Praca (i edukacja) zdalna wzbudza wiele emocji. Ostatnio bloger @NowyProtest opublikował na Salonie24 interesujący tekst na ten temat, jednak jak wiele notek poruszających konkretne problemy zniknął on szybko w głębokich czeluściach tak zwanej „salonowej piwnicy”. Swoją drogą świadczy to o kierunkach rozwoju tej platformy wymiany myśli oraz idei i Salon24 coraz bardziej dryfuje w stronę gazety internetowej. Rosnąca przewaga promowanych notek redakcyjnych skutkuje ograniczeniem i wręcz zanikaniem otwartej dyskusji blogerskiej.
Ale przejdźmy do rzeczy, bo sprawy pracy i edukacji zdalnej uważam za bardzo ważne. Wdrożenie edukacji i pracy zdalnej w okresie pandemii zostało przeprowadzone znaną z okresu II Wojny Światowej metodą „rozpoznania bojem” (którą zresztą używali wówczas wszyscy, nie tylko Sowieci). Oczywiście w przypadku pandemii ta metoda była w zasadzie jedyną możliwą. Należało przede wszystkim zablokować kanały rozprzestrzeniania się wirusa. I tak też postąpiono, pomimo że tak naprawdę ani gospodarka ani edukacja tak naprawdę nie były na to przygotowane. Rządzący wybrali więc metodę „ja rzucam pomysł – a wy go łapcie”.
Radzono sobie więc tym, co było natychmiast do dyspozycji. W edukacji zdalnej praktyce stanowiskiem pracy ucznia/studenta stał się zwykły komputer przenośny wyposażony w standardowy system operacyjny i typową przeglądarkę. Jako oprogramowanie serwerów używano standardowych rozwiązań (np. ZOOM) – zarówno w wersjach nieodpłatnych jak i komercyjnych. W dużej mierze jednak to się udało – ale oczywiście nie wszędzie.
Gospodarka była w znacznie lepszej sytuacji. Oczywiście nie da się zbudować domu ani montować samochodów metodą pracy zdalnej, jednak znaczna część zadań „biurowych” (zwłaszcza w dużych korporacjach zagranicznych) może być realizowana w reżimie pracy zdalnej. Wiele korporacji posiada w Polsce centra dystrybucyjne w których pracuje spora liczba pracowników (zazwyczaj w biurach typu „OpenSpace”), coraz popularniejsze na całym Świecie są zdalne centra wsparcia technicznego nawet pracujące w systemie „Follow the Sun” (kogo nie denerwuje pseudo „Sztuczna inteligencja” stosowana przez operatorów telekomunikacyjnych?), różne instytucje finansowe, agencje reklamowe i promocyjne wykorzystują tak zwane „Call Centers” lub wręcz prywatne linie zleceniobiorców. W wielu przypadkach są to działania na pograniczu prawa - np. przedstawiciele firm promocyjnych, a nawet windykacyjnych przedstawiają się jako „bank” żądając podania „danych identyfikacyjnych”, przy czym sprawdzenie tożsamości i upoważnień osoby jest co najmniej iluzoryczne. Tak naprawdę nie wiemy więc kim naprawdę jest miła (lub mniej grzeczna osoba), której żąda podania naszych danych – a na ogół jest to p.Kasia Kowalska lub p.Tadek Nowak (najczęściej są to osoby zarabiające na „umowę-zlecenie” korzystające ze zdalnego komputerowego „promptera”), których tożsamości i uprawnień nie możemy sprawdzić.
Chciałbym zapewnić wszystkim PT Czytelników, że z praktyki wiem o czym piszę!
Sam choć jestem emerytowanym pracownikiem naukowym i prowadziłem wielokrotnie (zarówno dla uczelni, jak i w ramach płatnego „Centrum Edukacyjnego” pracującego na rzecz światowych producentów oprogramowania) zdalne zajęcia – zarówno na zlecenia klientów z Polski jak i z zagranicy. Oczywiście wymaga to odpowiednich warunków (podczas takiego kursu musiałem być dostępny przez 8 godzin i 5 dni w tygodniu z krótkimi przerwami) do dyspozycji kursantów – nie ma więc mowy np. o równoczesnym zajmowaniu się małymi dziećmi (w moim przypadku wnukami).
Jednak moje dorosłe dzieci są w zupełnie innej sytuacji – jedna pracuje w centrum dystrybucyjnym wielkiej korporacji i samotnie wychowuje trójkę dzieci (dwójka bliźniaków to przedszkolaki, najstarsza wnuczka chodzi już do szkoły), druga córka ma jedno dziecko (zajmuje się promocją, kontaktami z klientami i projektowaniem), dwójka młodszych dzieci również często pracuje zdalnie (córka wykonuje typowe prace organizacyjne, syn pracuje w centrum wsparcia technicznego sieci komputerowych).
Wszyscy wymienieni powyżej członkowie mojej najbliższej rodziny pracują obecnie w reżimie pracy zdalnej. Co więcej – przejście na pracę zdalną w ich przypadkach zostało wręcz wymuszone przez pracodawcę! Nie znaczy to oczywiście, że zawsze jest to możliwe. W przypadku konieczności zapewnienia ciągłej opieki nad dziećmi (zamknięcie przedszkoli i szkół) praca zdalna jest w praktyce niemożliwa (pozostają babcie i dziadkowie albo zatrudnienie opieki). Jednak w mojej praktyce prowadziłem szkolenia dla wielkich korporacji (np. IBM, HP czy Philip Morris) i widziałem wiele luksusowych biur „Open Space”, w których pracownicy praktycznie cały dzień siedzą w swoich boksach przed stanowiskiem komputerowym spotykając się dość rzadko służbowo na różnych zebraniach lub odprawach. Wystarczy jeden przykład – słynny warszawski „mordor” , którym według Wikipedii wykorzystanie powierzchni biurowej spadło już w 2019 r. do ok 20%!
Koncentracja biurowców generuje problemy komunikacyjne, a więc obecnie obserwuje się „pączkowanie” takich wysp (np. w Warszawie na Woli), co oczywiście nie jest żadnym trwałym rozwiązaniem, lecz jedynie „rozrzedzeniem” problemów z dojazdami, parkowaniem itp.
Wprowadzenie w takich instytucjach pracy zdalnej wymaga jedynie działań organizacyjnych i ograniczenie do niezbędnego minimum liczby stacjonarnych stanowisk pracy. Szacuje się, że do pracy w warszawskim „mordorze” dojeżdżało codziennie ok. 100 000 osób! Obecnie spora część z nich przeszła na pracę zdalną, czego skutki można łatwo zaobserwować na ulicach i parkingach. Również w podwarszawskich miejscowościach (Falenica, Józefów, Otwock…) znalezienie miejsca na parkingach „Park and Ride” należało w 2018 r. z w godzinach porannych z cudem, postoje w korkach na drogach dojazdowych wymagało wcześniejszych wyjazdów do pracy (pokonanie 30 km samochodem zajmowało ok.1,5 godziny, dojazd SKM z dojściem włącznie ponad 2 godziny) – dziś, gdy wiele instytucji przeszło na pracę zdalną warunki dojazdu znacznie się poprawiły. Oczywiście pozostaje jeszcze ruch związany z edukacją (dowożenie dzieci do przedszkoli i szkół, a niedługo dojdą jeszcze studenci), jednak efekty wymuszonego upowszechnienia się pracy zdalnej widać już „gołym okiem”.
Pandemia i wprowadzony „lock-down” udowodniły przede wszystkim, że praca zdalna wielu (oczywiście nie wszystkich) pracowników może być bardzo korzystnym rozwiązaniem. Polska w ostatnich latach stała się światowym centrum usług outsourcingowych, które w dużej części się świadczone przez sporą liczbę pracowników zatrudnionych w wielkich biurach o powierzchniach zaaranżowanych w systemach „Open Space”. Większość realizowanych przez nich prac może być świadczona w warunkach pracy zdalnej. Pandemia wymusiła na wielu pracodawcach wprowadzenie (często obligatoryjne) pracy zdalnej. Przeprowadzono więc wspomniane już „rozpoznanie bojem” co umożliwiło poznanie wad i zalet tego rozwiązania. Mamy więc szansę udoskonalenia już poznanego systemu i przejścia choćby na rozwiązania „hybrydowe” na przykład organizacja od czasu do czasu spotkań, które dziś są realizowane głównie w postaci „call meetings”. Praktyka wykazała, że jest to w wielu przypadkach w pełni możliwe, w pełni wystarczające i wcale nie wpływa negatywnie na efektywność pracy! Oczywiście po wygaśnięciu zagrożenia pandemią konieczne będzie indywidualne rozpoznawanie możliwości przejścia na pracę zdalną (sytuacja rodzinna, warunki techniczne, zagadnienia związane z bezpieczeństwem), jednak praktyka wykazuje, że praca zdalna bywa nawet bardziej efektywna – ciekawy artykuł na ten temat ukazał się w „BusinessNewsDaily”:
https://www.businessnewsdaily.com/8156-future-of-remote-work.html
Nieco inaczej wygląda problem zdalnej edukacji. O ile może ona z powodzeniem zdać egzamin na wyższych poziomach (wyższe klasy licealne, studia wyższe, specjalistyczne kursy uzupełniające itp.) - jednym słowem tam, gdzie można liczyć na własną motywację uczniów/studentów to w przypadku niższych poziomów zdalna edukacja jest protezą – albo angażuje do pilnowania uczniów osoby trzecie (rodziców, starsze rodzeństwo, dziadków, wujków…), albo po prostu dzieci starają się znajdować bardziej atrakcyjne dla nich zajęcia (a ich pomysłowość jest wręcz nieograniczona). Systemy opóźnionego sprawdzania przyswojonej wiedzy (popularne na wyższych etapach kolokwia, zaliczenia lub egzaminy) po prostu w przypadku małych dzieci nie działają.
Profesjonalne rozwiązanie systemu pracy zdalnej wymaga nie tylko działań organizacyjnych, ale też zapewnienia odpowiednich warunków technicznych. Samo przekazanie zdalnemu pracownikowi kodu dostępu do połączenia szyfrowanego (a często także służbowego komputera przenośnego ze standardowym systemem operacyjnym) nie może zapewnić należytego poziomu bezpieczeństwa danych pracodawcy – ale to już temat na inną notkę, którą wkrótce przygotuję.
Autor: Tomasz Barbaszewski
Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo