Hipokryzja to wstydliwość łajdaka.
Demostenes
O dr. Tomaszu Greniuchu powiedziano już sporo, choć nie wszystko. Zapomina się (przypadkowo?), że jest on dobrym historykiem i pisarzem poruszającym się sprawnie zarówno w tematyce polskiej jak i po meandrach dziejów krajów bardzo od Polski odległych. W jego dorobku znaleźć można m.in. takie prace jak: „Groźni. Ostatni żołnierze. Pierwsi zdrajcy” i „Śmiertelni. Historia oparta na faktach”, ale także „Natal 1899-1900”. Należy zatem założyć, że kompetencji naukowych w żadnym razie mu nie brakuje. Sądzę również, że jest człowiekiem odważnym, bo zajmowanie się tematyką powojennego Powstania Antykomunistycznego i jego bohaterami, to w naszym kraju, zdominowanym nadal przez wpływowe elity rodem z PRLu, wciąż stąpanie po kruchym lodzie. To co zatem stanowi najpoważniejszą kontrowersję odnośnie jego osoby to przeszłość – nazwijmy ją roboczo – polityczna. W mojej ocenie nie przynosi ona T. Greniuchowi chluby, lecz nie jest dyskwalifikującą. Dlaczego?
Już dawno temu mierziło mnie odwoływanie się przez moich rodaków do tradycji totalitaryzmów. Zarówno w sferze treści jak i w formie. Bez względu na to, czy wynikało to z głupoty, niewiedzy czy też przekonań. Tak naprawdę czułem niemal fizyczny ból, gdy moi rówieśnicy paradowali z krwisto czerwonymi flagami, w koszulkach z podobizną Che Guevary i wykrzykiwali skompromitowane komunistyczne hasła. Współczułem tym intelektualnym biedakom. Jednak prawdziwych katuszy doświadczałem wtedy, gdy przywiązani do polskiej tradycji niewątpliwi patrioci praktykowali przy powitaniu, podczas wieców lub na koncertach tzw. salut rzymski. Wiem, wiem. To tradycja absolutnie niejednoznaczna, ale od osób o takim profilu trzeba wymagać minimum świadomości i poczucia smaku. Tak się jednak w przypadku dr. Greniucha nie stało, a jego „występy” sprzed lat i niezbyt rozsądne (według mnie) pochwalanie postawy Leona Degrelle w trakcie II Wojny Światowej, stało się pożywką dla wszelkiej maści pieczeniarzy, fanatyków, naiwniaków, lizusów i… hipokrytów. Szczególnie ci ostatni winni zajrzeć do własnych głów w poszukiwaniu resztek rozumu, a do serc po to, aby znaleźć odrobinę uczciwości. Bo przecież…
Nie ulega wątpliwości, że każdy normalny człowiek powinien odnosić się do propagatorów idei komunistycznych z politowaniem i wstrętem. Doświadczenie związane z kosztami jakie ponieśliśmy w związku z próbą zainstalowania nad Wisłą komunistycznego raju jest tragiczne i jednoznaczne. Niestety, indoktrynowane przez lata społeczeństwo wciąż toleruje istnienie w przestrzeni publicznej narracji bolszewickiej, a nawet w jakiejś części popiera osoby wywodzące się z komunistycznej tradycji i aparatu opresji, przez prawie pół wieku trzymającego Polaków za twarz. Poparcie to wyrażane jest m.in. podczas wyborów, w których zaufaniem obdarzamy takich ludzi jak np. L. Miller, W. Cimoszewicz, W. Czarzasty czy R. Kwiatkowski. Ten ostatni, wybitnie oburzony na nominację T. Greniucha, jeszcze niedawno mówił tak: „Ten problem [analfabetyzmu w II RP] rozwiązali komuniści i Polska Ludowa, wprawdzie “na sowieckich bagnetach”, ale doprowadzili do masowej industrializacji, alfabetyzacji i urbanizacji.” Dodał również, że „współczesna lewica jest formacją intelektualną i polityczną, która jest spadkobierczynią tych dwóch socjalistyczno-niepodległościowej i socjalno-komunistycznej.”. I co? Nie tylko nie spotyka go ostracyzm i gest „puknij się w czoło!”, ale – co nie daj Boże! – autor tych słów może za jakiś czas ponownie (!) zająć eksponowane stanowisko w strukturach państwa polskiego. Ktoś powie, iż to margines i takie rzeczy trzeba znosić dla dobra demokracji. Czyżby? Jak w takim razie nazwać postawę eurodeputowanej R. Thun, reprezentującej podobno w polskiej polityce nurt szczerze antytotalitarny, która rozanielona mówi tak: „… też w Polsce często słyszę, jak wy możecie, z Millerem, z komunistami na jednej liście albo z kimś tam. To jest coś, co szalenie imponuje moim kolegom w Parlamencie Europejskim.”
Nierozsądni mogą łudzić się nadzieją, że to pokłosie minionej epoki i już niedługo osoby prezentujące takie postawy z przyczyn naturalnych zejdą z politycznej areny. To błędne mniemanie! Mam przecież na niej solidnych kontynuatorów bolszewików w postaci przedstawicieli tzw. Nowej Lewicy. Kto bowiem nie słyszał o Adrianie Zandbergu, paradującego niedawno w koszulce z podobizną K. Marksa? Kto nie jest świadomy faktu, że w trakcie wystąpień nowego „mesjasza” lewactwa, tłumy młodych „Polaków” wyrażały aprobatę dla produkowanych przezeń bajęd poprzez gest zaciśniętej dłoni, słusznie uznawany za praktykowany przez najbardziej zaciekłych i ludożerczych komunistów? O tym wiemy i wiedzą o tym ludzie sterujący nawą państwową. Mimo tego, Zandberg i jego akolici zapraszani są do telewizji, rozgłośni radiowych, przeprowadzane są z nimi wywiady itd. Gdy pojawią się nieśmiałe głosy krytyczne, to „ludzie legendy” i „medialne autorytety” stają jak jeden mąż w obronie aberracji Zandberga. Ot, choćby znany publicysta A. Szostkiewicz, który zachorzał tak ciężko na ślepowidzenie, że w artykuł broniący Zandberga i jego koszulki, zatytułował „Kukiz krytykuje Zandberga za koszulkę. I co z tego, że z Marksem?”
Obecnie w naszej Rzeczypospolitej panuje schizofreniczna sytuacja. Człowiek o poglądach patriotycznych, z powodu popełnienia w przeszłości sporego błędu ale bez spostponowania go przez sądy, odsądzany jest od czci i wiary i de facto pozbawiony możliwości objęcia stanowiska w służbie państwowej. Z drugiej strony dawni funkcjonariusze komunistycznego reżymu, nie odcinający się np. od uznanego za związek przestępczy o charakterze zbrojnym WRON, mają się dobrze i już przebierają nóżkami by kolejny raz obsadzić państwowe synekury i wdrażać w życie projekt oparty o brednie XIX wiecznego brodatego popaprańca. Czyż to nie świat ze snu wariata? Oczywiście!
A wszystko przez to, że w odpowiednim czasie nie nazwano zła złem. Nie przywrócono porządku w świecie wartości. Nie zabezpieczono prawnie naszego narodu przed niebezpieczeństwami rodem spod czerwonego, brunatnego i tęczowego sztandaru. Dziś się to mści. I dlatego – paradoksalnie – zarówno dr T. Greniuch, jak i Adrian Zandberg mają takie samo prawo do uczestniczenia w projekcie „Rzeczpospolita”. Dla mnie to niesmaczne, ale tak jest. Każdy kto wylewa kubły pomyj na T. Greniucha, a oddaje głos na Zandberga, Czarzastego czy też Cimoszewicza albo potępia organizację „Krew i honor” i jednocześnie akceptuje działalność „Komunistycznej Partii Polski” jest zwyczajnym hipokrytą. A może nawet głupcem…
Link:
https://www.tvp.info/42368884/thun-o-komunistach-na-listach-ke-kolegom-w-parlamencie-europejskim-to-imponuje
https://tylkotorun.pl/72667-2/
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1637809,1,kukiz-krytykuje-zandberga-za-koszulke-i-co-z-tego-ze-z-marksem.read
---------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Inne tematy w dziale Polityka