Nie zamierzam polemizować z Janem Grossem. Podobnie, jak Rafał Ziemkiewicz, uważam, że właściwym dla niego dyskutantem byłby ktoś w rodzaju Leszka Bubla.
Zabiorę jednak głos w dyskusji o „polskim antysemityzmie”, która toczy się burzliwie od momentu wydania książki „Strach”. Skupię się tu na pragenezie stosunków polsko – żydowskich, która tkwi w relacjach ukształtowanych w czasach Pierwszej Rzeczypospolitej.
Zawsze bawiło mnie stwierdzenie Icchaka Szamira, że „Polacy wysysają antysemityzm z mlekiem matki”. Jeśli rzeczywiście możliwe byłoby dziedziczenie usposobienia do jakiejś nacji - należałoby mówić o wysysaniu przez Polaków filosemityzmu.
Od banity do króla
Żydzi byli w dawnej Polsce grupą uprzywilejowaną. Wygnani z Anglii (1290), Francji (1306), Hiszpanii (1492), Portugalii (1498), licznych miast niemieckich i włoskich, gromieni, paleni na stosach i siłą chrystianizowani, już w państwie Piastów znajdowali schronienie i szacunek dla swojej odmienności. Bolesław Pobożny, książę wielkopolski, zagwarantował im wiekopomnym statutem kaliskim (1264) m. in. nietykalność osobistą i majątkową, swobodę religijną i samorząd gminny. Przywilej ten rozszerzył wkrótce na cały kraj ostatni z Piastów - Kazimierz Wielki.
A był to dopiero początek. Kurs prożydowski kontynuowali bowiem Jagiellonowie i królowie elekcyjni. Kazimierz Jagiellończyk zabronił sądzenia Żydów przez chrześcijańskich sędziów. Zygmunt Stary zwolnił ich z obowiązku noszenia jednolitych strojów i zrzekł się z jurysdykcji nad nimi w miastach prywatnych. Zygmunt August umożliwił im przystępowanie – po przyjęciu katolicyzmu – do stanu szlacheckiego. Stefan Batory posunął się nawet do wydania dekretu zabraniającego kłamliwego plotkowania o Żydach!
W tolerancyjnej Rzeczypospolitej rozkwitło żydowskie życie polityczne. Równolegle do samorządu i parlamentaryzmu sarmackiego rozwijała się polityczna reprezentacja „narodu wybranego”. Od gminnych kahałów aż po Sejmy, we własnym zakresie regulowali Żydzi ceny towarów handlowych, dbali o szkolnictwo i opiekę medyczną. Fenomenem historycznym był tzw. Sejm Czterech Ziem (Małopolski, Wielkopolski, Litwy i Wołynia) – funkcjonujący w latach 1579 – 1764 jedyny w dziejach świata parlament narodu nie posiadającego własnego państwa. Był żydowskim odpowiednikiem sarmackiego Sejmu Walnego.
O znaczeniu i popularności polskiego żydostwa świadczy biografia pół – legendarnego Saula Wahla (właśc. Saul Katzenellenbogen). Ten litewski rabin i bankier Radziwiłłów miał zostać jednodniowym, a właściwie jednonocnym, królem Polski, jako rex pro tempore – monarcha tymczasowy, w sytuacji niemożności wyboru spośród „regularnych” kandydatów, a tym samym zakończenia bezkrólewia po śmierci Stefana Batorego.
Festiwal pretensji
Kres polsko – litewsko – żydowskiej idylli nastąpił pod wpływem 2 zasadniczych czynników: gospodarczej zapaści Sarmacji oraz ekspansji mieszczaństwa. Żydzi byli naturalnym sojusznikiem szlachty w blokowaniu emancypacji stanu mieszczańskiego. Zainteresowani utrzymaniem monopolu w lichwie (czyli na ówczesnym rynku kapitałowym) oraz przewagi w handlu, przeciwdziałali rozwojowi w Polsce kapitalizmu, którego motorem było właśnie mieszczaństwo. Gdy oskarżamy Panów Braci późnej Sarmacji o antypostępowość – pamiętajmy, że mieli ważnego sojusznika w powstrzymywaniu modernizacji.
Prowadziło to do jednostkowych, grupowych, wreszcie etnicznych zatargów. W połowie XVII stulecia doszło do pierwszych pogromów. Mimo tego, położenie Żydów pogorszyło się diametralnie dopiero wraz z dezintegracją Rzeczypospolitej. Rzadko wspomina się o tym, że antysemityzm był oficjalną ideologią carskiej Rosji (która zresztą masowo przesiedlała Żydów do Kongresówki), a w Prusach i monarchii Habsburgów Żydzi uzyskali równouprawnienie dopiero w drugiej połowie XIX wieku.
Kiedy rozważamy późniejsze waśnie polsko – żydowskie, musimy uwzględnić kilka ważnych problemów. Po pierwsze: Żydzi dążyli pod zaborami do zachowania jak największego zakresu przywilejów, które uzyskali w ciągu wieków. W dalszym ciągu przeciwdziałali akumulacji kapitału przez Polaków, a robili to wchodząc w sojusz z administracją zaborców. Wiąże się z tym brak ich poparcia dla polskich działań niepodległościowych. Po drugie: w Drugiej Rzeczypospolitej naród ten żądał – za pośrednictwem Konferencji Syjonistycznej - przywilejów, powołując się na tradycję sarmacką. Było to sprzeczne z zasadami nowoczesnego państwa narodowego, o nastrojach społecznych nie wspominając. Po trzecie: piętnując – słusznie – antysemickie ekscesy polskiego nacjonalizmu, należy uwzględnić antypolskie działania nacjonalistów żydowskich tego czasu, z kwestią braku lojalności wobec państwa polskiego na czele.
Niemiłe dobra zwieńczenie
Niewątpliwym mankamentem historycznym sarmatyzmu jest niewłączenie Żydów w proces tworzenia narodu politycznego. Byli oni wyjątkiem od reguły wieloetnicznego państwa o jednolitej kulturze politycznej. Uważali się, i byli uważani, za byt osobny. Dlatego uznając, tylko do pewnego momentu zresztą, wspólnotę interesów – nie podzielali wspólnoty wartości.
Było to możliwe dzięki nadzwyczajnym przywilejom. Nie zapominajmy, że zabicie Żyda było w Sarmacji karane surowiej niż pozbawienie życia szlachcica. Współczesna roszczeniowa postawa wielu Żydów nie wynika z tego, że Polacy nadzwyczajnie ich skrzywdzili. Przeciwnie – jej źródłem jest fakt, ze nasi przodkowie byli dla nich zbyt łaskawi.
Inne tematy w dziale Polityka