Sędziowie, strzeżcie się dostojników
– są jak łapówka, która was przekupi.
Przysłowie egipskie
Nieco ponad dwa lata temu w wywiadzie dla stacji TVN Prezes Sądu Najwyższego zachęcała „… Obywatelki i Obywateli, aby czytali polską Konstytucję i wyciągali z niej wnioski.” W mojej opinii w słowach tych nie ma nic złego, gdyż podnoszenie świadomości prawnej może wyjść obywatelom jedynie na dobre. Szkopuł w tym, że nie jestem pewien czy prof. Gersdorf sama praktykuje czynności, do których nakłania mieszkańców Rzeczypospolitej. Wniosek taki można wysnuć na podstawie wydarzeń z ostatnich godzin. No, ale tym razem nie mam ochoty wikłać się w dysputy natury prawnej, a jedynie zastanowić się nad tytułowym pytaniem.
Wydaje się, że dawno, dawno temu panna Małgorzata była sympatyczną osobą. Tak przynajmniej można wnioskować na podstawie ogólnodostępnych materiałów; w tym – zdjęć. Najpewniej była też dziewczyną ciekawą świata i nie pozbawioną talentów. Świadczyć o tym może fakt, iż już we wczesnym okresie dojrzałości wykazywała się zainteresowaniem dla jurysprudencji. Czy wynikało to z atmosfery domu, którego głową był profesor prawa? Trudno powiedzieć. W każdym razie poszła tą drogą, osiągając na niej spore sukcesy. Dodać warto, iż wykazywała się obywatelską odwagą, gdyż prawie od samego początku wspierała aktywnie ruch „Solidarności”. Zapewne nie należała do frakcji „rewolucyjnej”, o czym świadczy ciągłe sprawowanie funkcji na Uniwersytecie Warszawskim, ale jednak. Po roku 1989 r. związała się z Sądem Najwyższym…
Urok osobisty i zestaw osiągnięć prof. Gersdorf musiały robić wrażenie, skoro w 2008 r. z rąk prezydenta L. Kaczyńskiego otrzymała nominację na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego. Jak przypuszczam to była cezura w życiu naszej bohaterki. Pozycja, którą wówczas zajęła umożliwiała jej, a jednocześnie obligowała ją do wejścia w świat zarezerwowany dla „właścicieli” III RP. Najprawdopodobniej orbitowanie w mikrokosmosie obrońców zasady „żeby było tak jak było” nie budziło w sercu i umyśle prof. Gersdorf poważnych rozterek. Dalszy rozwój wypadków pozwala nawet przyjąć, że poczuła się w nim dobrze i przyjęła wartości w nim panujące za swoje. W przeciwnym wypadku - chyba - nie została by wyniesiona przez B. Komorowskiego na stanowisko Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego (2014 r.). Dalsze losy jednej z dwóch najważniejszych dam polskiego sądownictwa są dość dobrze znane. I teraz wróćmy do naszej rozterki…
Przypadek prof. Gersdorf wyraźnie pokazuje w jakim miejscu jesteśmy. W mojej opinii nie oddaliliśmy się zbytnio od zamkniętego osiedla zwanego PRL-em. Wprawdzie przebieramy raźno nóżkami, ale w rzeczywistości nasze wysiłki przypominają efekty uzyskiwane przez Syzyfa. Co więcej, wspomniane osiedle wciąż pozostaje w zasięgu naszego wzroku i paradoksalnie nabiera atrakcyjności. Obdrapane elewacje pokryto najlepszą farbą, okna wymieniono na „plastiki”, załatano dziury w drogach, posiano trawniki i wszędzie gdzie to możliwe zamocowano reklamy z treściami zawierającymi przesłanie: „Chodź do nas. Tu jest władza, pieniądze i splendor. Poza nami – tylko barbaria!”. Na wielu to musi działać; w tym i na prof. M. Gersdorf…
Czy zatem jako naród zasłużyliśmy na Pierwszą Prezes Sądu Najwyższego? W moim najgłębszym przekonaniu – niestety, tak. Nie stworzyliśmy bowiem atrakcyjnego ośrodka, który mógłby konkurować z Neo-PRL-em zblatowanym z globalną „liberalną demokracją”. Oczywiście nie wszystkim ludziom byłby on potrzebny, ponieważ znaczna część obywateli naszego kraju nie potrzebuje „łapówki” w postaci przysłowiowej mirry, złota i kadzidła by zadeklarować się jako zwolennicy prawdy i dobra. Są jednak tacy, których niewątpliwe zdolności i wiedza, dadzą się wykorzystać dla pożytku nacji i państwa jedynie wtedy, gdy zaoferuje się im odpowiednia zapłatę. To brutalna prawda. A my co? Liczyliśmy na poświęcenie, wolontariat, magię wartości… Już lata 1994/95, czyli krzątanina w tzw. Konwencie Świętej Katarzyny, pokazały, że nie potrafimy zjednoczyć sił i znaleźć klucza do serc ludzi użytecznych lecz interesownych. Swary i bezsilność zostały wprawdzie przezwyciężone i znalazły emanację w postaci Zjednoczonej Prawicy, ale to tylko sukces połowiczny. Poza obozem życzących Polsce dobrze pozostały przecież liczne patriotyczne środowiska, a wysiłki intelektualne oraz finansowe ukierunkowane są wciąż nie tam gdzie trzeba. Widząc tę niemoc, reprezentanci „starego” drapują się w szaty Katona, a wołającym o reformy plebejskim masom okazują bezgraniczną pychę i pogardę. Cóż zatem należy czynić w tej ekstraordynaryjnej sytuacji, która grozi destabilizacją całego państwa i w dłuższej perspektywie powrotem do władzy kolejnej „Targowicy”?
Zdaje mi się, że rozumiem wątpliwości targające sumieniami kierowników polskiej polityki. Działania brutalne, wykraczające poza standardy demokratyczne i mogące odbić się złym echem poza naszymi granicami to nic dobrego, ale… Czyż twórcy Konstytucji 3 Maja nie działali w warunkach zamachu stanu? Czyż skazywanie na dolegliwą karę dwudziestolatka (w warunkach wojennych) za niechęć do pozbawiania życia ludzi mówiących innym językiem nie jest działaniem niesprawiedliwym? Czyż budowa dróg szybkiego ruchu nie wymaga zastosowania przymusowych wykupów gruntów? Odpowiedź na wszystkie trzy pytania brzmi: tak! Zdarzają się bowiem sytuacje, w których dobro wspólne musi przeważyć nad interesem jednostki lub niewielkiej w skali wspólnoty grupy. To są stany przykre lecz nieodzowne. Nie może być przecież tak, że na widok tonącego, publika oświadcza, że nie udzieli pomocy, bo nie chce przemoczyć swoich modnych i drogich ubrań. Skoro nie potrafiliśmy prośbą i groźbą przeciągnąć na jasną stronę mocy dowodzonego przez prof. Gersdorf gremium, wypowiadającego hybrydową wojnę państwu i narodowi polskiemu, to pozostaje nam tylko sięgnięcie po rozwiązania ekstraordynaryjne. Innej drogi nie ma!
Link:
https://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/pierwsza-prezes-sadu-najwyzszego-nie-chce-ujawniania-zarobkow-sedziow/6z18hxf
Inne tematy w dziale Społeczeństwo