Jutro rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Jak co roku będę dziś o północy pod domem Wojciecha Jaruzelskiego, by pomodlić się za jego ofiary. Tak się złożyło, zapewne nieprzypadkowo, że wczoraj do naszej parafii zawitały relikwie błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki. Zaproszony na rekolekcje ojciec Jacek Salij odprawił dziś mszę, na której opowiedział historię relikwii krwi ks. Jerzego. Nie słyszałam jej wcześniej, chociaż jestem pewna, że musiano o tej sprawie pisać. Tak mnie poruszyła, że postanowiłam ją streścić. Otóż ojciec Salij zaczął od zacytowania tego, co pisał Norwid o krwi pierwszych męczenników, przechowywanej przez chrześcijan w katakumbach. Przytoczę ten fragment:
„...To - pamiętam, jednego razu w Rzymie z katakomb powracałem, gdzie często patrzeć lubiłem na pozostałe freski pierwo-chrześcijańskie (...) tyle tylko oto wspomnę, iż to ogromne podziemne miasto z napisami i rysunkami swymi okazało mi, jako przez całe akta dramatu tego seraficznie-krwawego nie była prawie jedna kropelka krwi wylana bez uszanowania jej i omodlenia braterskiego współwyznawców. Te szkła, dziś błękitno-krzemiennej barwy, które jako ampułki rozbite (albo i całe) w katakombowych sarkofagach, do półek biblioteki podobnych, tu i ówdzie leżą, błogie robią wrażenie, świadcząc, że zbierano rozpryśniętą po ścianach katowni i schodach gmachów publicznych krew męczeńską. Tak ją szafowano szeroko i wspaniale, jako owczarni krew bogaty pan szafować może - a tak skąpi jej byli!!”.
Według ojca Salija, który zastrzegł, że szczegóły może pamiętać niedokładnie, podczas sekcji zwłok księdza Jerzego, która wykonywana była w Białymstoku, lekarze zebrali do naczynia jego krew i wraz z podpisanym przez nich dokumentem, potwierdzającym jej autentyczność, przekazali w tajemnicy do jednego z tamtejszych klasztorów, prosząc zakonnice o jej przechowanie. Zakonnice zamurowały pojemnik w ścianie. Minęły lata, zakonnice, które znały tajemnicę, zmarły i o ukrytej krwi zapomniano. Dopiero kiedy beatyfikowano księdza Jerzego jeden z lekarzy przypomniał sobie o ukrytych relikwiach. Udało się je odnaleźć. Okazało się, że tradycja pochodząca z pierwszych wieków chrześcijaństwa jest wciąż żywa, a krew męczenników wciąż jest tak samo cenna dla nas, chrześcijan.
Podczas tej mszy przypomniałam sobie, jak będąc siedmioletnim dzieckiem, uczepiona ręki taty, stałam w długiej kolejce pod kościołem św. Stanisława Kostki. Kolejka posuwała się powoli, a kiedy już doszliśmy do grobu księdza Jerzego, okazało się, że w ogóle go nie widać, bo jest ukryty pod zwałami kwiatów.
Przypomniałam też sobie, jak w tym roku, po mszy beatyfikacyjnej, szłam w procesji z relikwiami. Nie miałam początkowo takiego zamiaru. Chciałam być tylko na mszy, ale z powodu zajęć na uczelni, których nie mogłam opuścić, bardzo się na nią spóźniłam. Stanęłam więc później na Krakowskim Przedmieściu, żeby pokłonić się relikwiom nowego błogosławionego. Kiedy przeszło czoło procesji, wszyscy ludzie stojący z boku ruszyli za nim. Ja też, bo stwierdziłam, że mogę dojść do ronda de Gaulle’a i tam złapać tramwaj. Wiedziałam, ze i tak za daleko nie zajdę, bo miałam buty na wysokim obcasie i ciężki plecak z książkami i zeszytami, a słońce prażyło mocno. Kiedy doszłam do ronda de Gaulle’a w wielotysięcznym, śpiewającym i modlącym się tłumie, pomyślałam, że i tak teraz żaden tramwaj przecież nie przejedzie, więc mogę równie dobrze pójść kawałek dalej i potem się odłączyć. Na Placu Trzech Krzyży postanowiłam dojść do Łazienek, potem jeszcze kawałek i jeszcze… Mijałam kolejne przystanki autobusowe, ale ponieważ jeszcze czułam się dobrze, szłam dalej. Obok mnie tłum się nie zmniejszał. Szły starsze kobiety ze składanymi krzesełkami, na których siedziały podczas mszy. Na pewno myślały to, co ja – jeszcze ta ulica, jeszcze tamta. Pamiętam tysiące ludzi idących całą szerokością warszawskich ulic i pamiętam nastrój święta ogarniającego miasto. Myślę, że wszyscy tego potrzebowaliśmy. Kwiecień był tak niedawno… Ludzie stali przy chodnikach, wychylali się z okien i machali nam z wiaduktów. Melodie pieśni kościelnych mieszały się z pieśniami patriotycznymi granymi przez zmieniające się co kilka kilometrów orkiestry dęte. Teraz będzie fragment prozaiczny… Widać było, że nikt nie przewidział takich tłumów, bo przenośne toalety i stanowiska z wodą rozstawione były zbyt rzadko. Szczególnie do toalet formowały się kilkudziesięcioosobowe kolejki. Kiedy doszliśmy do centrum handlowego na Sadybie, poddałam się i stwierdziłam, że na dziś dość. Weszłam do środka i stanęłam w długiej kolejce do toalety, składającej się z ludzi z procesji. Stałam tam około dwudziestu minut, a kiedy wyszłam, procesja wciąż szła, a jej końca nie było widać. No cóż, skoro inni mogą, to ja też… Po kilku godzinach doszliśmy do Wilanowa, a potem wreszcie weszliśmy do Miasteczka Wilanów. Od razu można było zauważyć kontrast z wcześniej mijanymi dzielnicami. Na pewno wielu mieszkańców było pod Świątynią Opatrzności, czekając na relikwie, ale ci, którzy pozostali, patrzyli na nas jak na dziwadła zakłócające im niedzielny odpoczynek, spacer z pieskiem czy słuchanie muzyki na tarasie. No ale mniejsza z tym… Kiedy doszliśmy i biskup Nycz poinformował nas, że przeszliśmy czternaście kilometrów, popatrzyliśmy na siebie ze zdziwieniem. Widać było, że nie tylko ja, ale zdecydowana większość z nas nie miała zamiaru iść przez całą trasę. Tak wyszło… Starsze panie opadły na stołeczki, które niosły przez czternaście kilometrów. Kiedy skończyło się nabożeństwo i ruszyliśmy do autobusów, w głowie brzmiała mi wielokrotnie tego dnia śpiewana pieśń, do której refrenu tak dobrze się maszerowało – „Nie daj się zwyciężyć złu, zło dobrem zwyciężaj”.
Dlaczego tak się nad tym rozwodzę? Nie wiem, tak wyszło…
Wiem jedno, na świecie jest dobro i zło. Niech sobie inni mówią o „mniejszym złu”, „trudnych wyborach”, o tym, że nic nie jest białe albo czarne, tylko zawsze wszędzie szare. Ja wiem, że są takie momenty, kiedy można powiedzieć bez wątpliwości:
Ten człowiek stał po stronie dobra:
A ten stał po stronie zła:
Pozornie zło wygrało:
Ale na końcu dobro zawsze zwycięża:
Dziś w nocy pomódlmy za tych, którzy zostali zamordowani na komisariacie, na ulicy, w lesie, czy we własnym domu.
LAS SMOLEŃSKI
"...nasi przeciwnicy życzą nam bolesnych dla społeczeństwa reform, które zmniejszą poparcie dla PO i rządu. Rząd w tę pułapkę nie wpada..."
Sławomir Nitras, europoseł PO
"Władza siedzi w bagnie po szyję i własnym butem w łeb się wali, żeby prędzej utonąć"
Jacek Kuroń, 1981
"Jest wielką niegodziwością ze strony Kaczyńskiego, że zawłaszczył sobie uniwersalne wartości takie jak patriotyzm, uczciwość czy poszanowanie prawa. Chyba nie ma w Polsce innego polityka, który miałby czelność wpisać w sztandary swojej partii ideały wspólne dla ogółu obywateli i uzurpować sobie prawo do bycia ich rzecznikiem."
bloger MGM
"Kto by pomyślał, że pod niewinnie wyglądającymi, z pozoru nawet dobrotliwymi buziami, kryją się najwięksi hamulcowi postępu i jątrzyciele, którzy nie mogą się pogodzić z faktem, że większość Narodu nie podziela ich fobii i paranoi."
bloger Tabul o "obciachowcach"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura