Wściekłość i szaleństwo mogą w pół godziny zniszczyć więcej, niż roztropność, namysł i przezorność potrafią zbudować w ciągu stu lat.
Edmund Burke
W ramach projektu „nowej solidarności”, kandydat tzw. opozycji totalnej zaproponował aby zamrozić, a tak naprawdę zrezygnować, z dwóch sztandarowych projektów ZP, czyli Centralnego Portu Komunikacyjnego oraz kanału żeglugowego na Mierzei Wiślanej. Środki, które w razie zwycięstwa magika od klejenia szyb taśmą, nie będą wydane na te inwestycje, mają zostać wpompowane do kieszenie obywateli. Oczywiście teoretycznie. Propozycje R. Trzaskowskiego znalazły akceptację wśród części publiki i nawet – o zgrozo! – pojawiały się w mediach, referowane całkiem poważnie, uzasadnienia wspierające te postulaty. Przyznam od razu, iż jako trzeźwy obserwator sceny politycznej mam sporo zastrzeżeń do obozu sprawującego obecnie władzę w naszym kraju, nie oznacza to jednak, iżbym miał dryfować razem z poplecznikami kandydata totalnych na bezmiar oceanu niekompetencji. Swego czasu popełniłem notkę, w której starałem się wyjaśnić przyczyny, dla których oba projekty należy popierać. Głownie z przyczyn ekonomicznych, gdyż wbrew kpinom odlatujących w matrix abderytów, ich realizacja pozwoli naszemu krajowi wznieść się na wyższy poziom cywilizacji technicznej. To jednak tylko jedna strona medalu…
Wszelkie koncepcje zmierzające do podniesienia zamożności Polaków i rozwoju ich kraju - ze względów oczywistych - muszą uwzględniać uwarunkowania geopolityczne i militarne. Zamieszkujemy bowiem taki region świata, który jak prawie żaden inny stanowi bramę, przez którą nieprzystojnie mają zwyczaj przemieszczać się armie największych potęg. Do czasu, gdy granice Rzeczpospolitej obejmowały niemal milion kilometrów kwadratowych, a jej ludność pod względem liczebności, wojowniczości i zamożności nie ustępowała drapieżnym społecznościom zamieszkującym ziemie na wschód i zachód od naszej Ojczyzny, mogliśmy być w miarę spokojni. Dziś układ sił jest zdecydowanie inny. Tylko jedno od tego czasu nie uległo zmianie. Polska wciąż leży pomiędzy Niemcami a Rosją. Sami nie damy rady. Czy zatem postawienie na USA jest wyborem optymalnym? To nieprawidłowe postawienie pytania, gdyż tak naprawdę nie mamy alternatywy. To smutna konstatacja, ale do bólu prawdziwa. Ale co wspólnego mają CPK i przekop Mierzei Wiślanej z sojuszem polsko-amerykańskim? Maja i to bardzo dużo!
Konflikty militarne to sprawa poważna. Nie powinni zajmować się nimi maminsynki i ludzie pozbawieni wyobraźni. Większość ich nie pożąda, lecz już tak jest, iż co pewien czas na ołtarzu chorych ambicji, zboczonych ideologii oraz finansowych interesów składają ofiarę tysiące i miliony ludzi. Pożera ich wojna. Z tego powodu każdy normalny rząd Rzeczypospolitej musi (!) rozważać scenariusz zmagań zbrojnych z ościennymi potęgami. Jak na razie ekspansja militarna Niemiec jawi się jako mało prawdopodobna. W przeciwieństwie do niebezpieczeństwa rosyjskiego…
Gdy spojrzymy na mapę naszego regionu Europy, to każdego uważnego i jako tako rozgarniętego obserwatora uderza, iż w razie konfliktu zbrojnego ze wschodnim sąsiadem musimy bronić linii Wisły i… stolicy. To, że skoncentrowany atak zostanie wymierzony w nasze „okno na świat”, czyli Trójmiasto oraz Warszawę, nie ulega wątpliwości. Działania wroga nie będą miały na celu zajęcie całej Polski, ale przede wszystkim opanowanie północno-wschodnich obszarów naszego kraju i uniemożliwienie przyjścia z pomocą państwom bałtyckim. Biorąc powyższe pod uwagę należy przyjąć, że kierunek południowo-wschodni (ukraiński) jest w znacznym stopniu bezpieczny, póki istnieje niezależna od Rosji Ukraina. Natomiast uderzenie z północnego-wschodu (z Białorusi i Okręgu Kaliningradzkiego) wydaje się pewnym. Cóż z tego wynika?
Wiadomym jest powszechnie, że sojusznicy z NATO nie przybędą nam z istotną pomocą wcześniej niż po dwóch lub trzech tygodniach. Do tego czasu będziemy zdani na siebie. Niemal wyłącznie, bo jakieś siły i środki będą mogły zostać relokowane nad Wisłę drogą morską i powietrzną. A jak to przeprowadzić bez kontrolowania punktów strategicznych oraz odpowiedniej infrastruktury? Nie ma takiej możliwości. Z tej przyczyny powstanie lotniska w CPK i kanału na Mierzei Wiślanej oraz sztucznej wyspy w jej pobliżu, która stać się może ważnym punktem oporu, są działaniami jak najbardziej racjonalnymi. Dzięki nim siły obronne RP będą w stanie przyjmować pomoc materiałową i ludzką dostarczaną do nas droga powietrzną oraz morską. Co więcej, w przypadku odpowiedniego umocnienia i uzbrojenia powstającej obecnie wyspy w okolicach przekopu, Wojsko Polskie (przy pomocy sojuszników i odpowiednich środków rażenia) będzie w stanie kontrolować końcówkę łańcuchów dostaw materiałów dla naszych sił zbrojnych i dość poważnie zagrozić Kaliningradowi. Dzięki utrzymaniu linii obronnych, niedopuszczeniu wroga do centrum gospodarczego państwa (przede wszystkim Śląska) i obronieniu Warszawy stanie się możliwym przegrupowanie sił i kontratak. To po prostu abecadło sztuki wojennej.
Wyłuszczone powyżej argumenty rzecz jasna nie przekonają ludzi złej woli. Dla nich inwestowanie w bezpieczeństwo i przezorność wydają się pojęciami zupełnie obcymi. Są bowiem przekonani, że w razie militarnego konfliktu wystarczy taśma klejąca, „Parada Równości” i licha retoryka Borysa Budki. Obalać takich przekonań nie ma sensu. To syzyfowa praca. Należy i trzeba, nie oglądając się na szczekaczy, konsekwentnie realizować oba projekty. A kandydatowi Trzaskowskiemu rzucić wprost w twarz zarzut celowego sabotażu i działalność na rzecz osłabiania zdolności militarnych państwa polskiego. Dla naszego dobra i dobra przyszłych pokoleń Polaków.
Inne tematy w dziale Polityka