Lasek w wywiadzie dla A. Kublik zamieszczonym na stronach wyborcza.pl w sposób bezczelny manipuluje opisując sytuacje w kokpicie samolotu oraz inne okoliczności związane z katastrofą. Poziom manipulacji Laska w tym wywiadzie po prostu poraża.
W kluczowym punkcie rozmowy A. Kublik pyta: „(...) co wynika z ekspertyzy krakowskich biegłych: O godzinie 8.36,51 (czyli niecałe pięć minut przed katastrofą) anonim mówi: "Generałowie", a zaraz potem członkowie załogi powtarzają: "Witam" i "Dzień dobry", co oznacza, że ktoś wszedł do kokpitu. Po minucie, o 8.37,51, męski niezidentyfikowany głos zachęca: "Siadajcie, siadaj". O 8.39,02: "Tadek, proszę".
A. Kublik świetnie wie, że nie wiadomo o tym, czy odczytane głosy pochodzą z kokpitu czy też są nagraniami spoza kokpitu samolotu. Dla dziennikarki nie ma to żadnego znaczenia. Po to żeby zmanipulować czytelnikiem, wszystkie chwyty są dozwolone.
Lasek mówi: „W lotnictwie "siadajcie" często rozumiane jest jako "lądujcie". Obecnie nie sposób jednak przesądzać w stu procentach o treści, sensie i kontekście tej wypowiedzi. Ze względu na ogromne szumy na nagraniu trudno o jednoznaczną interpretację. Poczekajmy na kolejny odczyt, który być może wyjaśni, czy ktoś namawiał załogę do lądowania, czy nie.”
Lasek nie zwraca uwagi dziennikarce na fakt, ze słyszane wyrazy mogą pochodzić spoza kokpitu,. Udaje że o tym nie wie. Lasek nie mówi dziennikarce o tym, ze piloci posiadają słuchawki na uszach, w związku z tym, mogli nie słyszeć wypowiadanych słów. Dla Laska nie ma to żadnego znaczenia. Mówi o tym, że „siadajcie: oznacza „lądujcie”, ale zaraz później dodaje że trudno o jednoznaczną interpretacje. Lasek w sposób bezczelny manipuluje opinią publiczną, najpierw w sposób arogancki sugeruje że nakazano pilotom lądować, a później dodaje że nie jest to wcale takie pewne. Lasek nadaje się bardziej na dziennikarza niż na szefa komisji badającej wypadki samolotowe. Osoba na takim stanowisko, powinna mówić jedynie o faktach i ustaleniach, a nie o swoich domniemaniach o faktach. Lasek, być może ze względu na swój wiek ma problemy z pamięcią. Więc przypomnę Laskowi, że jego komisja w sposób fałszywy przypisywała wyrazy wypowiadane przez członków załogi i generała Błasika. Lasek ze względu na braki w pamięci powinien w sposób zdecydowany zrezygnować z zajmowanego stanowiska w celu ratowania swojego zdrowia.
Dalsze słowa Laska są czystą groteską. Lasek mówi: Te cytaty pochodzą z krakowskiej ekspertyzy, nasza analiza nie zawiera tych fraz. Trudno więc się do tego odnieść bez dodatkowych badań.” Można odnieść wrażenia że Lasek i jego komisja dysponują inną ekspertyzą niż ta wykonana w Krakowie. Prawda jest taka że nie ma innej ekspertyzy. Lasek i jego pożal się Boże eksperci pracujący na stanowiskach rządowych, a więc od rządu uzależnieni, świetnie wiedzą że krakowska ekspertyza, jest ciosem w ustalenia komisji Laska. Stąd starają się w dowolny i dziwaczny sposób interpretować przedstawioną ekspertyzę w sposób korzystny dla siebie. W związku z tym, Lasek i jego komisja powinni zająć się pisaniem scenariuszy filmowych, a nie badaniem katastrof lotniczych.
W rozmowie pojawił się wątek brzozy. Lasek mówi: „(...) Brzoza rośnie tam, gdzie rosła przez poprzednie kilkadziesiąt lat. Niestety, 10 kwietnia 2010 r. tor lotu polskiego Tu-154M przebiegał dokładnie przez tę pozycję. Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości, bo samolot połamał wiele drzew przed i za brzozą, a na ziemi pozostały fragmenty maszyny wyrwane w zderzeniach z grubszymi drzewami.” Lasek ze względu na zaniki pamięci (sugeruję zdecydowanie wizytę u lekarza) nie mówi o tym, że lokalizacja brzozy dokonana przez komisję Laska i komisję Anodiny różnią się od siebie. To co ustalili profesorowie Czachor i Wiśniewski to dokładna lokalizacja brzozy. Natomiast z całą pewnością profesorowie nie ustalili czy brzoza została złamana przed 10 kwietnia 2010 roku. A. Kublik udaje ze nie wie, co o lokalizacji brzozy dokonanej przez profesorów napisał prof. Cieszewski. Czytelni Wyborczej nie dowie się o tym, z tej gazety. Prof. Cieszewski napisał że cieszy się z faktu dokonania lokalizacji brzozy w profesjonalny sposób. Napisał, że ten fakt w ogóle nie zmienia jego opinii o tym, że brzoza została złamana przed 10 kwietnia 2010. Warto dodać, że nie jest to opinia wyłącznie prof. Cieszewskiego, ale też opinia innych uczonych, z którymi profesor współpracował. Lasek mówi w sposób groteskowy: „Teza Cieszewskiego była efektem błędnej identyfikacji i każdy może to zweryfikować na zdjęciach satelitarnych dostępnych publicznie na portalach Bing i Google Maps.” W takim razie zachęcam wszystkich czytelników do sprawdzenia w ten sposób kiedy brzoza została złamana. Następnie zachęcam czytelników do przedstawienia swojej opinii w poważnym czasopiśmie naukowym, tak jak dokonał tego zespół prof. Cieszewskiego, po to, żeby inni czytelnicy i naukowcy mogli sprawdzić poprawność metodologiczną przeprowadzonej analizy. Zachęcam Laska i jego, pożal się Boże ekspertów, do tego samego działania. Panowie więcej odwagi, przecież dowody na nie złamaną brzozę przed 10 kwietnia leżą na stole.
W końcu kolejna bezczelna manipulacja Laska. Mówi on następujące zdanie: „(...) Ustaliliśmy, że do katastrofy doszło, bo samolot zszedł poniżej minimalnej wysokości zniżania ustalonej na 100 m, a załoga zbyt późno rozpoczęła procedurę odejścia na drugi krąg.” Jakie są fakty? Samolot znajduje się na wysokości 100 metrów. Drugi pilot mówi; „Odchodzimy” co oznacza odlatujemy. Pierwszy pilot powtarza komendę: „Odchodzimy”. W sfałszowanych rosyjskich stenogramach, ochoczo ujawnionych przez Radę Bezpieczeństwa Narodowego na czele z prezydentem Komorowskim, komenda pierwszego pilota w ogóle nie pojawią się. Ponieważ, gdyby się pojawiła, to Wyborcza nie mogłaby poświęcić całej serii artykułów o tym, w jaki to sposób prezydent Kaczyński rzekomo naciskał pilotów na lądowanie za wszelką cenę. Po komendzie pierwszego pilota „Odchodzimy” samolot powinien nabrać wysokości i odlecieć. Tak się nie stało, samolot zamiast odlecieć cały czas się zniżał. Jak wyjaśnia ten fakt komisja Laska? Otóż według komisji, pierwszy pilot zamiast przejąć ręcznie stery samolotu, żeby podnieść samolot do góry, wciska automatyczny przycisk odlotu. Po naciśnięciu tego przycisku samolot powinien automatycznie, bez udziału pilota, wznieść się do góry. Tak się nie stało, co komisja tłumaczy brakiem na lotnisku aparatury zsynchronizowanej z aparaturą samolotu. Pierwszy pilot, po kilku sekundach zorientował się że samolot nie wznosi się, czyli że automatyczny system odejścia samolotu nie działa. W związku z tym, ręcznie przejął stery samolotu, po to, żeby własnoręcznie podnieść samolot do góry. Niestety, samolot był już za nisko. Samolot uderza w brzozę, przewraca się do góry nogami i spada na ziemię.
Problem polega na tym, że komisja Laska nie wie czy pierwszy pilot nacisnął przycisk automatycznego odejścia samolotu. Nie wie o tym, ponieważ aparatura samolotu nie odnotowała tego faktu. Komisja Laska twierdzi że aparatura samolotu, nawet gdyby pilot nacisnął przycisk automatycznego odejścia nie rejestruje tego faktu. Więc skąd komisja Laska wie, że pierwszy pilot nacisnął przycisk automatycznego odejścia? Otóż komisja Laska tego nie wie, zgaduje ze tak pewnie było. Po prostu komisja domyśla się że w ten sposób pilot doprowadził do katastrofy samolotu. No dobrze, a co jeżeli pilot nie nacisnął przycisku automatycznego odejścia? W tym przypadku nie można racjonalnie uzasadnić dlaczego po komendzie drugiego pilota i potwierdzone komendzie pierwszego pilota samolot nie odleciał. Dlatego, komisja Laska będzie się trzymała tej wersji jak pijany płotu, ponieważ, mimo że nie mogą potwierdzić tego faktu, nic innego nie mają. Więc komisja Laska w kluczowym punkcie katastrofy nie wie dlaczego samolot nie wzniósł się w powietrze, domyśla się jedynie, takiego a nie innego przebiegu zdarzeń. Co nie przeszkadza mówić Laskowi że „(...) specjaliści z lotnictwa, piloci, osoby zajmujące się poprawą bezpieczeństwa w lotnictwie, akceptują w całości ustalenia komisji Millera.”
Ten wywiad to powtórzenie manipulacji dokonywanych przez Laska i jego komisję. Bezczelność tych manipulacji poraża normalnego odbiorce, jako tako zorientowanego w problematyce katastrofy smoleńskiej. To co najważniejsze, to fakt że Lasek i jego ekipa, wciąż nie są w stanie w sposób merytoryczny ustosunkować się do ustaleń zaprezentowanych przez profesorów Biniendę i Cieszewskiego. Zgodnie z tymi ustaleniami, samolot nie mógł uderzyć w brzozę. A jeżeli tak było, to z cała pewnością mieliśmy do czynienia z zamachem, a nie z katastrofą.
Komentarze
Pokaż komentarze (47)