Stare grzechy mają długie cienie.
Agata Christie
Prawie dwie dekady temu, podczas jednego z pobytów poza Polską, przeżyłem sporo niemiłych perypetii. Było bardzo gorąco. Gdy zatem w Cieszynie przekroczyłem nasza granicę wybuchła we mnie olbrzymia ochota ucałowania ojczystej ziemi. Być może brzmi to pompatycznie, ale tak faktycznie było. Poczułem prócz tego olbrzymią radość i rozlewające się po całym ciele uczucie ulgi. Co więcej, zarówno funkcjonariusze Straży Granicznej o kamiennych twarzach jak i leciwa niewiasta wydająca w barze ohydną w smaku herbatę jawili mi się niczym bliscy kuzyni i sympatyczna cioteczka. Byłem wreszcie u siebie! Na wspomnienie przedstawicieli pewnej nacji czułem wręcz fizyczny wstręt. Nie to co my, Polacy! Mili, dobrzy, sprawiedliwi, uczciwi, pomocni, taktowni, sprawiedliwi… Prawie bezgrzeszni i niezdolni do wrednych uczynków. Polska niczym wyspa sprawiedliwości na oceanie niegodziwości. Tak czułem. Rzecz jasna przez krótki czas, lecz nigdy tego nie zapomnę.
Przywołałem intymne wspomnienia nie bez przyczyny. Otóż buszując jakiś cza temu po nieograniczonej przestrzeni Internetu, natrafiłem na kilka zagranicznych artykułów poświęconych postrzeganiu naszego narodu przez obcokrajowców. A dokładniej stosunkowi Polaków do reprezentantów innych narodów w sytuacjach ekstremalnych. Nie muszę dodawać, że opinie prezentowane przez autorów wspomnianych enuncjacji są diametralnie odmienne od tych, które dominują wśród moich rodaków. Prócz tego podczas lektury odniosłem wrażenie, że gdyby przywołani dziennikarze mogli lata temu wniknąć w mój umysł i prześwietlić moje serce podczas przekraczania przeze mnie granicy polsko-czeskiej pękali by ze śmiechu. Nie byłby jednak to śmiech szczery, lecz intencjonalny i podszyty fałszem. Trudno przecież spodziewać się czegoś innego od ludzi twierdzących m.in., że w Polsce, w Dwudziestoleciu Międzywojennym, istniały obozy zagłady, a „przyszli nazistowscy kaci przyjechali tutaj [czyli do Polski!], aby nauczyć się właśnie takiego doświadczenia”. To oczywiście bzdury, sprokurowane na potrzeby politycznej propagandy. Czy jednak w zakresie złych uczynków wobec sąsiednich „plemion” jesteśmy absolutnie bezgrzeszni, a nasze postępowanie zawsze zasługiwało na puchar fair play? Sprawdźmy…
Żyjący na przełomie XI i XII w. dziejopis zwany Helmoldem z Bozowa (obecnie okolice niemieckiej Lubeki), opisując ludy żyjące w sąsiedztwie Niemiec, tak pisał o naszych przodkach: „Kiedy na wojnę zagraniczną wychodzą, dzielnie się biją w potyczkach, lecz w rabunku i mordach są nader okrutni: nie przepuszczają ani klasztorom, ani kościołom, ani cmentarzom. Nawet w wojny zewnętrzne inaczej się nie wdają, jak tylko po przystaniu na warunek, że im będzie wolno rabować skarby, których sama świętość miejsc strzedzby powinna. Stąd pochodzi, że z żądzy łupieży często z najlepszymi przyjaciółmi postępują jak z wrogami, a z tego powodu bardzo rzadko wzywają ich do pomocy w jakiejkolwiek wojennej potrzebie.” Trzeba przyznać, iż najpewniej Helmold nie przesadzał, o czym zaświadczają zachowane przekazy mówiące np. o wymordowaniu przez wojów Bolesława Chrobrego podczas wyprawy na Kijów sojuszniczych formacji Pieczyngów, czy też praktyki stosowanej przez Krzywoustego w trakcie podboju Pomorza.
Z równie drastycznymi zachowaniami spotykamy się w przypadku głośnego buntu wójta Alberta (1311-1312). Gdy Władysław Łokietek wraz ze swoimi stronnikami zajął Kraków, dla zbuntowanego niemieckiego patrycjatu i mieszczan nie było litości. Mimo, iż oddający przyszłemu polskiemu królowi miasto Bolko I Opolski miał otrzymać gwarancje bezpieczeństwa dla buntowników, to jednak stało się inaczej. Podobno ten kto nie potrafił bezbłędnie powtórzyć polskich słów: „soczewica, koło, miele, młyn”, z miejsca tracił głowę, a w najlepszym wypadku wolność oraz majątek. Tak samo podstępnie i okrutnie mieli poczynać sobie Polacy podczas tzw. Dimitriad (XVII w.). Tak np. w oczach mieszkańców Wysp Brytyjskich, służących w armiach po obu stronach barykady oraz prowadzących interesy kupców, Polacy na ziemiach rosyjskich poczynali sobie niczym barbarzyńcy. Palili, gwałcili, rabowali i pozbawiali życia ich mieszkańców z błahych powodów. Żadna posiadaczka jako-takiej urody, czy to córka, żona albo siostra - nawet najpotężniejszego Moskala - nie mogła czuć się bezpiecznie, gdyż byle polski żołdak był panem życia i śmierci. Szczególne oburzenie wśród brytyjskich obserwatorów wywołała historia związana z uprowadzeniem do Polski Wasyla Szujskiego. Wtedy to rosyjscy arystokraci zostali zwabieni do obozu interwentów pod pretekstem pożegnania cara. Jak się okazało była to pułapka i większość bojarów została po prostu wyrżnięta.
25 stycznia 1946 34 pułk piechoty Wojska Polskiego, pod dowództwem Stanisława Pluto, wkroczył do położonej na Podkarpaciu wsi Zawadka Morochowska. Zamieszkiwali ją Ukraińcy. Natychmiast rozpoczęła się straszliwa pacyfikacja. Według Mikołaja Biłasa, który ocalał z rzezi: „40-letniego ojca zastrzelili [żołnierze polscy] podczas rąbania drewna. Matkę, 32-letnią, wygnali w mroźny ranek styczniowy ze mną na rękach i siostrą 7-letnią przed dom, gdzie dokonali straszliwego mordu! Siostrze połamali nogi i rozcięli brzuch. Matce wycięli język, połamali prawą rękę i rozcięli brzuch czterema pchnięciami bagnetu. Pocięli nogi. Ja, cudem ocalały, żyłem pod zwłokami matki.” Liczba ofiar bestialskiej orgii sięgnęła ponad 60 osób.
Wszystkie przywołane wyżej przypadki zdarzyły się naprawdę. Rzecz jasna trzeba pamiętać o kontekstach. Nie bez znaczenia są przecież informacje mówiące o tym, że Chrobry wyciął do nogi sojuszniczy oddział koczowników, gdyż ci mieli spiskować z kniaziem ruskim. Zabezpieczenie się przed niespodziewaną rebelią w warunkach wojennych wydaje się zachowaniem nad wyraz racjonalnym. Władysław Łokietek poprzez srogie potraktowanie krakowskich buntowników, raz na zawsze odebrał ochotę niemieckim mieszkańcom miast na działania dywersyjne i tworzenie państwa w państwie. Barbarzyństwo polskich wojaków w państwie moskiewskim było swoistą zemstą za zbrodnie popełniane przez wojska carskie na polskich jeńcach i ludności pogranicznych miast zachowujących wierność polskiemu królowi. Nie bez znaczenia jawi się również to, iż złe uczynki Polaków (według tych samych brytyjskich obserwatorów) były niczym w porównaniu do czynów kozaków pozostających na służbie polskich magnatów. I wreszcie trzeba pamiętać, że zbrodnia na ludności Zawadki Morochowskiej stanowiła „rewanż” za rzezie przeprowadzone przez UPA w takich polskich wsiach jak: Nowosielce, Pielnia i Długie. Ponadto polskimi żołnierzami dowodzili sowieccy oficerowi (płk. Pluto, kpt. Gutowski, kpt. Lewicki), a w akcji brali udział ub-cy z Sanoka oraz oddział NKWD.
Tak sobie myślę, że idealizowanie własnego narodu jest działaniem nieuczciwym. Wszak i my, Polacy, mamy na sumieniu niejeden grzech. Żadne z nas anioły. Gdyby jednak dało się zważyć nasze przewiny i porównać je ze zbrodniami wielu innych narodów, to nie wypadlibyśmy w tych „zawodach” źle. Hmm… Może nawet wynik byłby dla nas bardzo, bardzo korzystny. Przecież w odróżnieniu od większości liderów świata nie mamy w naszym CV eksterminacji całych ludów i społeczności, systematycznego wyrzynania ludności zdobywanych miast, spalania na stosie tysięcy „heretyków” i „czarownic”, rasistowskiego podejścia do mieszkańców obcych krain… Czy taki bilans wynika z przypadku, poważnego traktowania zasad, nieodmiennie żywej rycerskości czy też z naszej – przepraszam! – dupowatości? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi. Jedno wiem na pewno: nie mamy powodu by wstydzić się przed światem naszej historii! I tego trzeba się trzymać.
Link:
https://mikhaelkatz.livejournal.com/176799.html
https://topwar.ru/17944-polskie-konclagerya-dlya-russkih-i-nemcev-ili-za-chto-izvinyalsya-obama.html
https://rcin.org.pl/Content/56513/WA248_67357_P-I-2795_cieszynska-obrazy.pdf
----------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Inne tematy w dziale Kultura