Wolność oznacza prawo do twierdzenia, że dwa i dwa to cztery. Z niego wynika reszta.
G. Orwell
W tym roku nakładem wydawnictwa „Agora” ukazała się książka pt. „Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota”. Jej autor, czyli Paweł P. Reszka, zarabia na życie jako dziennikarz lubelskiego dodatku „GW”. Zapewne chleba mu nie zabraknie, bo odpowiednie gremia poznały się na zdolnościach i zamiłowaniach stosunkowo młodego literata. Trzy lata temu w dowód uznania przyznano mu nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego za jeden z reportaży. To akurat mnie nie dziwi, gdyż pamiętam jeszcze czasy gdy Kapuściński ciskał z wysokości swego strzelistego niczym wieża Eiffla ego gromy w polski motłoch, który zniesmaczał to współczesne wcielenie jednocześnie wszystkich muz. To, iż był wysokiej klasy konfabulantem i donosicielem, wystawiało mu jakże cudne świadectwo. Przypuszczam, że R. Kapuściński – gdyby żył – z zadowoleniem przyjąłby nominację i sukces Reszki. Wszak ten ostatni opisując ciemnotę słuchaczy Radia Maryja, prześladowania „innych” ze strony mas katolskiego ludu i prostactwo przeciwników tzw. edukacji seksualnej, zdecydował się kroczyć ścieżką mistrza. Nie może zatem dziwić, że najnowsza książka p. P. Reszki poświęcona zwierzętom w ludzkiej skórze poprzebieranym za Polaków, które stworzyły całą gałąź przemysłu postholokaustowego i na terenach obozów w Sobiborze oraz w Bełżcu wykopywały szczątki pomordowanych w poszukiwaniu kosztowności, ma bardzo dobra prasę, a cmokom i achom nie ma końca. Równie zrozumiałym jest udostępnianie p. Reszce pomieszczeń dla promowania wspomnianego dzieła. Uczyniły tak m.in.: Teatr NN z Lublina, Faktyczny Dom Kultury z Warszawy, Muzeum Sopotu, Śląskie Targi Książki z Katowic i wiele, wiele innych instytucji. W przewadze polskich instytucji, które utrzymywane są z podatków polskich obywateli. Panu Pawłowi P. Reszce życzymy sukcesów na drodze przeistaczania się w nowoczesnego Judasza.
Niestety, tyle dobrego nie można powiedzieć o najnowszej książce p. W. Sumlińskiego. Już sam tytuł wydaje się perfidną prowokacją. „Powrót do Jedwabnego” – co to w ogóle znaczy? Czyżby p. Sumliński wraz ze współautorami miał zamiar wyjechać do tejże miejscowości na wycieczkę? Kogo to może obchodzić. A może podstępnie próbuje powrócić do sprawy z lata 1941 r.? Jeśli tak, to absolutnie zasługuje na powszechne potępienie. Przecież temat pogromu zgotowanego współobywatelom przez polskich zwyrodnialców został definitywnie zamknięty. Wiemy o nim wszystko i samo podejmowanie takiej tematyki kwalifikuje autora pozycji do skierowania na długi urlop do domu bez klamek. Należy w tym miejscu pogratulować instytucjom oraz poszczególnym osobom, które wykazały się odpowiednią czujnością i szybko zareagowały na prasowe ostrzeżenia i prywatne donosy zaniepokojonych obywateli. Dzięki temu p. Sumliński musiał obejść się smakiem i mimo tego, że miał zabukowane sale na spotkanie z – fuj! – czytelnikami, w ostatniej chwili wymówiono mu umowy. Dwukrotnie! Niech ten przykład będzie memento dla wszystkich tych, którzy wyobrażają sobie, że każdemu wolno tyle samo. Znasz panie Sumliński powiedzenie o tym co wolno wojewodzie?
Licząc na to, że rządy w Rzeczpospolitej trafią wreszcie w ręce światłych, otwartych, nowoczesnych, kolorowych, w pełni przewidywalnych i dobrze urodzonych sterników, a wszelkiego rodzaju niedopuszczalne czarnosecinne wygłupy i próby podważania oficjalnych wersji wydarzeń skończą się dla inspiratorów więzieniem, idę się przespać. Muszę uciec w świat snów, bo to po prostu przerasta moją wyobraźnię.
Link:
https://www.youtube.com/watch?v=goYnYCW_oW8
Inne tematy w dziale Kultura