barbie barbie
2310
BLOG

Wspomnienia - ale nie o balangach...

barbie barbie Badania i rozwój Obserwuj temat Obserwuj notkę 86

   Należę do pokolenia powojennego wyżu, które dziś wkracza już w „smugę cienia”. Ja i moi równieśnicy przeszli dość długą drogę. Chodziliśmy do szkół, w których sporo starszych nauczycieli wykształciło się jeszcze przed II Wojną Światową, aktywne życie rozpoczynaliśmy na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku w epoce PRL. Za nami są różne „wydarzenia” – przełomowy rok 1956 co prawda pamiętam jak przez mgłę, od już marzec 1968, krwawy grudzień 1970, zryw Solidarności lat 1980, który zakończył się „wojną jaruzelską”, transformacja po 1990 r. mocno wryły się w moją pamięć. 

    Dziś wielu obecnych pięćdziesięciolatków (zwłaszcza polityków) autorytatywnie wypowiada się o „epoce komunizmu” i „okresie okupacji sowieckiej” nie biorąc pod uwagę, że urodzili się już przed upadkiem Gomułki, a gdy kończył się okres zwany „gierkowszczyzną” mieli około 10-12 lat. Ich pamięć lat PRL jest więc wyłącznie zlepkiem wrażeń dziecka i co za tym idzie w wielu przypadkach konfabulacją – podobnie jak dla mnie wczesne lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku. Moje pokolenie nie musiało przeżywać prawdziwej wojny, jednak spotkało go w życiu szereg „ostrych zakrętów” co nie pozostało bez wpływu na naszą drogę życiową. 

    W okresie panowania Gomułki (zwanego „towarzyszem Wiesławem”) bardzo szybko okazało się, że wielką rolę odgrywają gesty wiernopoddańcze (czyli przynależność do PZPR lub jej „przybudówek”). Poglądy polityczne, pochodzenie rodzinne, przynależność do PZPR w wielu przypadkach decydowały o przyjęciu na studia i karierze zawodowej. Rodziła się „nomenklatura” – wiele stanowisk rezerwowano (podobnie jak i dziś) dla sprawdzonych „towarzyszy”. Jednak wbrew powszechnej opinii rozwijano technologię i zaczęliśmy otwierać się „na Świat”. Niedawno rozmawiałem z młodym, wykształconym człowiekiem, który przekonywał mnie, że licencję na produkcję polskiego Fiata 125p zwanego też „dużym fiatem) kupiono w okresie panowania Gierka – a tymczasem decyzję o zakupie licencji podjęto w już w 1965 r., a więc okresie „siermiężnej gomułkowszczyzny”. Montaż samochodów o oznaczeniu 125p rozpoczęto na Żeraniu w 1967, a produkcję w 1968. Sam byłem posiadaczem dużego polskiego Fiata wyprodukowanego w 1968 r. Konkurentem Fiata był wówczas francuski Renault, który podpisał umowę z Rumunami. Do dziś dnia produkowane są samochody pod powstałą w wyniku tego marką Dacia. Oczywiście nie odbyło się to bez zgody „towarzyszy radzieckich” dowodem jest podpisanie współpracy z Fiatem przez przez ZSRR również w 1965 r. i w efekcie pojawienie się samochodów Żiguli, którą do nazwę zastąpiono później marką Łada. Zmiana przywództwa ZSRR z Chruszczowa na Breżniewa wydawała się (po raz kolejny) zapoczątkowaniem powolnego otwierania się państw bloku wschodniego na Zachód.

    Powyższy przykład wskazuje, jak silna i efektywna prowadzona jest obecnie propaganda „anty PRL”. A tymczasem w Polsce w okresie PRL wykorzystywano i rozbudowywano zakłady, których budowę rozpoczęto jeszcze przed wojną w ramach Centralnego Okręgu Przemysłowego (COP) – np. fabryki w Mielcu (samoloty), Rzeszowie (silniki lotnicze), Stalowej Woli, Dębicy itp. Reaktywowano także przemysł na „ziemiach odzyskanych”. W okresie PRL zbudowano także sporo nowych zakładów produkcyjnych. Wiele produktów wytwarzały one na licencji ZSRR (głównie chodziło o produkcję zbrojeniową), ale opracowaliśmy i produkowaliśmy (z niewątpliwym sukcesem) własne samoloty – w tym od 1963 r. odrzutowy TS-11 (od inicjałów konstruktora) Tadeusza Sołtyka wykorzystywany do dziś przez zespół akrobacyjny „Białoczerwone Iskry” znany z wielu pokazów lotniczych. Wytwarzane na licencji ZSRR (MiG 15 i MiG 17) samoloty LIM (serii 2, 5 i 6) (LIcencyjny Myśliwiec), wyposażone w licencyjne silniki polskiej produkcji były produkowane w ilościach kilkaset sztuk na potrzeby polskiego lotnictwa oraz eksportowane do kilku krajów – nie mówiąc już o tysiącach samolotów (wołów roboczych – „Antków”) czyli AN-2, które opuściły mielecką fabrykę.

   Jednak w okresie „gomułkowszczyzny” nie brano pod uwagę poziomu życia i rosnących aspiracji społeczeństwa – ilustruje to znakomicie popularny dowcip: „Co prawda żywność drożeje, ale za to potaniały lokomotywy!”. Dodatkowo władze PZPR konsekwentnie likwidowały wszelkie przejawy niezależnej aktywności społeczeństwa – od likwidacji „Po Prostu” po zdjęcie ze sceny „Dziadów” w reżyserii Dejmka, co wykorzystano jak pretekst do licznych czystek i wymiany kadr. Warto jednak przypomnieć, że utrzymywanie niskiego poziomu życia i niechęć Gomułki do zaciągania kredytów spowodowały, że na początku lat 1970 zadłużenie zagraniczne wobec krajów kapitalistycznych Polski było znacząco mniejsze niż roczne wpływy dewizowe z eksportu. Co więcej, ten dług w latach 1960-1970 malał!

   Taka polityka doprowadziła do znacznego wzrostu różnic poziomu życia pomiędzy krajami szeroko pojętego Zachodu a Polską, które coraz ciężej było ukryć i tłumaczyć uparcie zniszczeniami wojennymi. Podobną politykę prowadził zresztą także „Bratni ZSRR”, jednak znacznie większa wiedza i otwartość społeczeństwa polskiego doprowadziła do załamania się siermiężnej polityki. Rozpoczęło się (słynne hasło: „Pomożecie? - pomożemy!”) tak zwane nowe otwarcie. Przypadło ono akurat w momencie mojego ukończenia studiów i wejścia z pełnymi nadziejami w okres pełnej dorosłości. Tak naprawdę większość z nas uwierzyła w hasło „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej!”.W Polsce w latach 1970-1980 przeciętna Polka rodziła więcej niż dwoje dzieci (dzietność powyżej 2,2), zaś w ty samym okresie w Niemczech współczynnik dzietności spadł znacznie poniżej 1,5! Nie można tego wytłumaczyć jedynie powojennym „Baby Boom”, który wystąpił także w innych krajach. Za wzrost aspiracji, przyspieszenie rozwoju i niewątpliwy wzrost poziomu życia przyszło na dość szybko zapłacić. Nominalne zadłużenie Polski na koniec „dekady Gierka” wzrosło 25-cio krotnie! Aby zapewnić sobie przychylność ZSRR i podkreślić stabilność Polski wobec pogarszającej się sytuacji gospodarczej ekipa Gierka wprowadziła zmiany w Konstytucji określające PZPR jako „przewodnią w budowie socjalizmu” oraz podkreślające (wzorem innych „demoludów”) „nierozerwalną więź polsko-radziecką”.

    Ja wchodziłem w ten okres także pełny nadziei na przyszłość. Skończyłem studia (rok przed moją ówczesną dziewczyną – dziś żoną), pobraliśmy się, za 3 lata urodziła nam się pierwsza córka, a później druga. Liczyliśmy na mieszkanie w uczelnianej spółdzielni mieszkaniowej, w której organizowanie mocno się zaangażowałem. Skończyło się jednak na zbudowaniu własnego domu. Pracowałem na Uczelni, prowadziłem zajęcia ze studentami, moje prace zyskiwały powoli uznanie także za granicą, w 1978 r. prezentowałem je na wielkiej, specjalistycznej konferencji w Paryżu, w 1979 przyznano mi stypendium rządu holenderskiego, opracowana i zbudowana przeze mnie unikalna aparatura naukowa była prezentowana w Niemczech na wystawie „Polska ‘80”, szykowałem się powoli do odbycia rocznego stażu naukowego, kończyłem doktorat… Jednym słowem wszystko szło we właściwym kierunku. Podkreślam – nigdy nie należałem do PZPR ani do żadnej jej „przybudówek”. Za czasów studenckich zapisałem się (jak większość) do ZSP. Na początku lat 1980 zaczęło się odczuwać na uczelniach znaczne ograniczenie finansowania. Po sierpniu zapisałem się do „Solidarności”, trochę pisałem do jej gazetek, jednak tak naprawdę nie spotkały mnie z tego powodu żadne konsekwencje. 

    Zawodowa kariera małżonki również wydawała szybko rozwijać – była kustoszem wystaw a Polsce i w Rzymie. Przyszłość wydawała się wyglądać bardzo obiecująco. Wielu moich kolegów „wyczuwało jednak pismo nosem” i po prostu „dali dyla z Polski”. Ich kariery na zachodzie potoczyły się bardzo różnie – ale wielu z nich odniosło znaczące sukcesy – zarówno w nauce, jak i biznesie. Sytuacja rodzinna (konieczność zapewnienia opieki samotnej i chorej mamie) wykluczała jednak w moim przypadku „wybór wolności” i chciałem mieć w perspektywie szybką możliwość ew. powrotu. Po wprowadzeniu stanu wojennego mój (już potwierdzony) plan wyjazdu na długi zagraniczny staż naukowy legł w gruzach. Na szczęście zdołałem w Polsce ukończyć i obronić (1982 r.) doktorat. Sytuacja na uczelni stawała się jednak coraz gorsza i kontynuowanie pracy naukowej była coraz trudniejsze, a nie interesowało mnie mnożenie prac przyczynkarskich w celu zapewnienia sobie ciepłej posadki na uczelni lub pisanie kolejnych monografii „na stopień” stanowiących kompilację innych publikacji. Zwróciłem się w więc w kierunku badań stosowanych mających konkretne zastosowania w przemyśle. Wraz z kolegami z Wydziału Mechanicznego opracowywaliśmy i z sukcesem wdrażaliśmy zaawansowane i nowoczesne technologie dla wielu zakładów Polsce i Jugosławii głównie dla przemysłu maszynowego, motoryzacyjnego i lotniczego, ale również dla firm produkujących urządzenia powszechnego użytku (np. ówczesny rzeszowski ZELMER). I znów wydawało się to krokiem w dobrym kierunku. Zdecydowaliśmy się na kolejną dwójkę dzieci. Niestety wkrótce w wyniku tak zwanej „transformacji” Polsce pokazano „miejsce w szeregu” zamieniając nasz kraj w dostawcę usług i zaniechano w praktyce rozwoju własnego przemysłu. Przykłady można mnożyć być zamiana fabryk PZL Mielec czy Świdnik lub FSM Bielsko-Tychy w montownie, likwidacja FSO, sprzedaż FSM itp. „Otwarcie na Świat” spowodowało, że Polska wpadła z deszczu pod rynnę. Dyktat ideologii (zależność od ZSRR) zamieniliśmy na dyktat kapitału zagranicznego, który ściśle współpracuje z elitami politycznymi. Szeroko o tym mówi Pan Roman Kluska, który bardzo otwarcie i bezspornie wykazał tendencję do likwidacji polskiej innowacyjności. Przewaga finansowa uzyskiwana nawet kosztem chwilowych i ograniczonych strat wielkich korporacji oraz dość podejrzana przychylność rządzących doprowadziła do likwidacji wielu polskich przedsięwzięć, pomimo że w początkowym okresie uzyskiwały one znaczące i rzeczywiste sukcesy. Polscy inżynierowie zostali zepchnięci do roli nadzorców produkcji – wyjątki tylko potwierdzają regułę. Zachodnie korporacje działały racjonalnie - po prostu stawiały na własne rozwiązania i nie były (oraz ciągle nie są!) zainteresowane rozwojem polskiej myśli technicznej. Polskie firmy zepchnięto co najwyżej do roli podwykonawców. Po roku 2000 ekspansja firm zagranicznych nabrała tempa głównie dzięki decyzjom politycznym popierającym tzw. inwestorów. Pole dla rozwoju polskich przedsiębiorstw zostało znacznie zredukowane poprzez wprowadzanie nowych przepisów, zezwoleń i danin. Rozwinął się za to „kapitalizm państwowy”, o którym pięknie mówi na swych wykładach p.Roman Kluska. 

    Osobiście nie wydaje mi się, aby Polska miała jakiekolwiek szanse na powtórzenie drogi „tygrysów” azjatyckich (z Chinami włącznie). W Polsce stawia się raczej na jak osiągnięcie spektakularnych medialnych sukcesów, które często kończą się porażkami niż na żmudną, ciągłą i na początku mniej efektowną pracę. Każdy może się przekonać, że to właśnie stopniowy, lecz konsekwentny rozwój doprowadził na przykład do zmiany postrzegania koreańskiego przemysłu motoryzacyjnego. Koreańskie marki KIA i Hyundai już od dawna przestały być synonimem dziadostwa i osiągnęły niewątpliwy sukces na całym Świecie. Nie odbyło się przy tym bez „zawirowań”, ale kluczem okazało się twórcze zaadaptowanie technologii firm zachodnich i jej dopracowanie. W odpowiednim czasie zrezygnowano z licencji i wprowadzono własne, autorskie produkty. Państwo wspierało ich rozwój tworząc odpowiednie warunki, zaś rozpoczęta współpraca okazała się bardziej owocna niż walka konkurencyjna. Podobną drogę przeszło wiele powszechnie używanych na Świecie produktów wytwarzanych na dalekim Wschodzie. Dziś taką politykę stosują rozwijając swą ekspansję kontynentalne Chiny, co już zaczęło spędzać sen z powiek przywódcom tak zwanych „wysoko rozwiniętych” krajów, które zaczynają powoli tracić swój monopol na wprowadzanie innowacji i rozwój technologiczny. A jak to się dzieje w Polsce choćby w przemyśle IT, który nieco znam autopsji? Powstaje wiele nowych interesujących rozwiązań, które nawet początkowo osiągają spore sukcesy – wystarczy tylko wspomnieć mks_vir Marka Sella, który kiedyś był synonimem programu antywirusowego. Brak należytego i jednoznacznego zabezpieczenia praw autorskich i chęć ominięcia rosnących zobowiązań (głównie ZUS) doprowadziły do wykreowania nieuczciwej konkurencji, sporu sądowego i w konsekwencji do zepchnięcia znakomicie zapowiadającego się produktu na pozycje niszowe. Nie jest to jedyny, lecz szczegółowo opisywany w Internecie przypadek http://prawo.vagla.pl/node/5949. Dla mnie jest to typowy przykład działania „polskiego piekła”, którego ofiarą w okolicy roku 2000 padło kilka polskich firm rozwijających własne oprogramowanie. Wielu ich zdolnych i kreatywnych pracowników pracuje dziś (w kr iju lub za granicą) dla wielkich, „dobrze ustawionych” korporacji.

     W branży sprzętu IT działania fiskalne polskich (sic!) polityków i prawników doprowadziły z pomocą państwowego aparatu skarbowego do likwidacji dwóch potentatów rynkowych – JTT oraz Optimusa. „Sukcesem” pochwaliło się ówczesne Ministerstwo Edukacji: 

„Dzięki decyzjom urzędów celnych zwalniających na wniosek naszego Ministerstwa dostawy na potrzeby wyposażenia pracowni szkolnych z cła i podatku VAT udało się całą kwotę, która została przyznana na ten cel w ramach budżetu przeznaczyć na zakup pracowni komputerowych.

Ministerstwo Edukacji, 2000”

    W wyniku tych decyzji komputery montowane w Polsce zostały obłożone podatkiem VAT, zaś importowane nie. Kuriozalne wyjaśnienie tej decyzji umieszczono w tak zwanej Białej Księdze: http://www.archbip.mf.gov.pl/bip/_files_/podatki/biala_ksiega/biala_ksiega.pdf wydanej przez Ministerstwo Finansów. Powstaje pytanie – komu i dlaczego zależało na tym, aby wyroby polskich producentów sprzętu IT nie mogły skutecznie konkurować z importowanymi w polskich szkołach? Firmy znalazły oczywiście sposób na obejście restrykcji celnych (wobec produktu wytwarzanego w kraju – toż to światowe kuriozum!), lecz zostały za tą próbę srogo ukarane, co w konsekwencji doprowadziło do ich likwidacji. Pozostaje łacińska sentencja „is fecit, cui prodest” (ten winien, kto skorzystał) – a na pewno nie skorzystało na tym Państwo Polskie.

   Ja sam zaś po pewnych sukcesach odniesionych w branży IT wróciłem początkowo edukacji (tym razem komercyjnej) świadczonej na rzecz (oczywiście!) korporacji międzynarodowych, aż w końcu po wielu zakrętach wylądowałem na ZUS-owskiej emeryturze. Dzięki pomocy moich dzieci jakoś sobie radzę i zaczynam myśleć o napisaniu swoich wspomnień. 

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (86)

Inne tematy w dziale Technologie