Rzeczą człowieka jest walczyć, a rzeczą nieba – dać zwycięstwo
Homer
Dziwny tytuł? Tak, dziwny. Spieszę zatem aby go wyjaśnić. Otóż, neokomunistyczna ofensywa wymierzona między innymi w wolność słowa weszła na trzeci bieg. Wszelkie tzw. liberalne opowieści o wolności słowa, demokracji i szanowaniu różnorodności można dziś wsadzić sobie w buty. Na całe szczęście są tacy, którzy nie godzą się na formatowanie własnych umysłów i z zacięciem walczą o ratowanie wartości, na których zbudowano naszą cywilizację. Napisałem „naszą”, bo w żadnej innej wolność słowa nie jest uznawaną za niezbędną do życia. U nas tak, choć obce naszym duszom i umysłom prądy robią co w ich mocy, aby spacyfikować lub wyrzucić do śmietnika historii swobodę wypowiedzi. Czy takie działania mają szansę na powodzenie? Oczywiście, gdyż siła społeczności utożsamiających się z cywilizacja łacińską topnieją z dnia na dzień. Na całe szczęście nie zostaliśmy pozbawieni nadziei. I choć jest źle, a nawet bardzo źle, to niczym pustynne słonorośla na Saharze, co i rusz pojawiają się na horyzoncie inicjatywy, które stają w poprzek totalitarnym zapędom miłośników społecznej cybernetyki.
Jednym z obrońców podstawowych wolności jest Andrew Torba. Amerykanin, który – jak wieść niesie – nie poddaje się naciskom mainstreamu i konsekwentnie sprzeciwia się zglajszachtowaniu społecznej narracji. Co ciekawe pan Andrzej jest – podobno- potomkiem emigrantów z Polski. Dodatkowo wierzącym katolikiem i zwolennikiem D. Trumpa. Jak tam jest naprawdę – nie wiem. Informacje o panu Torbie są reglamentowane i bardzo skąpo udostępniane szerokiej publiczności. Mimo to, nieco danych przebiło się do opinii publicznej i jest to wiedza bardzo interesująca.
Pan Andrzej kilka lat temu postanowił zarobić kilka dolarów. Ponadto połączył przyjemne z pożytecznym, gdyż całą swą energie skierował nie tylko do zarabiania pieniędzy, ale również na stworzenia alternatywy wobec platform wymiany opinii, które zdominowały wirtual od Kalifornii po Sachalin. Wielkie dzieło! I trzeba przyznać, że początki były ciężkie. Chłopak z zacięciem informatycznym rzucał wyzwanie potężnej korporacji, dla której wykup lokalnych komunikatorów (np. gadu-gadu czy Nasza Klasa) był nieistotną pozycją w budżecie.
Co ciekawe perypetie firmy prowadzonej przez p. Torbę w sam raz nadają się na scenariusz filmu z rodzaju dramatu społeczno-politycznego. Dlaczego? Początki były niezwykle skromne. Mało funkcjonalne opcje, kiepski marketing, umiarkowany zasięg… Takie coś z takim czymś. No, ale p. Andrzej nie zasypiał gruszek w popiele. Osobiście propagował własny produkt, szukał dojść, zachęcał do korzystania na kameralnych spotkaniach. Efekty przyszły w roku 2017, kiedy media ogłosiły, iż narodził się konkurent Twittera. Prawdę powiedziawszy, było to ogłoszenie na wyrost, gdyż liczba użytkowników GAB-a nie przekroczyła kilkunastu tysięcy. Ba! Gdy w październiku 2018 r. potargany umysłowo ekstremista dokonał zamachu na synagogę w Pittsburghu, anglojęzyczne media postanowiły dokonać medialnego linczu na „dziecku” A. Torby i na nim samym. Każdego dnia w prasie, Internecie i telewizjach pojawiały się enuncjacje znanych dziennikarzy, którzy oskarżali GAB-a i jego twórcę o udostępnienie komunikatora neonazistom, białym suprematystom, antysemitom, prawicowcom i szowinistom. Na nic zdały się rozsądne tłumaczenia p. Torby, że platforma GAB jest miejscem wolnej wymiany poglądów i opinii, a treści są blokowane tylko wtedy gdy naruszają pierwszą poprawkę do amerykańskiej konstytucji. I były na to dowody, bo gdy jeden z użytkowników nawoływał do przemocy, to admini dali mu ostrzeżenie, a potem zablokowali treści. Ale i tak Andrew Torba został nominowany na wroga publicznego nr 1. Mimo tego wcale się nie ugiął…
Andrew Torba
W odpowiedzi zagęszczono ruchy. Całe tabuny socjologów, psychologów i specjalistów od „mowy nienawiści” skoncentrowały się na analizowaniu treści zamieszczanych na GAB. Cóż stwierdzili? Nic co w miarę rozgarniętego człowieka mogłoby zaskoczyć. Sporządzono mnóstwo raportów, uwzględniających nawet postawy poszczególnych użytkowników, iż narzędzie komunikacji autorstwa p. Torby, to w przekonaniu apostołów nowoczesności anus mundi. Wystarczył sygnał. GAB został mianowany synonimem ciemnoty i radykalizmu, a podmioty obsługujące płatności, jak PayPal i Stripe wypowiedziały p. Torbie umowy. Ten, mimo że jeden z jego najbliższych współpracowników, czyli Ekrem Büyükkaya, zrezygnował ze współpracy, nie poddał się i pod koniec ubiegłego roku zapowiedział, że uzupełni swój produkt o kolejne funkcjonalności.
Ostatnie wydarzenia w USA potwierdziły, że postawa A. Torby była słuszna. Wobec monopolu Twittera, Facebooka, Instagramu itp. platform zorientowanych na popieranie NWO, GAB (ananim od Torba po angielsku) jawi się jako jedna z niewielu już ostoi wolności słowa. W ciągu ostatniego miesiąca GAB notuje przyrosty użytkowników na poziomie kilkudziesięciu procent dziennie! Jak potoczą się losy produktu p. Andrzeja? Trudno przewidzieć. Być może miliard lub dwa USD przekonają go do zmiany decyzji i kapitulacji. Osobiście mam nadzieję, że tak się nie stanie i dla wszystkich tych, którym nie są obojętne wartości naszej cywilizacji, GAB będzie miejscem, w którym swobodna wymiana myśli oraz opinii nie będzie ograniczana neokomunistyczną cenzurą. Reasumując: p. Andrzeju, nie bądź pan rura i nie wymiękaj! Choć to dziś trudne do wyobrażenia, życzę panu znokautowania pana Marka Z.
Link:
https://en.wikipedia.org/wiki/Gab_(social_network)
-------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Inne tematy w dziale Technologie