Nie ma obowiązku większego nad obowiązek wdzięczności.
Św. Ambroży z Mediolanu
Michael Richard „Mike” Pompeo to nie byle kto. Nie tylko z tego powodu, że stoi na czele Ministerstwa Spraw Zagranicznych jedynego supermocarstwa świata. To człowiek doświadczony, ambitny, bywały w świecie i mający fascynujące koneksje. O drodze M. Pompeo na szczyty władzy można by napisać wiele. Wspomnę jednak tylko, że ukończył prestiżową uczelnię (West Point), odsłużył swoje w US Army, zdobył wykształcenie prawnicze na Harvardzie, kierował poważnymi firmami, dość intensywnie zajmował się polityką na terenie stanu Kansas i brylował w świcie tajnych służb. Jako nie bez znaczenia jawi się fakt, że został wybrany do stanowego parlamentu z ramienia ultrakonserwatywnej (jak na zaoceaniczne standardy) Tea Party. Wydaje się zatem, iż z całej duszy i całego serca jest człowiekiem o poglądach konserwatywnych, czyli ceniącym tradycyjne wartości. Takie jak sprawiedliwość, szacunek do prawa, uczciwość, wolność, honor… Zanim powiem dlaczego o tym wspomniałem – wprowadzenie…
Przyjazd M. Pompeo do naszego kraju to z pewnością ważkie wydarzenie. Przypuszczam, że będzie ono również brzemienne w skutkach. Tu i ówdzie wspomina się przecież, iż rajd takiej persony po kilku krajach Europy Środkowej musi mieć inny cel niż zwiedzanie praskiego Hradu czy też krakowskiego Wawelu. Niektórzy nadwiślańscy publicyści bawią się nawet w zgadywanie prawdziwych powodów wizyty Sekretarza Stanu. Na giełdzie pojawiają się m.in.: budowanie bloku państw gotowych wspierać USA w nadchodzącej konfrontacji z CHRL, akwizycja kolejnej transzy sprzętu wojennego dla WP oraz… kolejne ponaglenie polskich władz „aby poczyniły postępy w zakresie kompleksowego ustawodawstwa dotyczącego restytucji mienia prywatnego dla osób, które utraciły nieruchomości w dobie Holocaustu.” Jak będzie naprawdę? Tego nie wiem. Mam tylko nadzieję, iż nasz Szanowny Gość nie powtórzy opowieści o Franku Bleichmanie (krwawym UB-eku) jako polskim bohaterze narodowym.
Korzystając z okazji chciałbym o coś poprosić Sekretarza Stanu. To prośba drobna, ale ważna. Otóż, wspomniałem wyżej, iż p. Pompeo – jak każdy rasowy konserwatysta - ma zapewne olbrzymi szacunek do ludzi, których spotkały szykany i niegodziwości. Potrafi pochylić się ze współczuciem nad ofiarą, jak również docenić postawy bohaterskie. Dał temu wyraz niejednokrotnie. Między innymi w lutym ubiegłego roku podczas wizyty związanej z tzw. Konferencją Irańską. Troska o sprawiedliwość i zadośćuczynienie ludziom dotkniętym nieszczęściem wybrzmiała wtedy szczególnie. Gdy M. Pompeo skarcił rząd RP w kwestii braku rozwiązań w dziedzinie mienia bezdziedzicznego (447/JUST) uznałem to za nadużycie, ale być może wygłoszony perora była li tylko odzwierciedleniem twardych przekonań amerykańskiego ministra i nieznajomości specyfiki i historii Środkowej Europy. Tak uprzejmie zakładam...
Biorąc powyższe pod uwagę mam gorącą prośbę. Może Szanowny Gość zechciałby uruchomić znajomości oraz podjąć działania mające na celu stworzenie funduszu dla polskich rodzin, których przodkowie oddali życie, doznali uszczerbku na zdrowiu lub stracili majątek broniąc i ukrywając podczas II Wojny Światowej żydowskich współobywateli? Jak twierdzą autorytatywnie niektórzy badacze zagadnienia, takich osób nie ma wiele. Można dopytać o to prof. Grossa lub prof. Grabowskiego… Z tej przyczyny potencjalny fundusz nie musiałby być olbrzymi. Przypuszczam, że państwo Izrael i środowiska żydowskie z USA oraz innych krajów świata nie odczułyby nawet takiej zrzutki, a dla potomków polskich bohaterów (często niezbyt zamożnych) byłoby to znaczące uzupełnienie budżetu i niezapomniany gest wdzięczności. W ten sposób lud Izraela dowiódłby swego przywiązania do uniwersalnych zasad etyki. Natomiast sam M. Pompeo zyskałby następny, niezwykle godziwy, wpis do CV.
Panie Sekretarzu, uda się?
Inne tematy w dziale Polityka