Piszę tą notkę leżąc w łóżku na Oddziale Kardialogii jednego z czołowych (a w każdym razie uważanym za bardzo dobry – 4,7 gwiazdek w rankingu) szpitali specjalistycznych w Polsce. Jestem tu już któryś raz – i pomimo podejmowanych prób chyba skończy się tak zwanym “zabiegiem inwazyjnym”.
Ten Oddział (jak i w tym i chyba każdym innym szpitalu) opiera się w dużej mierze na pracy lekarzy rezydentów. To oni najczęściej pozostają w bezpośrednim kontakcie z pacjentami, dobierają odpowiednie leki oraz badania – doświaczeni lekarze (profesorowie i doktorzy nauk medycznych) kontaktują się z pacjentami raczej okazjonalnie (kilka razy w tygodniu) ograniczając się raczej do zatwierdzenia i kontroli przebiegu leczenia lub jego korygowania. W tak zwanych “godzinach pozasłużbowych” pacjenci pozostają najczęściej pod opieką lekarzy-rezydentów i to przede wszystkim od nich zależy jak w szpitalu będą się czuli pacjenci.
Oczywiście, ważna jest atmosfera w zespole medycznym, którą kształtują głównie doświadczeni lekarze. To właśnie doświadczeni lekarze mają największy wpływ na rozwój lekarzy stażystów I rezydentów, jednak pacjenci kontaktują się na co dzień przede wszystkim z pielegniarkami i młodymi lekarzami.
W tym miejscu należy wyraźnie coś wyjaśnić – lekarz stażysta to nie lekarz rezydent! Różnica pomiędzy nimi jest mniej więcej taka, jak pomiędzy asystentem-stażystą, a doktorantem! W przeciwieństwie do stażysty lekarz rezydent jest już po pozytywnie zdanym egzaminie i ma pełne uprawnienia do świadczenia usług medycznych. On po prostu zdobywa określoną specjalizację.
Tyle wstępu opartego na własnych obserwacjach, a teraz do rzeczy:
Na “Salonie24” większość blogerów przypuściła bezwzględny atak na lekarzy-rezydentów. Ich postulaty z góry uznano za wygórowane prześcigając się w porównaniach do majstrów budowlanych, górników i innych zawodów. Wielu dyskutantów podkreśla, że zawód lekarza to służba, a pełniąc służbę nie należy pytać o wynagrodzenie i narzędzia – a o ewentualnych trudnościach meldować dopiero po ich bohaterskim pokonaniu. Protestujących młodych medyków określano epitetami w rodzaju “rozwydrzeni gówniarze”, “zjadacze kawioru”, “złota warszawska młodzież”, a pewna Pani Poslica proponowała im wyjazd z Polski…
Państwo blogerzy zapominają o tym, że majstra budowlanego, spawacza czy ślusarza a nawet informatyka można przygotować stosunkowo szybko – a lekarza niestety nie! Młody człowiek kończący liceum ma dziś przeciętnie 19 lat. Jeśli zdecyduje się zostać lekarzem czeka 6 lat (trudnych!) studniów i ponad rok obowiązkowego stażu. Konieczne jest również w Centrum Egzaminów Medycznych specjalnego egzaminu (wynik pozytywny to powyżej 56% poprawnych odpowiedzi). Dopiero wówczas młody (jeszcze!) człowiek uzyskuje prawo do samodzielnego wykonywania zawodu lekarza. Nie ma ono nic wspólnego z ukończeniem (lub nie) rezydentury! Lekarzem zostaje się więc najczęściej wieku 26-27 lat – a lekarzem-specjalistą (o ile wszystko “gładko” pójdzie) w wieku 33-34 lata!
Czy naprawdę warto najpierw kształcić przez wiele lat przyszłego lekarza, aby już na końcowym etapie próbować wprowadzać znaczące ograniczenia w jego wynagradzaniu? 2500 zł – 2800 zł “na rękę” to niewiele, a właśnie tyle zarabiają w szpitalach rezydenci. Stypendia doktoranckie na uczelniach są jeszcze niższe i wynoszą ok. 2100 -2500 zł netto.
To tyle samo, ile może otrzymać “od ręki” przeciętny spawacz po kilkumiesięcznym kursie. Wynajmując się do sprzątania (za 13 zł/godz) zarobimy miesięcznie (180 godzin) ponad 2300 zł… Argument, że lekarz może zarobić ponad 2000 za 24 godzinny dyżur to czysta demagogia - może proponujący Pan zdecyduje się dyżurować sam? Tradycją wielkich lekarzy było próbowanie rozwiązań "na sobie". Może pora do niej wrócić>
Tak Polacy (w swej masie) nie cenią wykształconych ludzi. W oczy ich kłuje kawior, "Ford Mustang" itp. Rezultat jaki jest - każdy widzi. Praktycznie zerowa (wiem, wiem są wyjątki, których jeszcze nie zdołano "upupić" metoda Polskiego Piekła) innowacyjność: Polski...
Ale jak w oczy zajrzy choroba to lekarz staje się półbogiem, usiłuje mu sie wciskać koniaki (i nie tylko koniaki) I nie jest juz “rozwydzrzonym gówniarzem” tylko “Szanownym Panem Doktorem”. Przewodniczący Trybunału Rewolucyjnego wydając wyrok śmierci na Lavoisiera powiedział - “Republika nie potrzebuje uczonych”. Widać niewiele się zmieniło. W tak zwanej “komunie” (czyli w PRL, bo w CCCP było nieco inaczej) też nie ceniono fachowców.
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo