Moim zdaniem, żadnego Brexitu nie będzie. Brytyjczycy zagłosowali za wyjściem z Unii, tylko i wyłącznie, w ramach protestu przeciwko nadmiernej liczbie emigrantów na wyspach. O czym wszyscy w Wielkiej Brytanii doskonale wiedzą. Był to wybór bardzo emocjonalny, a nie racjonalny, a emocje, jak wiadomo szybko się wypalają. Więc, nie wykluczam że już za kilka miesięcy sondaże pokażą wzrost zwolenników bycia UK w Unii.
Aktualnie, wszyscy na wyspach zaczynają kalkulować zyski i straty bycia UK w Unii, a rachunek zysków i strat, jednoznacznie wskazuje na przewagę strat. Więc jakoś trudno mi sobie wyobrazić brytyjskiego polityka, wiedzącego o tym, że Brexit oznacza przewagę strat nad zyskami, a pomimo tego, realizującego strategię wyjścia UK z Unii.
W rachunku strat jest wizja dwuletniego okresu negocjacyjnego wyjścia UK z Unii i później dwuletnich negocjacji UK z Unia w zakresie nowego ułożenia stosunków handlowych, po to tylko, żeby po czterech latach intensywnych negocjacji pomiędzy UK i unią, UK otrzyma dostęp do rynku unijnego na gorszych warunkach niż posiada teraz. To jest kompletny absurd, o czym świetnie wiedzą politycy brytyjscy. Trudno żeby polityk brytyjski wiedzący o tym, że UK nie dostanie lepszych warunków dostępu do rynku unijnego niż UK ma teraz, będzie dążył do wyjścia UK z Unii.
Jeżeli UK ma wyjść z Unii to oznacza dwuletni okres negocjacyjny dotyczący warunków wyjścia UK z Unii, a później, kolejny dwuletni okres negocjacyjny dotyczący określenia warunków współpracy UK i Unii. Teraz wyobraźmy sobie inwestora z Azji np.. producenta samochodów, chcącego wybudować fabrykę samochodów w kraju unijnym, po to, żeby mieć łatwy dostęp do rynku unijnego. Dla takiego inwestora UK będzie krajem ostatniego wybory jeżeli chodzi o lokalizację inwestycji, ponieważ w okresie najbliższych czterech lat nikt w UK nie będzie w stanie określić w jaki sposób będę wyglądały stosunki gospodarcze pomiędzy UK i Unią. Dzięki temu, w okresie najbliższym okresie czterech lat nastąpi zdecydowany spadek inwestycji zagranicznych w UK. Nie sądzę, żeby brytyjski polityk wiedzący o negatywnych konsekwencjach gospodarczych wyjścia UK z Unii, dążył do wyprowadzenia UK z Unii.
Referendum pokazało, że zdecydowanymi zwolennikami bycia UK w Unii są Szkoci i w mniejszym stopniu Irlandczycy (Irlandia Północna). Premier Szkocji, pani Nicola Sturgeon, osoba będącą jednym z najmądrzejszych brytyjskich polityków, już zapowiedział ze Szkocja nie nie m zamiaru opuszczać Unii. Dlatego w Szkocji po raz kolejny zostanie zorganizowane referendum dotyczące niepodległości Szkocji. Jeżeli tym razem zwolennicy niepodległości wygrają, to niepodległa Szkocja będzie częścią Unii, a pozostała część kraju znajdzie się poza Unią. Wynik tego podziału będzie bardzo bolesny dla UK, ponieważ UK straci Szkocję, a być może również Irlandię Północną. Ale przede wszystkim, firmy i instytucje aktualnie znajdujące się na wyspach, ale poza Szkocją, będą przenosiły swoje siedziby do Szkocji, po to, żeby uzyskać dostęp do jednolitego rynku unijnego. Jestem pewien, że żaden ze zwolenników wyjścia UK z Unii, nie brał pod uwagę, takiej możliwej wersji wydarzeń, a jest to opcja rozwoju wydarzeń bardzo realna. Jestem przekonany o tym, że brytyjski polityk, mający świadomość możliwość takiej opcji wydarzeń – niepodległa Szkocja i przenoszenie firm z UK do Szkocji, zrobi wszystko żeby do tego nie doszło, czyli, po prostu, zablokuje wyście UK z Unii.
W końcu, referendum zostało zorganizowane przez premiera UK, pana Camerona, w ramach wewnętrznej politycznej walki pomiędzy frakcjami Partii Konserwatywnej, głównie chodzi o podział pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami bycia UK. Wprawdzie przeciwnicy bycia UK w Unii wygrali ale ich przewaga frakcyjna w Partii Konserwatywnej nie jest duża. Cameron zapowiedział złożenie rezygnacji z bycia szefem Partii Konserwatywnej i jednocześnie złożenia rezygnacji z bycia premierem kraju. Problem polega na tym, że Cameron obiecał to zrobić, nie w trybie natychmiastowym, ale za trzy miesiące. Co oznacza, że premier Cameron, raczej nie wyśle do Unii listu z informacją o chęci wyjścia UK z Unii, ponieważ wątpliwą przyjemność wysłaniu listu z informacją o wyjściu UK z Unii, będzie chciał zostawić swojemu następcy.
Kto będzie szefem Partii Konserwatywnej i premierem UK po Cameronie? Nie wiadomo. Jest kilku kandydatów, a jednym z nich jest były mer Londynu i zdecydowany przeciwnik pozostawania UK w Unii – Boris Johnson. Więc jeżeli Boris Johnson zostanie szefem Partii Konserwatywnej i premierem Wielkiej Brytanii, to UK będzie zmierzać do wyjścia z Unii, bez względu na rachunek ekonomiczny i polityczny, jaki Brytyjczycy, w związku tym będą musieli zapłacić. Problem polega na tym, że Boris Johnson ma dużą grupę przeciwników w Partii Konserwatywnej, więc jego wybór na szefa Partii Konserwatywnej nie jest pewny, tym bardziej że wybór Johnsona na szefa partii, oznacza utratę Londymu przez Partię Konserwatywną, ponieważ Londyn zdecydowanie głosował za byciem UK w Unii. Moim zdaniem, szefem Partii Konserwatywnej zostanie osoba rekomendowana na to stanowisko przez Camerona. Jeżeli tak się stanie to nowy szef partii i premier UK, zrobi wszystko żeby do Brexitu nie doszło, ponieważ, po pierwsze Cameron nie był zwolennikiem wyjścia UK z Unii, a po drugie rachunek strat i zysków związanych z wyjściem UK z Unii wskazuje na przewagę strat, więc trudno żeby premier UK, działający w sposób racjonalny, na podstawie danych ekonomicznych i opinii eksperckich, prowadził działania przynoszące UK więcej strat niż korzyści. Dlatego Brexitu nie będzie.
Inne tematy w dziale Polityka