Narasta na „Salonie24” krytyka JOW-ów. To zrozumiałe, ponieważ ich wprowadzenie uderza bezpośrednio w wodzów partyjnych, którzy już układają listy wyborcze na jesień. Jedna Pani nawet zapowiedziała, że to „ja będę decydować o listach!”. Inni wodzowie co prawda nic nie zapowiedzieli, ale i tak wiemy, jak będzie.
W dyskusji o JOW-ach usiłuje się zdyskredytować sam sposób głosowania rzekomo wypaczający wolę wyborców i często-gęsto przywołuje się przykład Wielkiej Brytanii. Przeciwnicy JOWów nie rozumieją jednak (albo nie chcą rozumieć) o tym, o co naprawdę chodzi.
Zacznę od UK – otóż Izba Gmin to bardzo dobre tłumaczenie „House of Commons”, które świetnie oddaje istotę systemu. Jak sama nazwa wskazuje zasiadają w niej przedstawiciele gmin, którzy są całkowicie niezależnie od rządu centralnego wybierani w właśnie w „gminach” czyli w JOW-ach. Taki system powinien być nam, Polakom szczególnie bliski, ponieważ podobny obowiązywał w Polsce od ok. XV wieku! To przecież sejmiki wybierały posłów na Sejm Walny.Zostawmy jednak analizy historyczne historykom, a spróbujmy przyjrzeć się bliżej mechanizmowi:
Bierne prawo wyborcze:
W Polsce istnieje w zasadzie tylko teoretycznie – bo prawo zgłaszania kandydatów mają jedynie Komitety Wyborcze. Muszą one spełnić kilka warunków i zostać zarejestrowane. Przedstawiają one listę kandydatów (konieczne jest zebranie wielu podpisów) ułożoną według kolejności ustalonej przez Komitet Wyborczy. Stąd biorą się te słynne „książeczki”. Kandydata oznacza się nazwą (skrótem) partii politycznej, której jest członkiem lub, jeżeli nie należy do żadnej partii, nazwą partii politycznej popierającej danego kandydata.
Ogranicza to znacznie bierne prawo wyborcze, ponieważ finansowane z budżetu partie polityczne uzyskują znaczącą przewagę. Promowane jest głosowanie na partię – a nie na osobę (przedstawiciela wyborców). Umożliwia to partiom prowadzenie scentralizowanej polityki zgłaszania list oraz promocji ich za pomocą środków masowego przekazu.
O możliwości realizacji biernego prawa wyborczego decyduje sposób zgłaszania kandydatów!
W systemie brytyjskim kandydata w JOW może zgłosić w zasadzie każdy – kandydat może także zgłosić się sam wpłacając stosunkowo niewielką kaucję. Nie jest wymagane zaznaczanie przynależności partyjnej kandydata. Komisarz wyborczy w JOW-ie jest niezależny od organów centralnych – jego zadaniem jest przeprowadzenie wyborów w JOW w określonym terminie „od początku do końca” - czyli aż do publicznego policzenia głosów i ogłoszenia wyników wyborów w okręgu. Nie ma żadnego „wysyłania protokołów”, czekania na wyniki jakiejś PKW itp. Wybrany w JOW kandydat staje się automatycznie MP (Member od Parliament) i kropka. Nie ma praktycznie żadnej możliwości manipulacji!
Odpowiedzialność posła – przez partią czy przed wyborcami?
Jak widać z praktyki brytyjskiej ten system wcale nie prowadzi do „rozdrobnienia” parlamentu, jednak ma zasadniczą zaletę. Partie nie mogą wystawiać do wyborów w okręgach osób, które później stają się „planktonem sejmowym”, ponieważ w okręgach jednomandatowych dochodzi do bezpośredniej konfrontacji – zarówno z kandydatem przeciwnej partii, jak i z kandydatami niezależnymi. Posłowie wybrani w takich JOW-awch mają o wiele silniejszy mandat udzielony im przez wyborców okręgu, z którego kandydowali i tym samym są o wiele bardziej niezależni od wodzów i „biur politycznych”. Cała „gra polityczna” rozgrywa się znacznie bliżej wyborców, posłowie muszą się liczyć z tym, ze w kolejnych wyborach znów zadecyduje wola wyborców, a nie „miejsce na liście” wyznaczone im przez partyjnych bonzów czy innych „baronów”.
Rola mediów:
Małe (ok. 50 – 60 tys. wyborców) JOW-y powodują, że manipulowanie wyborcami przez media (zarówno „głównego nurtu” jak i „niepokorne”) jest znacznie trudniejsze.
Kandydaci mają znacznie ułatwiony kontakt z wyborcami. Jak jest to ważne udowodniły ostatnie wybory prezydenckie. Zadufany w swoją pozycję i promocję medialną p.Komorowski przegrał z kandydatem początkowo skazanym na pożarcie, który postawił przede wszystkim na bezpośredni kontakt z wyborcami. Wynik Pawła Kukiza w I turze też potwierdza tą tezę.
W stosunkowo niewielkim okręgu znacznie łatwiej o takie kontakty, o prezentację rzeczywistych programów, a nie tylko pustych haseł. Wyborcy uzyskują realne możliwości przedstawienia kandydatom swych problemów i zapoznania się z ich poglądami – mogą więc głosować w sposób świadomy, a nie na zasadzie „owczego pędu”. Czy to będą chcieli tą możliwość wykorzystać, to inna sprawa, dziś jednak są w znacznym stopniu jej pozbawieni poprzez działania „zawodowych macherów od losu”.
Podsumowanie:
Jestem pesymistą! JOW-y są niekorzystne dla całego establishmentu - będzie się więc bronił przed ich wprowadzeniem wszelkimi sposobami. Ich wprowadzenie uderza w pozycję bonzów partyjnych niezależnie od koloru ich barw, w pozycję „opiniotwórczych” mediów – jednym słowem we wszystkich, którzy decydują o zmianie ordynacji wyborczej, do czego konieczna jest zmiana konstytucji. Nie widzę żadnych szans do „przepchanie” tej inicjatywy w dającej się przewidzieć przyszłości – ruch na rzecz JOW musiałby bowiem osiągnąć rozmiary i pozycję „I Solidarności”. Tylko bardzo silny nacisk obywatelski może zmusić „równiejszych” do rezygnacji choćby z części władzy. A jednak warto próbować!
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka