Słowo jest czynu testamentem.
Cyprian Kamil Norwid
W antrejce na ryczce
Stały pyry w tytce,
Przyszła niuda, spucła pyry
A w wymborku umyła giry.
Pięknie. Prawda? Lubię takie igraszki słowne, bo pokazują, że język polski ma wiele odcieni. Dla większości z nas przywołany czterowiersz to li tylko ciekawostka i niemal zapomniany oryginalny regionalizm. Dla językoznawców skarbiec, sezam, źródło wiedzy. A to dlatego, że wprawne ucho i umysł potrafią wyłuskać z tego drobnego przekazu wiele wiadomości. Kiedy?, gdzie?, skąd?, a nawet kto? Cała sztuka bowiem w tym, iż język przypomina przeszłość zamkniętą w bursztynie. Tak jak owad sprzed milionów lat, zaskoczony i wtopiony w żywicę, tak słowa uchwycone w mowie przodków dowodzą skąd nasz ród.
Tylko niewielu z nas zdaje sobie sprawę z tego, że takie słowa jak: fryzjer, burmistrz, jarmark, handel, bandyta, fontanna, pistolet, komputer, rycerz, smar, hebel, cegła czy peruka to zapożyczenia z języków obcych. Są one tak przyległe do naszej codzienności, iż mało kto jest świadomym ich obcości. Trudno zresztą wymagać, abyśmy śledzili na bieżąco wszystkie zachodzące obecnie zmiany. Te makaronizmy, germanizmy czy anglicyzmy. Świat nieustannie biegnie i ciężko za nim nadążyć. Nie chcę jednak w tym miejscu rozwodzić się nad tego rodzaju przypadkami. Dla mnie dużo ciekawszymi są zjawiska, które dowodzą tego jak bardzo skomplikowaną drogę przeszliśmy jako Polacy i jak los dokazywał z naszym językiem. Zaznaczę od razu, że nie podniecają mnie nowoczesne wtręty obce. Dużo ciekawsze są bowiem słowa, które zostały zapożyczone przez naszych przodków i dziś niejeden dałby się pokroić za ich słowiańskość czy też polskość. I prawdę powiedziawszy musiałby polec… Zostawmy jednakże te para-filozoficzne dygresje i przejdźmy do konkretów.
Już w wieku XVII spostrzeżono, iż języki słowiańskie przynależą do grupy języków indoeuropejskich. Wspólnie z hindi, językami irańskimi, germańskimi, romańskimi, tocharskimi, greckim, celtyckimi, trackim, ormiańskim… Niby nic ważnego, ale jednak. Otóż okazuje się, że dzięki skamielinom językowym możemy z dużym prawdopodobieństwem umiejscowić praojczyznę naszych językowych przodków. Zanim zdradzę ten sekret pozwolę sobie na kilka uwag.
Czy przeciętny Polak zdaje sobie sprawę z faktu, że używając określeń w rodzaju: duma, jawor, myto, pieniądz, gamoń, kot, pop, lek, lew, wielbłąd, papież, osioł, pożyczka, trąba, winnica, chlew czy Gopło korzysta ze słownictwa, które przekazali nam starożytni Goci albo ludy blisko z nimi spokrewnione? Wątpię. A czy ma świadomość, iż chwaląc Boga, polując na bobra, wspominając o wszystkich świętych, krzyczą na kogoś - poczwara, chwytając w ręce topór, zazdroszcząc bogatym, dopingując biegi chartów, licząc do stu i dziwiąc się korzysta ze słów i pojęć przejętych do języka słowiańskiego (w tym polskiego) z języków koczowniczych Scytów, Sarmatów i Alanów? Nie sądzę.
Obecnie na naszym globie istnieje około 6 do 7 tysięcy języków. Połowa z nich to dialekty lub gwary, których za lat pięćdziesiąt lub co najwyżej sto już nie będzie. Całe szczęście naszej mowie to nie grozi. Przez wieki, a nawet tysiąclecia zmieniała się, absorbowała obce słowa i zwroty, ale wciąż w swej istocie pozostawała słowiańską. Można zatem przyjąć, że nasi wnukowie i prawnukowie wciąż będą korzystać z językowego dorobku naszych przodków. To wielce pozytywna konstatacja, bo okazuje się, że w czasach, gdy Prasłowianie wychynęli na arenę dziejów ze swych wschodnioeuropejskich pieleszy byli ludem dość prymitywnym, lecz chłonnym na nowości. Kultura materialna Słowian sprzed półtora tysiąca lat plasowała się w ówczesnej klasyfikacji europejskiej znacząco poniżej średniej. Garnki ręcznie lepione, prymitywne ziemianki, proste ozdoby, licha broń, brak najprostszego pisma, nieskomplikowany świat wyobrażeń… To wszystko było prawdą. Okazało się jednak, iż nasi przodkowie potrafili umiejętnie wykorzystywać dorobek ludów wyżej rozwiniętych. W zakresie religii, gospodarki, kultury, wojny, władzy… I języka.
W świetle ustaleń historyków i filologów nasi przodkowie przez wiele wieków byli niezauważalni dla świata. Bytowali w rejonach, do których tylko sporadycznie zaglądał kupiec grecki lub rzymski. W efekcie brakuje w piśmiennictwie starożytnym wspominek o Słowianach. A przecież istnieli. Gdzie? Ano na obszarach, które sąsiadowały ze skrajanie wschodnimi ludami germańskimi, Bałtami i ludami irańskimi. Najpewniej na ziemiach dzisiejszej Ukrainy. W pewnym momencie wykorzystali swą szansę i rozprzestrzenili się po Łabę, północną Italię, Azję Mniejszą i pogranicze fińskie. W tej chwili stanowią największą grupę ludów indoeuropejskich w Europie i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie taki stan miałby ulec zmianie. My również pielęgnujemy nasz język, tak bogato urozmaicony wyrazami z przebogatego skarbca innych ludów. To dowód na to, że jesteśmy ludem żywym, aktywnym i nieumarłym. I niech tak będzie. I niech tak pozostanie.
PS Próbka języka naszych przodków z czasów św. św. Cyryla i Metodego.
-------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Inne tematy w dziale Kultura