W Polsce od dawna potrzebna jest lewica, która wznosi się na fali walki o poprawę bytu ekonomicznego Polaków, a nie grzęźnie w coraz bardziej groteskowych sporach o mikro-tożsamości. I taka lewica wcale nie musiałaby być konserwatywna!
Na wstępie napiszę, że już tyle razy mi odmawiano lewicowości i przypinano różne łatki, iż nie mam potrzeby identyfikowania się z tym, co w Polsce nazywa się lewicą. Ale istnienie lewicy jest politycznym faktem, a skoro tak, to chciałbym krótko napisać, jakiej lewicy bym chciał. Wątek ten będę rozwijał w innych artykułach.
Wojenki kulturowe sprowadzone do absurdu
Niestety coraz częściej obserwuję, jak rozsądni przedstawiciele lewicy społecznej odczuwają potrzebę zajęcia stanowiska w w toczącej się wojnie między "radykalnymi feministkami" a przeciwnikami transfobii. Nie chcę zagłębiać się w istotę tego konfliktu, o którym możecie przeczytać w innych zakątkach sieci. Napiszę tylko, że rad-femki zarzucają drugiej stronie rozmywanie tożsamości płciowych, a więc i perspektywy prokobiecej na lewicy, poprzez akcentowanie wątków dotyczących osób trans i rzekomo promowanej poprawności politycznej, natomiast oponenci odpowiadają im oskarżeniami o dyskryminację osób transseksualnych, pracownic seksualnych i brak empatii.
Wracając jednak do głównego wątku, moim zdaniem rozsądni lewicowcy płci obojga powinni dziesięć razy zastanowić się, zanim opowiedzą się publicznie po którejkolwiek stron w tej wojence lewicy kulturowej. Jest to bardzo ryzykowne nie tylko dlatego, że te grupy są bardzo toksyczne, agresywne i uzależnione od wzajemnego sobie ubliżania w mediach społecznościowych, więc można szybko się utopić w ich jadzie. Przede wszystkim ani jedni, ani drudzy nie będą sojusznikami lewicy społecznej, bo sprawy socjalne i pracownicze są u większości z nich daleko na liście priorytetów. "Strażniczki i strażnicy kobiecości" kwestie klasowe zastępują konfliktami płci, czego nawet specjalnie nie ukrywają, a tropiciele "terfów" (transfobicznych feministek) sprawom społecznym i pracowniczym nie poświęcają jednej setnej tej uwagi, którą oddają rozważaniom, czy literki T powinny znajdować się w LBGT. Dlatego nieliczni rozsądni lewicowcy, którzy jeszcze ostaliście się w Polsce, apeluję do was: nie dajcie się szantażować, nie pozwólcie się to wciągać, bo to jakby dać wessać się w bagno. Ci ludzie mogą sobie skakać do gardeł, ale summa summarum i tak spotkają się przy urnach, żeby zagłosować na Trzaskowskiego lub innego przedstawiciela kompradorskiego obozu wyzysku. Nie ma między nimi wielkich różnic, po prostu nowa inkwizycja rozlicza starą.
Lewica społeczna, niekoniecznie konserwatywna
Cały czas mimo wszystko łudzę się, że nawet na niszową skalę da się stworzyć lewicę społeczną i odwołująca się do tożsamości klasowych, która jednocześnie nie będzie konserwatywna, z szacunkiem odnosić się będzie do mniejszości seksualnych oraz ich praw i na sztandary wyniesie prawa kobiet, ale bez szowinizmu płciowego pod płaszczykiem feminizmu, obwiniania mężczyzn a nie kapitalizmu za całe zło tego świata, jak również konieczności orientowania się we wszystkich skomplikowanych meandrach wojenek o tożsamości seksualne. Zapewniam was, że nawet ta niehomofobiczna i prokobieca część społeczeństwa nie ma pojęcia, czego ci ludzie chcą, jakie jest tło ich konfliktu i po co mieliby się w niego angażować. Nawet na taką lewicę społeczną nie ma w Polsce w różnych powodów wielkiego zapotrzebowania, ale jeśli ona ma kiedykolwiek powstać w naszym kraju, to lepiej ją robić bez tego obciążenia i z czytelnie zarysowanymi stronami konfliktu. Konfliktu realnego, a nie urojonego, dotyczącego większości społeczeństwa.
Socjaldemokrata odcinający się od lewicy, chwalca PiS, ale też często ostry krytyk, symetrysta, wymykający się prostym podziałom.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo