Katastrofą smoleńską interesuje się od samego początku, ze względy na ofiary katastrofy jak też ze względu na niewyjaśnione przyczyny katastrofy. To że Rosjanie kłamali i mataczyli w sprawie badań przyczyn katastrofy oraz to że Rosjanie fałszowali materiały mogące wyjaśnić przyczyny katastrofy, to dla prawicowych publicystów i dziennikarzy jest sprawą oczywistą. Jeżeli dla publicystów z innych opcji ideowych nie jest to oczywiste, to tylko dlatego że udają w tych sprawach ślepych i głuchych. To że rządzący w Polsce pozwalali i przymykali oczy na rosyjskie kłamstwa, matactwa i fałszowanie dowodów również jest oczywiste. Więcej, rządzący w Polsce wielokrotnie opowiadali że ufają władzom rosyjskim oraz że Rosjanie prowadzą śledztwo w sposób wiarygodny. Poziom zakłamania rządzących w kraju w tej kwestii po prostu poraża bezmyślnością. W rezultacie działań polskich władz, nie wiadomo na jakiej podstawie prawnej jest prowadzone rosyjskie pseudo śledztwo w sprawie katastrofy.
Tusk od samego początku kłamliwie zapewniał że śledztwo rosyjskie jest prowadzone na podstawie załącznika do Konwencji Chicagowskiej. Po opublikowaniu raportu Anodiny, opartego na sfałszowanych rosyjskich danych o katastrofie, rozmiar rosyjskich kłamstw, krętactw i fałszu był tak duży, że Tusk zapowiedział do międzynarodowych władz lotnictwa cywilnego złożenie odwołania w sprawie ustalenia przyczyn katastrofy smoleńskiej. Wtedy usłyszał od narodowych władz lotnictwa cywilnego, że lotnictwo cywilne nie zajmie się badaniem katastrofy smoleńskiej, ponieważ według ich wiedzy lot Tupolewa był lotem państwowym o charakterze wojskowym. W związku z tym, badanie katastrofy smoleńskiej nie powinno się odbywać na podstawie załącznika do Konwencji Chicagowskiej. Jednocześnie eksperci polscy, wskazali że Rosjanie, opowiadający kłamstwa o tym, że prowadzą badania katastrofy na podstawie załącznika do Konwencji Chicagowskiej w sposób bezprzykładny i arogancki łamali wszystkie zasady postępowania w sprawie badania katastrof lotniczych opisanych w załączniku. Więc, w końcu okazało się, że nie wiadomo na jakiej podstawie prawnej Rosjanie prowadzą pseudo śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej. Jest to rzecz niebywała, ale strona polska nie jest w stanie określić podstaw prawnych prowadzonego śledztwa.
Tusk zaplątany w sieci własnych i rosyjskich kłamstw w sprawie wyjaśniania przyczyn katastrofy, oraz pozbawiony prawnych możliwości odwołania się do międzynarodowych władz lotnictwa cywilnego, zdecydował się na powołanie polskiej komisji do spraw badania katastrofy smoleńskiej. Tusk od samego początku katastrofy starał się w sposób bezceremonialny upolitycznić badanie katastrofy, co mu się świetnie udało. Jednocześnie w sposób cyniczny, typowy dla jego zachowania, usiłował zrzucić upolitycznienie katastrofy na PiS i J. Kaczyńskiego. Zasadniczym dowodem na upolitycznienie katastrofy przez Tuska jest wyznaczenie przez niego na szefa komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej Jerzego Millera, ówczesnego szefa MSWiA. Czynny polityk partii rządzącej stojący na czele komisji badającej przyczyny wypadku lotniczego, w którym zginęły m.in. najważniejsze osoby wywodzące się opozycji parlamentarnej to rzecz niespotykana w demokratycznych państwach prawa. Po prostu, w demokratycznych państwach prawa, polityk nie zostaje szefem takiej komisji. To jest jeszcze jeden z wielu dowodów na potwierdzenie mojej opinii, że Polska nie jest jeszcze demokratycznym państwem prawa. Premier Tusk po wyznaczeniu Millera na szefa komisji, cynicznie apelował do opozycji o nie upolitycznianie badań przyczyn katastrofy. Dla mnie to było przedstawienie z rodzaju groteski, a media głównego nurtu podchwytujące apel i oskarżające PiS o upolitycznienie katastrofy to klakierzy opłaceni przez rządzących w Polsce.
Dla mnie kluczowym momentem przebiegu katastrofy jest sprawa słynnej „pancernej brzozy”. W swoich rozważaniach będę pomijał raport Anodiny, który uznaję od początku do końca za sfałszowany i zupełnie niewiarygodny. Jednocześnie mam świadomość że polski raport w dużej części jest oparty o raport Anodiny. Komisja Millera uznała, że samolot bardzo szybko zbliżał się do ziemi. Pilot w ostatniej chwili, zdołał poderwać samolot do góry. Samolot zaczynał się wznosić do góry. Samolot mógłby odlecieć, gdyby nie uderzył skrzydłem w brzozę. W wyniku uderzenia, samolot jeszcze przez chwilę wznosił się do góry, żeby następnie odwrócić się na grzbiet i w tym położeniu uderzył w ziemię. W wyniku uderzenia w brzozę samolot utracił część skrzydła a brzoza została złamana. Polskie społeczeństwo oniemiałe z bólu po katastrofie, początkowo przyjęło raport Anodiny, a później Millera bez specjalnych protestów. Pierwsze wątpliwości w sprawie oficjalnych przyczyn katastrofy pojawiły się u blogerów piszących na salonie 24.pl
Po dokładnej analizie raportów Anodiny i Millera wskazywano na słabe punkty i niejasności w badaniu przyczyn katastrofy smoleńskiej. Tyle tylko, że głos blogerów był bardzo słabo zauważalny w mediach głównego nurtu, zupełnym przełomem w dochodzeniu do prawdy o katastrofie smoleńskiej była decyzja j. Kaczyńskiego, szefa PiS o stworzeniu parlamentarnej komisji do spraw badania przyczyn katastrofy smoleńskiej. Szefem komisji został A. Macierewicz, polityk inteligentny, medialny, dobry organizator, zacięty polemista. Zupełnie niedoceniany przez politycznych przeciwników, którzy dzięki temu swoje polityczne starcia z Macierewiczem żenująco przegrywają. Macierewicz dobrał do swojego zespołu osoby o bardzo wysokich kompetencjach w różnym zakresie. Jedną z najważniejszych osób w tym zespole był prof. Binienda z amerykańskiego uniwersytetu w Akron. Prof. Binienda korzystając z profesjonalnego programu komputerowego do badań zderzeń, udowodnił że samolot nie mógł uderzyć w brzozę. A jeżeli nawet, jakimś cudem samolot uderzył w brzozę, to w wyniku uderzenia nie mógł stracić skrzydła, ponieważ konstrukcja skrzydła jest o wiele silniejsza niż wytrzymałość brzozy. Symulacja komputerowa wykonana przez prof. Biniendę udowodniła, ze przebieg katastrofy był zupełnie inny niż przedstawiła komisja Millera. Żeby sprawę wyjaśnić, inny polski specjalista pochodzący z Australii pan Szuladziński, prowadzący firmę specjalizującą się a badaniu katastrof lotniczych, zaczął mówić o tym, że przyczyną katastrofy były wybuchy w samolocie.
Opinię prof. Biniendy o tym, że samolot nie uderzył w brzozę, jest opinia przedstawiona w tej sprawie przez prof. Cieszewskiego specjalizującego się w satelitarnej analizie kanadyjskiego drzewostanu. Prof. Cieszewski w swojej analizie zdjęcia satelitarnego brzozy wskazał, ze brzoza została złamana przed 10 kwietnia 2010, co w sposób jednoznaczny wskazuje że brzoza nie mogła być złamana przez samolot rządowy. W rezultacie brzoza nie mogła stać się przyczyną katastrofy. Warto pamiętać o tym, że analiza prof. Cieszewskiego była wynikiem pracy grupowej całego zespołu badaczy, a nie tylko prof. Cieszewskiego. Więcej grupowa analiza zdjęcia satelitarnego brzozy została opublikowana w poważnym czasopiśmie naukowym. Żaden inny uczony nie skrytykował sposobu dochodzenia do ustaleń prezentowanych przez prof. Cieszewskiego. Innymi słowy nikt nie podważył ustaleń dokonanych przez prof. Cieszewskiego. W ten sposób mit „pancernej brzozy” otrzymał dwa bardzo silne ciosy. Wprawdzie niektórzy blogerzy, zwolennicy mitu „pancernej brzozy”, krytykują ustalenia prof. Cieszewskiego, ale poziom ich krytyki i podnoszone argumenty są bardzo niskie.
Ostateczny cios w obaleniu mitu o „pancernej brzozie” przyszedł dla jej zwolenników od najmniej spodziewanej strony, a mianowicie od prokuratury wojskowej badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej. Tego zwolennicy mitu o „pancernej brzozie” zupełnie się nie spodziewali, stąd póki co, nie zabrali głosu w tej sprawie. Otóż prokuratura wojskowa po trzech latach śledztwa, postanowiła w końcu zbadać „pancerną brzozę” po to, żeby ustalić co się znajduje na powierzchni brzozy. Rezultaty badani okazały się bardzo mocno zaskakujące. Otóż prokuratura ustaliła, że na powierzchni brzozy znaleziono około 30-40 kawałków różnego rodzaju metalu. Z tego 3-4 kawałki metalu pochodziły z samolotu, z tym że nie wiadomo z której części. Co do pozostałych elementów, prokuratura nie jest w stanie określić czy pochodzą z samolotu. Żeby bardziej skomplikować sprawę, muszę oświadczyć, że widziałem zdjęcia złamane brzozy, dzień, dwa po katastrofie umieszczane na salonie24.pl, na których to zdjęciach silnie powiększonych nie było żadnych metalowych części. Ale ta zagadka nie jest najważniejsza częścią ustaleń prokuratury. Najważniejsze ustalenie prokuratury polega na stwierdzeniu że brzoza została przełamana w rezultacie uderzenia w nią, „długim, płaskim przedmiotem, z góry w dół”. Przypominam, że według komisji Millera, samolot uderzył skrzydłem w brzozę podczas wznoszenia się, czyli uderzenie nastąpiło z dołu w górę. Natomiast prokuratura twierdzi że było zupełnie odwrotnie. Słuchałem wypowiedzi Macierewicza na ten temat w TV Republika. A. Macierewicz stwierdził w sposób zupełnie jednoznaczny, że to ustalenie prokuratury o przełamaniu brzozy wskutek uderzenia w nią, „długim, płaskim przedmiotem, z góry w dół”, świadczy o tym, że samolot nie mógł uderzyć w brzozę i w wyniku tego uderzenia stracić skrzydło. W tej sprawie, zgadzam się z A. Macierewiczem w 100%. Można przypuszczać że brzoza została złamana kawałkiem blachy odpadającej od rozrywanego w powietrzu samolotu. Jednocześnie, jeżeli jest to prawda, złamanie brzozy kawałkiem blachy, to analiza prof. Cieszewskiego nie była trafna, ponieważ oznacza to że brzoza została złamana 10 kwietnia 2010 roku. Jest tutaj pewien problem. Ale jeszcze większy problem mają zwolennicy „pancernej brzozy” twierdzący że samolot stracił skrzydło po uderzeniu w brzozę. Moim zdaniem, jeżeli przyjmiemy ustalenia prokuratury za prawdziwe, to mamy do czynienia ze śmiercią mitu o „pancernej brzozie”. Jeżeli ten mit upada, to nie można w sposób racjonalny wyjaśnić upadku samolotu na ziemie, który wcześniej według komisji Millera wznosił się do góry. Moim zdaniem, w takiej sytuacji jedynym racjonalnym wyjaśnieniem katastrofy jest zamach.
Inne tematy w dziale Polityka