Niestety, mam doświadczenia z uczestnictwa w wypadku drogowym z ofiarami śmiertelnymi. W świetle tych doświadczeń nie mogę zrozumieć postępowania policji i prokuratury bezpośrednio po wypadku!
Prawo jazdy posiadam od 1964 roku i od tego czasu jestem czynnym kierowcą. Prowadziłem samochody w różnych krajach i na różnych kontynentach po prawej lub lewej stronie drogi. Nie uniknąłem jednak poważnego wypadku (o którym w dalszym ciągu notki). W swoje 75 urodziny odłożyłem na półkę moje (ważne bezterminowo) prawo jazdy, ponieważ zauważyłem, że moja sprawność (refleks, długotrwała koncentracja itp.) znacznie się zmniejszyła i obecnie jeżdżę jedynie komunikacją publiczną, albo jestem wożony przez moje dzieci albo znajomych.
W przeszłości jednak zdarzyło mi się jednak uczestniczyć w poważnym wypadku drogowym z wieloma ofiarami śmiertelnymi, chciałby sie więc podzielić moją opinią i doświadczeniami.
Przede wszystkim dwie ważne uwagi:
ani policja, ani prokurator (nawet jeśli był na miejscu zdarzenia) nie mają prawa wydawać wyroków. W razie wątpliwości mogą każdego zatrzymać w celu wyjaśnienia na 48 godzin. Prokurator może również złożyć wniosek do właściwego sądu o zastosowanie aresztu tymczasowego, lub innego środka zapobiegawczego jeśli zachodzi możliwość próby ucieczki albo mataczenia w śledztwie lub czyn jest zagrożony wysoką karą.
Areszt nie jest karą! Jest jedynie środkiem zapobiegawczym i może być stosowany jednie wówczas, gdy przewiduje to prawo na mocy decyzji sądu. Nie rozumiem jednak, dlaczego policja zezwoliła kierowcy BMW na odmowę udania się do szpitala i oddalenie się z miejsca wypadku, bo specjalistyczne badanie krwi powinno być bezwarunkowo przeprowadzone!
Na początku lat dziewięćdziesiątych uczestniczyłem w bardzo poważnym wypadku drogowym (zderzenie dwóch samochodów) - cztery osoby (pasażerowie drugiego samochodu) zginęły na miejscu, zaś dwie (jadąca ze mną żona i kierowca drugiego samochodu) doznały bardzo poważnych obrażeń. Ja byłem kierowcą jednego z tych samochodów i doznałem stosunkowo nieznacznych obrażeń.
Na miejscu pojawiła się bardzo szybko karetka pogotowia, i zabrała dwie osoby z poważnymi obrażeniami do szpitala, lekarz (jeszcze wtedy w karetkach jeździli lekarze) stwierdził, że mnie nic poważnego nie grozi, pozostałem więc na miejscu do przyjazdu policji oraz pani prokurator.
Mimo mojego dobrego stanu nie przyszło mi nawet do głowy, aby po prostu oddalić się z miejsca wypadku! Obserwowałem więc do końca pracę właściwych organów, a po pewnym czasie policja stwierdziła, że zawiezie mnie do szpitala (zgodnie z opinią lekarza nie wymagałem specjalistycznego transportu), gdzie po przyjeździe zbadano mój stan zdrowia i co najważniejsze pobrano mi (w asyście policjantów) krew do badań.
Po stwierdzeniu, że wynik badania krwi jest prawidłowy zapytano mnie, czy mogę złożyć zeznania, na co się zgodziłem i zostałem przesłuchany przy udziale pani prokurator na komendzie policji w pobliskim mieście. Ponieważ poczułem się źle, policjanci przetransponowali mnie z powrotem do szpitala, gdzie zostałem zaopatrzony ambulatoryjnie, a następnie odwieźli mnie do hotelu (wypadek miał miejsce w dużej odległości od mojego miejsca zamieszkania).
Ponieważ moje zeznania zgadzały się ze śladami na miejscu zdarzenia i opiniami śledczych nie było w ogóle mowy o zatrzymaniu mnie, nie odebrano mi również prawa jazdy.
Po upływie ponad pół roku otrzymałem wezwanie z sądu do stawienia się na rozprawie, gdzie złożyłem wyjaśnienia i odpowiedziałem na zadane mi pytania. Sąd orzekł, że nie ponoszę żadnej winy za ten wypadek (nastąpił on na moim pasie ruchu, zaś biegli ocenili prędkość prowadzonego przeze mnie samochodu na nie większą niż 90 km/h (przed zderzeniem). Winę za wypadek przypisano kierowcy drugiego samochodu (wpadł w poślizg w wyniku którego znalazł się na moim pasie ruchu).
Bardzo szybki przebieg zdarzenia spowodował, że reagowałem jedynie instynktownie i zdołałem tylko krzyknąć do jadącej ze mną żony: "Po nas!". Uratowały nas pasy bezpieczeństwa (przez kilka tygodni nosiłem krwawe ich odciski na ciele) i solidna konstrukcja Mercedesa "beczki".
Reasumując - wydaje mi się, że naszym prawie powinno brać się częściej pod uwagę działanie umyślne - na przykład drastyczne przekroczenie dopuszczalnej prędkości, które doprowadziło do wypadku drogowego (np. zabójstwo z zamiarem ewentualnym). Niejednokrotnie zdarzało mi się prowadzić samochód z prędkością nawet nieco powyżej 250 km/h (na niektórych fragmentach niemieckich autostrad), jednak jazda z taką prędkością po publicznej drodze w Polsce (zwłaszcza w nocy), gdzie inni kierowcy nie biorą pod uwagę takich prędkości jest po prostu świadomym proszeniem się o nieszczęście! Dotyczy to także kolumn uprzywilejowanych pojazdów rządowych!
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo