Tysiącami oczu zagrożenie pretekstu szuka
H. Lejwik

Najpierw pewien przykład...
Niemal dwa wieki temu w Chinach panowała dynastia mandżurska, która rządziła nimi w ten sposób, iż panujące w nich warunki bardziej przypominały głębokie średniowiecze niż epokę pary i żelaza. Nie mniej był to olbrzymi rynek z kilkuset milionami konsumentów. Europejskie potęgi doskonale zdawały sobie sprawę z faktu, że tak liczna populacja to potencjalna żyła złota. Czyniły zatem usilne starania, aby zdobyć do niej dostęp. I to po części się udało. Zawarto traktaty handlowe regulujące relacje pomiędzy Pekinem a Londynem i Paryżem. Były to szczegółowe ustalenia dotyczące obrotu towarowego, punktów wymiany, sposobów płatności etc. oraz – zapisane „drobnym druczkiem” – uwagi wspominające, iż w razie sporu, stronom uczestniczącym w transakcjach przysługuje odwołanie się i apel o wsparcie do swoich (odpowiednich) władz państwowych.
Z samego początku wszystko układało się po myśli europejskich kupców, ale… Po niedługim czasie władze chińskie uświadomiły sobie, że w praktyce relacje handlowe są bardzo nie równoprawne. W zamian za towary wielkiej wartości Europejczycy dostarczali Chińczykom opium, którego szkodliwości jako narkotyku nie trzeba tu udowadniać. Konsumowanie wspomnianej używki stało się wśród Chińczyków tak powszechne, że wielkie portowe miasta bardziej przypominały plany filmowe horrorów o zombie niż pełne życia emporia handlowe. Wreszcie na polecenie cesarza Daoguanga, jego specjalny wysłannik w Kantonie, Lin Zexu, nakazał blokadę faktorii angielskich i zniszczył 20 tys. skrzyń z zarekwirowanym opium. Ooo! Na takie dictum Brytyjczycy odpowiedzieli w charakterystyczny dla siebie sposób. Oczywiście stosowany w relacjach ze zdecydowanie słabszym przeciwnikiem. Otóż, powołując się na zawarte umowy nie silili się na podejmowanie prób wyjaśnienia, negocjacji, korekty umów, zastosowanie raczkującej już wówczas zasady win-win… Oświadczyli z pańską manierą, że ma być tak, jak oni sobie tego życzą i w trymiga wysłali ku wybrzeżom Chin potężną flotę, która pofolgowała sobie ile dusza zapragnie. Przeciwnicy synów Albionu nie mieli większych szans i po dwóch latach wywiesili białą flagę. Efektem interwencji był Traktat Nankiński (VIII. 1842 r.) sprowadzający Chiny do roli protektoratu światowych mocarstw. Prócz wielu upokarzających warunków Pekin musiał przystać na oddanie Londynowi… Hongkongu. Na upodleniu mieszkańców Państwa Środka wyrosło potem (od Londyn, przez Paryż, Petersburg aż po Waszyngton) wiele olbrzymich fortun. A wszystko zaczęło się od niewinnych umów regulujących zakupy herbaty…
W ostatnim czasie na S24 pojawiały się ciekawe głosy dotyczące majaczących na polskim horyzoncie zagrożeń cywilizacyjnych. Wspominali o nich m.in. @Republikaniec i @ojciec&dyrektor. Przywołuję akurat tych blogerów, gdyż w swych notkach zamieścili wzmianki o ideologii gender (LGBT). Wprawdzie ta tematyka po wyborczej kotłowaninie zeszła na dalszy plan, ale wcale to nie oznacza, iż należy ją bagatelizować. Tym bardziej, że piewcy – pardon – rozpirzenia normalności zaczęli coraz śmielej sięgać po regulacje prawne, które naprawdę stanowią doskonały oręż w walce o wywrócenie świata (w tym Polski) na nice. Jednym z nich jest przyjęta w maju 2011 r. tzw. Konwencja Stambulska. Cóż to za zwierz?
Zatytułowano ją pięknie: Konwencja Rady Europy w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Prawda? Któż wrażliwy i zdrowy na umyśle nie dałby się uwieść „okładce”? Sęk w tym, iż prawdziwe intencje (duch!) ukryte są w treści. Zaznaczę, że nie mam zamiaru dokonywać egzegezy dokumentu i przeto nie będę przywoływał bez opamiętania jego treści, lecz pozo wole sobie zwrócić uwagę na kilka, najważniejszych i moim – oraz fachowców – zdaniem najbardziej niebezpiecznych. Zaczynam!
Art. 4, pkt. 3
Postanowienia niniejszej Konwencji przez Strony, a w szczególności środków na rzecz ochrony praw ofiar, muszą być wdrożone bez dyskryminacji z jakichkolwiek przyczyn takich jak: płeć, rasa, kolor skóry, język, religia, przekonania polityczne lub inne, pochodzenie narodowe lub społeczne, przynależność do mniejszości narodowych, majątek, urodzenie, orientacja seksualna, tożsamość płciowa, wiek, stan zdrowia, niepełnosprawność, stan cywilny, status migranta lub uchodźcy lub inny status.
Według oficjalnych definicji uznawanych niemal powszechnie na świecie tożsamość płciowa (gender identity) oznacza „osobiste poczucie własnej płci społeczno-kulturowej. Czyjeś wewnętrzne pojęcie "ja" jako mężczyzna, kobieta, kombinacja obu tych pojęć lub żadna z nich - to, jak jednostki postrzegają siebie i jak siebie określają.” Tłumacząc to na język polski trzeba przyjąć, iż według autorów tzw. Konwencji Stambulskiej ofiarą przemocy wobec kobiet może być również – uwaga! – biologiczny mężczyzna uznający siebie za kobietę lub… „półkobietę” (tożsamość społeczno-kulturowa).
Art. 12, pkt. 1
Strony stosują konieczne środki, aby promować zmiany w społecznych i kulturowych wzorcach zachowań kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji i wszelkich innych praktyk opartych na pojęciu niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn.
Czyli jakie zmiany? Czy niemal powszechna w Europie (poza Szkocją) tradycja ubierania się przez kobiety w spódniczki jest według twórców Konwencji wyrazem „niższości kobiet” lub „stereotypowym wyobrażeniem roli mężczyzn i kobiet”? A ustępowanie paniom pierwszeństwa w przejściach i w środkach komunikacji, pocałunek składany na dłoni, makijaż, rozdział toalet ze względu na płeć, zatrudnianie na kopalnianych przodkach wyłącznie mężczyzn, prymat ratowania kobiet przed mężczyznami w razie klęsk i katastrof to też „ciemnogród” i wsteczne zwyczaje?
Art. 17, pkt. 2
We współpracy z działaczami z sektora prywatnego Strony opracowują i promują wśród dzieci, rodziców i edukatorów umiejętności właściwego poruszania się w środowisku informacyjno-komunikacyjnym, które udostępnia poniżające treści na temat seksu lub przemocy, które mogą być szkodliwe.
W rozumieniu Konwencji o prawach dziecka, przyjętej przez Zgromadzenie Ogólne Organizacji Narodów Zjednoczonych 20 listopada 1989 roku „dziecko” oznacza każdą istotę ludzką w wieku poniżej osiemnastu lat, chyba że zgodnie z prawem odnoszącym się do dziecka uzyska ono wcześniej pełnoletniość… Czyżby powyższy zapis był furtką, którą ochoczo wykorzystają żyjący nad Wisłą „latarnicy” wzorem swoich zachodnioeuropejskich kolegów i koleżanek marzący o indoktrynacji seksualnej milusińkich w przedszkolach i szkołach podstawowych?
Resztę kontrowersyjnych albo nawet piekielnych zaleceń i paragrafów pominę. Kto chciałby zapoznać się z innymi, równie niebezpiecznymi i stworzonymi przez chore umysły przepisami, może śmiało kliknąć w link prowadzący do treści tzw. Konwencji Stambulskiej. Ostrzegam, że to lektura dla ludzi o mocnych nerwach!
Nie dalej jak wczoraj postanowiłem, że na kilka dni zanurzę się w toń samotności. Schowam się do ulubionego lasu i w miłym towarzystwie, przy grillu i butelce piwa, nie wspomnę ani słowem o polityce i sporach z rodakami. Niestety muszę to przełożyć na jutro. Powód jest prosty. Po zapoznaniu się z treścią tzw. Konwencji Stambulskiej poczułem wręcz fizyczny niesmak. Coś, co można porównać jedynie z niemą, bo dokonaną przez ekran komputera, obserwacją eksplozji przemocy. Wiesz, że bezlitosny abderyta okłada bez przyczyny Bogu ducha winną osobę i nic, zupełnie nic nie możesz zrobić. Patrzysz, a zaskoczona ofiara słabnie, pada, krwawi, odchodzi… Oprawca po dokonaniu egzekucji wstaje, przetrząsa kieszenie zmaltretowanego, otrzepuje modne wdzianko i z uśmiechem na twarzy kieruje się do innej dzielnicy, by tam kontynuować swój zbrodniczy proceder. Brrr…
Wiadomo, że Warszawa dziewięć lat temu zgłosiła kilka uwag do treści przywołanej Konwencji. Mimo tego jej treść nie uległa zasadniczej zmianie i w roku 2015 została przyjęta przez większość państw europejskich. Również przez Polskę. Gdyby ktoś spytał mnie o to: jak obecne władze mojego kraju winny potraktować wspomniany dokument?, odrzekłbym, iż trzeba go renegocjować. Jeśli taki wariant zostałby odrzucony, to polski rząd i parlament dla dobra obywateli powinny go wypowiedzieć. Innego rozwiązania nie widzę. W przeciwnym przypadku za rok, trzy lub pięć Konwencja zostanie wykorzystana do postponowania Polski i sekowania Polaków na każdym kroku. Zacznie się od podłych i kłamliwych słów, a skończy na zablokowaniu funduszy ze względu na brak „praworządności”. Pacta sunt servanda i żadne tłumaczenia nie pomogą. Tak jak w rządzonych przez Mandżurów Chinach.
Link:
Do czego prowadzi mieszanie w głowach pokazuje niniejszy film. Czy takich Pań chcemy?
Treść Konwencji Stambulskiej:
https://www.niebieskalinia.pl/spaw/docs/konwencja_PL.pdf
Komentarze
Pokaż komentarze (15)