Wielka bitwa, wielkie zwycięstwo, niezbyt korzystny pokój.
Michał Kopczyński
Skoro emocje wyborcze poczęły powoli opadać warto powrócić do spraw poważnych. Taką z pewnością jest kolejna rocznica wydarzenia, o którym słyszeli nie tylko miłośnicy historii i liczni absolwenci szkół podstawowy ale także smakosze napojów wyskokowych wytwarzanych własnym sumptem. Czyli praktycznie wszyscy. Nie ma zatem potrzeby, aby rozczulać nad ilością zbrojnych zgromadzonych na polach Grunwaldu 610 lat temu, zwrotami akcji oraz liczbą poległych panów, panków i chudopachołków. Te informacje da się bez trudu znaleźć w sieci albo zakurzonym podręczniku. Dużo ciekawszym wydaje się aspekt związany z tą rocznicą, lecz umykający percepcji ogółu obywateli i najczęściej chowany w przerażająco mądrych i zwykle okrutnie nudnych naukowych monografiach. Żeby nie przedłużać…
Jak wiadomo my, Polacy, nie wypadliśmy sroce spod ogona i „swój język mamy”. Nie godziło się zatem aby nasi antenaci zapraszali na polski tron byle kogo. Zatem gdy pojawiła się potrzeba znalezienia małżonka dla samotnie chodzącej do łożnicy Jadwigi, krakowscy panowie umyślili, iż sprowadzą na Wawel szlachetnie urodzonego pana z prawdziwego zdarzenia i – jak to się dziś określa – z najwyższej półki. Wpadł im w oko syn potężnego księcia litewskiego Olgierda. Z politycznego punktu widzenia był ok., ale chodziło również o to, by młoda posiadaczka majestatu Królestwa Polskiego też coś z tego miała. Pomyśleli i uradzili, że chcąc uniknąć wtopy wyślą na przeszpiegi Zawiszę z Oleśnicy, którego zadanie polegać będzie na tym, aby sprawdzić czy litewski Jogaiłła jest równie brzydki jak dziki. Jak postanowili tak uczynili.
O efektach misji ponad pół wieku później tak wspominał Jan Długosz: Jagiełło domyśliwszy się, że wysłaniec królowej przybył dla poznania jego urody i budowy ciała, wiedział bowiem, jak fałszywe o jego szpetnej postaci rozgłoszono wieści, przyjął go nader ludzko i uprzejmie; aby zaś dokładniej się przypatrzył nie tylko jego urodzie, ale i budowie pojedynczych ciała części, wziął go ze sobą do łaźni. Ten więc przyjrzawszy się mu do woli i z dokładnością (…) wrócił do królowej Jadwigi. Dodał również: Jagiełło [jest] wzrostu średniego, szczupłej postawy, budowę ciała ma składną i przystojną, wejrzenie wesołe, twarz ściągłą, bynajmniej nie szpetną, obyczaje poważne i książęcej godności odpowiednie. Czyli – może być! Możni Królestwa zadowoleni i kandydatka na żonę (prawdopodobnie) również. Czegóż chcieć więcej? Otóż założyciel dynastii Jagiellonów wszystko co najważniejsze miał ukryte… pod skórą.
Prawdopodobnie o tym nie pamiętamy, ale od najmłodszych lat Jogaiłła (jeszcze nie Władysław!) przejawiał nietuzinkowe zdolności do knucia, intryg i zdrad. Ba, we wczesnym okresie dorosłości potrafił zdradzać rodaków i bliskich dla własnego interesu. Odstępował obcym terytoria, oddawał twierdze, wydawał w ręce sąsiednich władców uciekinierów z ich dworów, łamał przyrzeczenia i traktaty. Nie wahał się uśmiercać krewnych i skracać o głowę każdego kto ośmielił się mieć inne zdanie niż on. W kwestiach religijnych przez bardzo długi czas hołdował dewizie „Paryż wart mszy”. Dowiódł tego choćby w ten sposób, że do dziś nie jesteśmy pewni ile razy dał się ochrzcić. Krótko mówiąc: bezwzględny wielbiciel władzy. Gdyby nie różnica czasu i miejsca można by zaryzykować twierdzenie, iż w wolnych chwilach musiał pilnie studiować dzieła N. Machiavellego.
Istnieją relacje, że po wstąpieniu na polski tron i dłuższej bytności w Polsce nasz (już) Władysław przeszedł istotna przemianę. Odrzucił większość obyczajów przyniesionych ze wschodu i zaakceptował całym sobą kulturę, wiarę i obyczaje swojej nowej ojczyzny. Napisałem „większość obyczajów”, gdyż trzeba otwarcie powiedzieć, iż w głębi serca pozostał przebiegłym i nieufnym Litwinem. Świadczyć mogą o tym przypadkowe spostrzeżenia pozostawione potomnym przez współczesnych mu obserwatorów. A to pogańskie łamanie gałązek dokonywane przezeń dla odwrócenia uwagi „Złego”, a to darzenie sympatią węży, a to picie jedynie czystej wody. Jeśli chodzi o te ostatnią praktykę twierdzi się najczęściej, iż stanowi ona dowód na preferowanie zdrowego trybu życia przez naszego monarchę, lecz prawdziwa przyczyna jest zupełnie inna. Tak naprawdę Jagiełło minimalizował w ten sposób prawdopodobieństwo przedwczesnego zejścia z tego świata (zdarzające się nad wyraz często w jego dawnym świecie) ponieważ w czystej wodzie łatwo wyczuć truciznę. No dobrze, ale co to ma wspólnego z Grunwaldem, czy szerzej z wiekopomną wojną z Zakonem Krzyżackim? Ma, i to dużo.
Zaraz po łomocie sprezentowanym w pełnym słońcu rycerzom z czarnymi krzyżami na płaszczach, król Władysław zarządził odpoczynek. Decyzja ta zdumiała wielu, bo wszelkie prawidła sztuki wojennej, nawet tej średniowiecznej, nakazywały po chwili wytchnienia puszczenie się w pogoń za wrogiem. Tu o ówdzie podniosły się protesty. Najgłośniej oponowało rycerstwo wielkopolskie i kujawskie, gdyż dobicie Zakonu najbardziej leżało w ich interesie. Poparli ich panowie z pozostałych dzielnic Polski i to zdecydowało o zmianie rozkazu. Wojsko ruszyło i szło, szło, szło… Wreszcie po siedmiu dniach doczłapało się pod mury gotowego już do obrony Malborka. I tak już wystudzony zapał przygasł jeszcze, gdy okazało się, iż wojska Wielkiego Księstwa Litewskiego zaczęły zbierać manatki. Czemu? Wygasł rozejm z inflancką gałęzią Zakonu a książę Witold potrzebował wojaków pod Wilnem i Trokami. No i masz babo placek! Szansa na zdeptanie łba bestii została bezpowrotnie stracona. Dogrywka pod Koronowem z października 1310 r. także nie przyniosła osiągnięcia pożądanego przez Polaków celu. Wprawdzie w roku następnym Zakon uznał swą porażkę i poczynił ustępstwa na rzecz zwycięskiej koalicji, ale de facto miały one wymiar wręcz symboliczny. Trzeba w tym miejscu postawić sobie pytanie: dlaczego jeden z największych tryumfów oręża polskiego został tak głupio zaprzepaszczony? Przypadek? Nieudolność? A może zadecydowały „przyrodzone” polskie wady? Nic z tych rzeczy!
Najbliższym prawdy wytłumaczeniem jest opinia mówiąca o tym, że Władysław Jagiełło, król Polski i gospodarz Wawelu mimo zasiadania na naszym tronie podejmując decyzje polityczne wciąż kierował się interesem litewskim. Z tego powodu powstrzymał sprytnie egzekucję Zakonu, bo ta spowodowałaby zbytnie (w jego mniemaniu) wzmocnienie Korony. Z jednej strony trudno mu się dziwić, ponieważ unia polsko-litewska była konstruktem świeżym. Nikt, a właściwie niewielu, potrafiło przewidzieć jej dalszy los. Przecież na dobrą sprawę po śmierci Jagiełły, Polska i Litwa mogły wybrać osobne drogi i rozstać się bez pożegnalnego „buzi, buzi”. Więcej nawet! Powrócić na wojenną ścieżkę. W takim przypadku osłabiony Zakon stałby się dla Wilna pożądany sojusznikiem. Jak pokazały dzieje rachuby zwycięzcy spod Grunwaldu okazały się błędnymi. Państwo Panów Pruskich przekształciło w sekularyzowane księstwo, potem stało się częścią Prus, pożarło mnóstwo polskich ziem, zjednoczył Niemcy i doprowadziło do dwóch krwawych wojen światowych. I ten scenariusz (z lekka przesadą) należy przypisać jednemu spośród królów uważanych przez nas za najwybitniejszych. O paradoksie!
I na koniec jeszcze jedno… Tak kończą się często eksperymenty z oddawanie władzy obcym.
PS Jakby nie było, wyczynem na grunwaldzkich polach nasi przodkowie zasłużyli na wieczną pamięć. Z tego powodu dedykuję im utwór, z którym na ustach ruszali do śmiertelnego boju…
Inne tematy w dziale Kultura