„Głupi czy z milicji?” - tym powiedzonkiem funkcjonującym w czasie mej edukacji w szkole podstawowej wyrażano zdziwienie z czyjegoś dziwnego zachowania lub daleko idącej niekumatości. Od tygodnia pół Polski zadaje sobie to pytanie – czy ta Kiszczkowa jest taka cwana, czy szczerze i otwarcie jest idiotką? Boi się i oddaje dokumenty uprzedzając „seryjnego samobójcę”, czy przeciwnie – była tak pewna siebie i parasola ochronnego jaki miał jej mąż, że całkiem na serio chciała odsprzedać akta Bolka za 90 kafli?
Część komentatorów twierdzi, że „z milicji”, tj. widzi w tym grę – albo osób wciąż kierujących wydarzeniami zza pleców aktorów występujących jawnie, tajnego sanhedrynu trzęsącego polską polityką, a część zemstę zza grobu Kiszczaka, który po prostu kazał zanieść po swojej śmierci papiery Bolka pod lipnym pretekstem do IPN. Inni z kolei uważają, że jednak „głupia”, widzą w tym inicjatywę starszej pani, której się już trochę pomerdało w głowie – sama wdowa Kiszczakowa utwierdza ich w tym przekonaniu albo bardzo starannie udając niezorientowaną, albo po prostu otwarcie mówiąc to, co za życia męża trzymała dla siebie.
A ja myślę, że sprężyną całego zamieszania – mimowolną – jest Lech Wałęsa. Byłby to kolejny przypadek, kiedy charakter naszego „Cesarza Walensa” bez jego chęci (ani czyjejkolwiek) pogania rydwan historii w nowym kierunku.
To co kieruje panią Kiszczakową, to z moim przekonaniu bardzo silny resentyment na kierunku Lecha Wałęsy, który podziela zresztą spora część jej środowiska. Mogą publicznie Wałęsę popierać, mogą go nazywać naszym skarbem narodowym, mogą opieprzać publicznie wszystkich którzy ośmielają się pomniejszać jego zasługi, obiecywać im cios „z baszki” - ale tak naprawdę to mają go za chama, buraka, wieśniaka, Polaka z prowincji – a więc kogoś, kto zdecydowanie jest na nie swoim miejscu, kto wywrócił do góry nogami hierarchię społeczną.
Wczujmy się w taką panią wdowę po pierwszym (nie licząc Ślepego), jak widzi, że jej mąż, który tyle dobrego dla tego kraju zrobił (święcie w to wierzy!), jest ciągany po sądach. Jak dogorywa, traci siły i pamięć – a na półce przy telewizorze, cały czas leżą sobie papiery „Bolka”.Pani Kiszczakowa to osoba z ambicjami literackimi, chciała być kimś, coś znaczyć, wykładała w wyższej szkole, pisała podręczniki. Pewnie robiła wyrzuty mężowi - „Po co trzymasz te papiery, jak nie robisz z nich użytku? Idź do Wałęsy, niech je odkupi, coś z tego będzie przynajmniej! On jeździ po świecie, wykłady daje, pieniądze zarabia, a ty co?”, a na to Kiszczak „Cicho, ty głupia...” Kiszczakowa widzi, jak jej mąż dogorywa, a tymczasem w telewizji pyszni się Lech Wałęsa, wygłasza swoje „mądrości ludowe”, kłuje w oczy swoim januszowym wąsem, i jeszcze tą wieśniacką Matką Boską w klapie (pewnie w Kiszczakowej i ludziach jej pokroju pogarda dla ostentacyjnej religijności walczy z podziwem dla cwaniactwa i zdolności autokreacyjnych „Bolka” - a „Bolek” dobrze wiedząc jaką to budzi u nich reakcję z premedytacją obnosi się z tym świętym znaczkiem, pokazując im w ten sposób gdzie ich ma i gdzie mu mogą skoczyć ).
Generał umiera, a Wałęsa jedzie na wykłady do Ameryki Południowej. Kiszczakowa jeszcze się trzyma, ale posiadane papiery nie dają jej spokoju, niby Pierścień Władzy czarnego władcy kuszący, aby założyć go na palec. Wreszcie nie wytrzymuje – dzwoni do Wałęsy. Może odbiera sekretarka i dostaje się do niego po dłuższym czasie. A może są po imieniu i dzwoni na prywatną komórkę? „Cześć Lechu, tu Maria”. „Jaka Maria?” „Kiszczakowa. Słuchaj, porządkowałam papiery po mężu i znalazłam dokumenty z twoim nazwiskiem. Pomyślałam, że może chciałbyś je sobie zabrać?” „A pewnie, podrzuć tu do mnie do biura, jak będziesz miała chwilkę.” „Ale Lesiu, uważam, że leżały tu u nas długo i coś się za przechowanie należy”. „A ile?”. „Niewiele – milion”. A Wałęsa na to „Ha ha ha ha ha ha.... A weź sobie te papiery, na co mi one? Wiesz co oni wszyscy mogą mi zrobić? Nic! Nic po prostu!” „Ale tam jest napisane, że byłeś Bolkiem, są donosy” A Wałęsa - „To wszystko sfałszowane. Mogę dać za fatygę 1000 PLN i przyślę Miecia, żeby odebrał, a jak ci się nie podoba, to zanieś to do IPN-u!” „Tysiąc? Ty Lechu mnie obrażasz. A gdyby nie Czesio, to byłbyś nikim, rozumiesz? Nikim!!!!” A Lechu na to „A pocałuj mnie w d...” i odkłada słuchawkę.
Wyrok zapadł. Pani Kiszczakowa postanawia iść z dokumentami Bolka do IPN. Ale ile za nie zażądać? Milion to za dużo – Wałęsie mogło na nich zależeć najbardziej, a nie dał. Więc niech będzie 100 tys. Ale tu przypomina sobie swój własny podręcznik do marketingu i postanawia, że lepiej nie powie 100 tys, ale 90 tys – wizualnie o zero mnie, a przy tym prawie tyle samo.
W tym czasie Wałęsa z jednej strony myśli sobie, że dobrze jej powiedział, pogonił kota starej , co to myślała, że jak była żoną Kiszczaka, to jest Kiszczakiem. „Ale z drugiej – myśli sobie Lechu - to może faktycznie mieć te papiery. Trzeba zrobić jakiś manewr uprzedzający. Już wiem – zaproszę tych błaznów z IPN na debatę i pokażę im wszystkim, że nie mają racji i raz na zawsze skończę tę sprawę!” Tak się narodził pomysł debaty o przeszłości Wałęsy, która jednak się nigdy nie odbyła. Może "skarb narodowy" stwierdził, że jednak p. Kiszczak odpuści? Albo ktoś miał ją w międzyczasie przekonać, że nie ma sensu iść gdziekolwiek z teczką Bolka?
Stało się to co się stało. Przyznam, że takiego obrotu sprawy zupełnie się nie spodziewałem. Lewica dokonuje ostatnio samozaorania. Najpierw w wyborach – teraz rękami p. Kiszczakowej, która skutecznie skompromitowała linię polityczną antylustratorów. Myślę, że nie ma w tym niczyjego namysłu ani spisku. Po prostu pewne rzeczy toczą się swoim, nieprzewidzianym przez nikogo torem. Stalin zmarł na wylew leżąc przez dwa dni we własnych wydzielinach przez nikogo nie ratowany. Któż by się spodziewał dla niego takiej śmierci, dla tak wielkiego władcy? Podobnie nasi „władcy teczek” wymierają – dopada ich demencja, chorują, podobnie jak ci, na których „haki” tyle lat przechowywali. Coraz mniej groźni, coraz bardziej bezzębni, schodzą ze sceny, jak wszyscy.
Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców.
Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami).
Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka