Ludzie (nawet przywódcy) na ogół zachowują się zgodnie z zasadą najmniejszego działania. Tusk konsekwentnie „wycinał” wszelkich potencjalnych konkurentów i odchodząc do Brukseli zostawił Platformę z „drugim garniturem” (Kopacz, Schetyna, Budka i im podobni). A zastąpił w PiS Lecha Kaczyńskiego? Andrzej Duda? Proszę mnie nie rozśmieszać, bo pytanie jest poważne: Kto zastąpi Jarosława Kaczyńskiego w zbawianiu Polski? Kłamliwy propagandysta Morawiecki? Ktoś z z listy „Zakonu” (Jojo, Sasin, Suski…)? A może Ziobro wraz ze swymi pretorianami (KaKaO) czy Gowin (z Bielanem lub bez)?
Dlaczego nasi przywódcy (niezależnie od barw partyjnych) nie mają swoich następców?
W moim przekonaniu winny jest SYSTEM, w którym przywódcy są wręcz zmuszani do ograniczania roli pojawiających się w sposób naturalny wewnętrznych konkurentów – kto więc pozostaje? Tusk przekazał PO p. Ewie Kopacz (ciągle młodej lekarce), potem w PO nastał Grzegorz (zniszczę cię, Schetyna), a następnie Borys Budka (każdy widzi, że nie jest to Brigitte Bardot). I nastąpił „zjazd” PO oraz powstała realna konkurencja (Hołownia).
Czy więc PiS ma szansę nie powtórzyć tej drogi – w mojej opinii nie. PiS czeka chyba podobny los jak PO „po Tusku”.
Przed nami znów wybory i nie jest ważne, kiedy się odbędą. Warto chyba się więc przyjrzeć roli polskiego Sejmu w naszym systemie politycznym. Sejm to parlament – czyli powinna się w nim odbywać dyskusja, w wyniku której zostają wypracowywane najważniejsze kierunki rozwoju naszego Państwa. A jak obecnie wygląda dyskusja w polskim Sejmie – „koń jaki jest – każdy widzi”. O wszystkim de-facto decyduje arytmetyczna większość dowodzona przez aktualnego jej Wodza. Mniejszość może sobie tylko „popiszczeć” z trybuny dopóki jej marszałek nie wyłączy mikrofonu. Mnożą się więc wystąpienia posłów, którzy pragną „zaistnieć”, ale które nie wnoszą nic konstruktywnego. Decyduje (jak z PRL) zdyscyplinowana arytmetyczna większość „stuk, puk laską o blat – Sejm mówi TAK” (© Maciej Zembaty). Tak naprawdę jest to wynik obowiązującego systemu wyborczego:
1. Metoda przyznawania mandatów d’Hondta
Pisałem już o tym w notce https://www.salon24.pl/u/barbarus/993602,wyborcze-figle-migle , w której wykazałem, że to właśnie metoda d’Hondta oraz opisane poniżej działania „genialnego stratega” (a raczej warszawskiego cwaniaka z Żoliborza) doprowadziły do takiego, a nie innego składu Sejmu i w konsekwencji kształtu polskiej polityki. Zachęcam do lektury cytowanej notki „wyborcze-figle-migle” – otóż gdyby zastosować ordynację proporcjonalną tak zwana „Zjednoczona Prawica” otrzymałaby nie 235 mandatów zapewniających większość – a jedynie około 200. Przecież to partie opozycyjne uzyskały w wolnych wyborach do Sejmu łącznie 10 215 tys. głosów, a „Zjednoczona Prawica” o ponad 2 mln głosów mniej! Tak właśnie działa d’Hondt! „G-prawdą” jest opinia, że decyduje większość suwerena. Decyduje ordynacja i cwaniactwo przywódcy!
2. „Genialna strategia” Kaczyńskiego
Metoda d’Hondta premiuje duże ugrupowania. Jarosław Kaczyński zauważył więc (i słusznie), że każdy dodatkowy głos powoduje zwiększenie się premii wynikającej z obowiązującej ordynacji i postanowił udostępnić listy PiS gasnącym gwiazdom polskiej sceny politycznej pp.Gowinowi i Ziobrze. Ale oczywiście „Zjednoczona prawica” nie wystąpiła w wyborach jako koalicja – lecz pod szyldem PiS. Interes był obustronny – pp.Gowin i Ziobro wraz ze swymi „żołnierzami” występowali pod szyldem PiSu i dzięki temu mieli szansę dostać się do Sejmu, zaś Jarosław Kaczyński powiększył swą premię wynikająca z ordynacji d’Hondta.
Podobny manewr zastosowały inne partie – jedynie Koalicja Obywatelska i Konfederacja (najbardziej pokrzywdzona przez ordynację d’Hondta) wystąpiły otwarcie jako koalicje.
3. Kandydaci "przywożeni w teczkach"
Partie wodzowskie delegują swych kandydatów do różnych okręgów „po uważaniu” Wodza. To Wódz partii i jego zaufane „Biuro Polityczne” decydują, kto ma wystartować w określonym okręgu i z którego miejsca na liście będzie startował. Konkurencja pomiędzy poszczególnymi kandydatami przenosi się z samych wyborów na okres wcześniejszy. Chodzi o uzyskanie odpowiedniego okręgu oraz miejsca na liście i oczywiście przydział funduszy partyjnych na kampanie. Co gorsza – lokalni działacze partyjni, działający w poszczególnych okręgach mają niewielki (podobnie jak za PRL i PZPR) mają niewiele do gadania. Wódz partii, która zdobyła większość w parlamencie dysponuje również „kołami ratunkowymi” dla swych faworytów, którzy przegrali w demokratycznym głosowaniu w swych okręgach – patrz przypadek p.Piotrowicza i p.Pawłowicz którym Wódz wraz ze swą wierną gwardią w Sejmie zapewnił intratne stanowisko oraz emeryturę mianując go sędzią Trybunału Konstytucyjnego.
4. Brak odpowiedzialności posłów przed wyborcami
Na ten temat trudno dyskutować – „Posłowie i senatorowie wykonują swój mandat kierując się dobrem Narodu”. Jest to bardzo pojemne pojęcie i w praktyce umożliwia parlamentarzystom zmianę barw partyjnych w dowolnym momencie – oczywiście argumentując, że „kierują się dobrem Narodu”. Otwiera to drogę dla korupcji politycznej. Wyborcy nie mają tu nic do gadania.
Jeśli chcemy, aby parlament stał się autentycznym miejscem dyskusji, a nie pozostał „maszynką do głosowania” konieczne jest wprowadzenie co najmniej kilku zmian:
ad 1. Należy odstąpić od ordynacji d’Hondta, która zniekształca rzeczywiste preferencje Narodu. Jak wynika z cytowanej na wstępie notki Konfederacja, która otrzymała 1.256 tys. głosów (czyli wybrało ją ok.7% ogółu głosujących) powinna otrzymać mniej więcej 31 mandatów w Sejmie, zaś dzięki zastosowaniu metody d’Hondta przyznano jej jedynie 11 mandatów! 20 mandatów, należnych de-facto Konfederacji przyznano partiom PiS i KO/PO zwiększając sztucznie ich przewagę w Sejmie.
ad 2. Konieczne jest zablokowanie możliwości tworzenia pseudokoalicji (Zjednoczona Prawica) – zarówno podczas tworzenia list wyborczych, jak i już po wyborach. W obecnym systemie (głosowanie na listy partyjne) parlamentarzysta, który w okresie kadencji zmienia przynależność partyjną powinien automatycznie tracić mandat.
ad 3. Kandydat musi w każdym okręgu bezwarunkowo uzyskać poparcie w prawyborach wśród lokalnych członków partii z ramienia której zamierza kandydować. Decyzji tej nie mogą zmienić centralne władze partii. Jest to oczywiście krok w kierunku ordynacji większościowej, ale z utrzymaniem (przynajmniej w okresie przejściowym) systemu partyjnego.
ad 4. Zmiana barw partyjnych w okresie sprawowania mandatu powinna skutkować natychmiastowym jego wygaśnięciem. Zlikwiduje to korupcję polityczną w polskim parlamencie. Wyborcy okręgu powinni mieć możliwość odwołania w trakcie kadencji wybranych przez siebie przedstawicieli.
Jeśli nie zmienimy tego systemu w dalszym ciągu będziemy skazani na partie wodzowskie (Wódz i jego żołnierze), a Sejm nie będzie forum uczciwej dyskusji, tylko maszynką do głosowania „za wodzem”.
Tomasz Barbaszewski (aka „barbie”)
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka