Poważny problem! Cóż można zrobić? Na apelowanie do serc i rozumów niemieckich decydentów oraz ich różnojęzycznych akolitów o opamiętanie jest już zbyt późno. Germańska krew już wrze. Pozostaje zatem trwać z bólem w nieprzyjaznym środowisku i jednocześnie przygotowywać się na najgorszy scenariusz albo… czym prędzej pójść w ślady Wielkiej Brytanii. Tertium non datur.
-----------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Inne tematy w dziale Polityka