Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej
8488
BLOG

Nasi eksperci nie dadzą się zastraszyć - A. Macierewicz

Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej Polityka Obserwuj notkę 18

Operacja mająca na celu zastraszenie polskiego świata nauki przejdzie do historii jako haniebna próba uniemożliwienia dojścia do prawdy o śmierci polskiej elity narodowej.
 
Czy moment publikacji w „Gazecie Wyborczej” artykułu wymierzonego w ekspertów smoleńskiego zespołu parlamentarnego był przypadkowy?
 
Przebieg wydarzeń wskazuje, że doszło do porozumienia przynajmniej niektórych prokuratorów wojskowych z redakcją „GW”. Jego skutkiem była właśnie ta publikacja – skierowana przeciwko zespołowi parlamentarnemu, jego ekspertom, a także tej części środowiska naukowego, która zaangażowała się w badanie katastrofy smoleńskiej. Organy państwa podporządkowane Donaldowi Tuskowi wcale jej nie badają, a wręcz przeciwnie – cały wysiłek organizacyjny skupiają na uniemożliwianiu jej wyjaśnienia. Zatem zaangażowanie świata nauki w prace zespołu parlamentarnego od początku odbierane było przez obecny rząd jako istotne zagrożenie. Choćby z tego względu, że zespół i współpracujący z nim wybitni naukowcy wymuszali na prokuraturze podejmowanie czynności ujawniających prawdę. Chodzi przede wszystkim o wzięcie pod uwagę hipotezy zamachu (dopiero miesiąc temu prokuratura oświadczyła, że bada tę hipotezę!), o badanie wraku (zwłaszcza na obecność materiałów wybuchowych), przeprowadzenie sekcji zwłok, identyfikację ofiar, zarzuty wobec kierownictwa BOR i innych urzędników odpowiedzialnych za przygotowania wizyty katyńskiej, badanie brzozy smoleńskiej, prawdziwej trajektorii lotu, kwestię obecności w kokpicie gen. Andrzeja Błasika i jego faktycznej roli, ustalenie odpowiedzialności rosyjskich kontrolerów i moskiewskiego centrum decyzyjnego. To tylko skromne wyliczenie kwestii, w których prokuratura musiała zmienić zdanie.
 
Bez presji zespołu i skupionych przy nim naukowców prokuratura pogodziłaby się z brakiem wraku i czarnych skrzynek, a śledztwo – zgodnie z otwartym żądaniem Rosjan – zapewne dawno zostałoby już zakończone. To nie przypadek, iż w tym samym czasie, gdy rozkręca się prowokacja wymierzona w ekspertów, redaktor naczelny „Rosyjskiego Kuriera Warszawskiego” w Polsce Władimir Kirianow, od dawna przedstawiający nieoficjalne stanowisko Kremla, jasno oświadczył, że Rosja odda wrak dopiero po zakończeniu śledztwa przez Polskę – a więc wówczas, gdy jego badanie nie będzie mogło już odegrać żadnej roli w orzeczeniu przyczyn smoleńskiej tragedii!
 
Dlatego środowisku naukowców wspierających prace zespołu parlamentarnego chce się nałożyć knebel; cała ta kampania medialno-polityczna, której jesteśmy świadkami, ma właśnie taki cel. Moim zdaniem jest ona elementem szerzej zakrojonej koncepcji obecnego rządu, zakładającej ograniczanie roli poszczególnych środowisk i grup społecznych. Teraz próbuje się zastraszyć i odciąć od prac zespołu parlamentarnego środowisko naukowe, ale już niedługo – przed 11 listopada – rozpocznie się terroryzowanie środowisk patriotycznych. Ostatnia prowokacja związana z katastrofą smoleńską jest więc jedynie realizacją – przy pomocy administracji państwowej, prokuratury, służb i mediów – planu ekipy Tuska mającego zapewnić jej dalsze trwanie...
 
Kilka dni przed artykułem w „GW” „Gazeta Polska” opublikowała fragmenty raportu Edmunda Klicha. Według tego dokumentu to Rosjanie doprowadzili do śmierci 96 osób na pokładzie Tu-154. Ujawnienie tego raportu też chyba przyczyniło się do publikacji „GW”?
 
Z pewnością. Ujawnienie ukrywanego od 30 listopada 2010 r. raportu Edmunda Klicha miało ogromną wagę, bo pokazało punkt widzenia osoby, która wielokrotnie podkreślała swoją lojalność wobec rządu Donalda Tuska i wobec optyki rosyjskiej. Okazało się, że ten sam człowiek napisał raport, wykazujący bardzo precyzyjnie odpowiedzialność strony rosyjskiej, a zwłaszcza ośrodka decyzyjnego w Moskwie, który bezprawnie i przemocą przejął kierowanie procesem podejścia samolotu do lądowania. Raport Edmunda Klicha podkreśla odpowiedzialność moskiewskiej centrali za przekazanie przez wieżę fałszywych danych, za brak decyzji o zamknięciu lotniska i odmowę wskazania lotniska zapasowego, a wreszcie – za ostatni, najbardziej dramatyczny fakt, gdy – jak pisze Klich – podano komendę „horyzont” oraz „odejście na drugi krąg” w momencie, kiedy już realizacja tego manewru nie była możliwa. Upublicznienie przez „GP” raportu Klicha obnażyło zakłamanie i fałszerstwa rządu Donalda Tuska, ludzi takich jak Jerzy Miller i Maciej Lasek. Przecież oni znali ten dokument już wcześniej i wiedzieli o bezprawnym postępowaniu centrum dowodzenia w Moskwie, noszącym znamiona działania zmierzającego do zagrożenia życia polskiej elity. Co więcej, Donald Tusk i Jerzy Miller odpowiedzialni są za sfałszowanie polskiego raportu końcowego, który zignorował zasadnicze ustalenia Edmunda Klicha. Przypomnijmy, że Klich żądał odrzucenia raportu Anodiny w całości i opracowania nowego dokumentu uwzględniającego polskie ustalenia i ukrywane przez Rosjan dane. Premier Tusk początkowo sugerował, że takie będzie stanowisko rządu, a minister Sikorski zapowiadał międzynarodową akcję – szybko jednak podporządkowali się rosyjskiemu dyktatowi. Nie wiem, czy była to tylko gra, czy też zmuszono ich do abdykacji. Ale wiem, że było to całkowicie sprzeczne z ustaleniami polskiego akredytowanego przy MAK. Dlatego więc, kiedy treść dokumentu została ujawniona przez „Gazetę Polską” i przedstawiona przez zespół parlamentarny opinii publicznej, nastąpił brutalny kontratak prokuratury i „Gazety Wyborczej”.
 
Publikacja tekstu „Gazety Wyborczej” nastąpiła niedługo po rozesłaniu zaproszeń na konferencję naukową, której zwołanie zaproponował prezes PAN prof. Michał Kleiber. Tu też chyba nie sposób mówić o przypadku...
 
List prof. Michała Kleibera, skierowany m.in. i do mnie, był z pewnością dzwonkiem alarmowym dla układu rządzącego. W piśmie tym została sformułowana propozycja wydelegowania przedstawicieli, mających wraz z innymi naukowcami uformować komitet naukowy konferencji. Ludzie establishmentu, bo do takich należy przecież prof. Michał Kleiber, są coraz bardziej świadomi kompromitacji rządu w sprawie badania tragedii smoleńskiej i mają poczucie, że trzeba coś w tej sprawie zrobić. Stąd ten brutalny atak medialny, mający pokazać siłę i determinację Tuska. Tak naprawdę ta akcja skierowana jest bardziej przeciwko prof. Kleiberowi i ludziom z jego środowiska niż przeciwko nam. Premier Tusk dobrze wie, że my nie damy się zastraszyć. Ale liczy na to, że powstrzyma tych, o których prezes PAN tak pisał w swoim liście: „Odbieram od prominentnych reprezentantów nauki polskiej liczne sygnały zaniepokojenia niekomfortową moralnie i intelektualnie sytuacją związaną z niemożnością przekonującego wyjaśnienia przebiegu i przyczyn katastrofy smoleńskiej. [...] Kierując się dobrze pojętą koniecznością konfrontacji różnych postaw badawczych i koncepcji metodologicznych i [...] szanując wysiłek i starania Pana Posła oraz naukowców skupionych wokół Zespołu Parlamentarnego, zwracam się o wydelegowanie przedstawicieli celem zorganizowania Komitetu Naukowego konferencji poświęconej tej tematyce”. Tusk przeraził się, że będzie to gwóźdź do trumny tezy o pancernej brzozie i winie polskich pilotów. Warto przypomnieć, że to był kolejny element rozpadu zaplecza Tuska w tej sprawie. Już wcześniej okazało się, że na siedzeniach wraku są jednak ślady materiałów wybuchowych, że brzoza nie została złamana na wysokości 5 m, gen. Błasika nie było w kokpicie, prokuratura bada wersję zamachu, prokurator Seremet domaga się od Rosjan zwrotu wraku i czarnych skrzynek, a co więcej oświadcza, że bez tych dowodów Polska nie może zakończyć śledztwa smoleńskiego. Cała smoleńska strategia Tuska zaczęła się sypać i dlatego sięgnął po medialny terror...
 
Prof. Kleiber wyraźnie dystansuje się jednak od hipotezy zamachu, a w rozmowie z „Gazetą Polską” zasugerował nawet, że niektóre eksperymenty i symulacje ekspertów zespołu parlamentarnego były przeprowadzone zbyt pośpiesznie.
 
Nie miałem wrażenia, że sformułowania prof. Kleibera to sugestie. Były to słowa nieroztropne pod adresem prof. Wiesława Biniendy, który przecież wielokrotnie mówił, jak wielu ludzi i ile sprzętu zaangażowano na potrzeby przeprowadzanych przez niego symulacji. Przygotowanie każdej z nich trwało wiele miesięcy, była to gigantyczna operacja całego zespołu naukowców. Mówienie tutaj o pośpiechu i niestaranności jest więc nie na miejscu.
 
Prof. Kleiber zawsze twierdził, iż rozważanie hipotezy zamachu jest niedopuszczalne. Co mnie – prawdę mówiąc – zdumiewa. Uważam bowiem, że naukowiec, który nie rozumie, że w przypadku śmierci w takich okolicznościach najważniejszych osób w kraju obowiązkiem państwa jest rozważać każdą hipotezę, stawia pod znakiem zapytania bezpieczeństwo własnego narodu. Ale prof. Kleiber zdaje sobie sprawę, że jego środowisko powoli przestaje decydować o postawie świata polskiej nauki. Rozumie, że nie sposób na dłuższą metę wmawiać wybitnym naukowcom teorii pancernej brzozy. Wie to, czego nie rozumie Tusk i jego propagandyści, że czas terroru medialnego, który np. tak świetnie sprawdził się przy grabieży majątku narodowego, nieuchronnie odchodzi w przeszłość i nie może być skuteczny, gdy chodzi o śmierć polskiej elity narodowej. Zwłaszcza że dzięki pracom zespołu parlamentarnego główne mechanizmy dramatu zostały ujawnione i udowodnione.
 
Podstawowy zarzut sformułowany w tekście „GW” to brak kompetencji ekspertów zespołu parlamentarnego. Czy w gronie specjalistów wspierających zespół faktycznie nie ma ludzi znających się na lotnictwie?
 
W zespole parlamentarnym jest blisko 30 specjalistów, z których wiedzy korzystamy. Są tacy, którzy stale z nami współpracują, są inni, których rady wykorzystujemy, choć nie są oni formalnie ekspertami zespołu – jak np. prof. Chris Cieszewski, wybitny uczony specjalizujący się w biometrii leśnej. Zespół korzystał z jego opracowań na temat drzewa, w które rzekomo miał uderzyć Tu-154. Co ciekawe, w komisji Millera, która smoleńskiej brzozie poświęciła tyle uwagi, nie było nikogo takiego jak prof. Cieszewski, podobnie jak nie było – co ujawnił Edmund Klich – nikogo, kto by się znał na odporności materiałów, co jest z kolei specjalnością prof. Jana Obrębskiego. Według Edmunda Klicha właśnie dlatego rządowi eksperci nie zbadali wraku, bo nikt się na tym nie znał!

Z zespołem parlamentarnym współpracują też eksperci od balistyki, od zachowania się materiałów cienkościennych, od eksplozji – jak dr inż. Grzegorz Szuladziński, specjalista światowej klasy w tej dziedzinie – od analizy danych, jak prof. Kazimierz Nowaczyk, od budowy samolotów, jak inż. Wacław Berczyński, konstruktor lotniczy oraz wieloletni pracownik Działu Wojskowo-Kosmicznego Boeinga i innych koncernów z tej branży.
 
Całość tych prac nadzoruje i koordynuje dr inż. Bogdan Gajewski, który pracuje w kanadyjskiej agencji certyfikacji lotnictwa i badał wiele wielkich katastrof – i to nie szybowców, lecz dużych samolotów pasażerskich. Dr inż. Gajewski jest również członkiem międzynarodowego towarzystwa zrzeszającego ludzi zawodowo zajmujących się badaniem katastrof lotniczych. Oprócz niego ekspertami zespołu są lotnicy i inżynierowie, jak mjr prof. Bykow z uniwersytetu w Rydze czy Glenn Jorgensen z Danii. Jest także w naszym zespole kmdr Wiesław Chrzanowski, który szkolił w Dęblinie kilka pokoleń wojskowych kontrolerów lotu, jest też Konrad Matyszczak, były wojskowy kontroler, są wreszcie specjaliści od służb specjalnych, jak płk Andrzej Kowalski czy Piotr Bączek, od wywiadu technicznego, jak Gene Poteat z USA, rosyjskiej elity władzy, jak Andriej Iłłarionow.
 
Z zespołem współpracują zatem specjaliści z różnych dziedzin, przy czym jasne jest, że kmdr Chrzanowski nie będzie kompetentny w tym, na czym zna się prof. Jacek Rońda, który dysponuje rozległą wiedzą na temat silników odrzutowych i współuczestniczył m.in. w projektowaniu silników do F-16. W tak gigantycznym projekcie, jakim jest badanie katastrofy smoleńskiej, konieczna jest współpraca rozmaitych ekspertów, którzy nie zawsze muszą być lotnikami. To oczywiste. Gdyby było inaczej, to po co w komisji Millera znalazł się prof. Ryszard Krystek, będący specjalistą od inżynierii ruchu drogowego?
 
Dlaczego przesłuchiwani przez prokuraturę naukowcy nie przedstawili śledczym wyników swoich obliczeń? To jeden z koronnych zarzutów dziennikarzy „Wyborczej”.
 
I jeden z najśmieszniejszych. Być może redaktorzy „GW” wyobrażają sobie, że naukowcy wezwani na przesłuchanie przekształcą pokój przesłuchań w salę wykładową i wypiszą na tablicy swoje wywody matematyczne. Powtarzam: jeżeli prokuratura chciałaby od naukowców uzyskać materiał dowodowy – mówię „chciałaby”, bo po tym, co się stało, żaden szanujący się naukowiec nie przekaże śledczym już niczego – to powinna w zawiadomieniu o przesłuchaniu sformułować taki wniosek, z wyraźnym określeniem tematu badań lub obliczeń. A tak naprawdę to powinna zrobić to, o co dobija się prof. Wiesław Binienda już od roku, i pojechać do jego laboratorium w Akron w USA, by na miejscu zapoznać się z metodologią pracy, zespołem naukowców i całokształtem ich badań. Pomysł, że prof. Binienda w kieszeni przyniesie do prokuratury na Nowowiejskiej całe swoje laboratorium, jest śmieszny i świadczy o braku kompetencji lub po prostu o złej woli ludzi tak stawiających sprawę.
 
Czy po bezpardonowym ataku Macieja Laska na ekspertów smoleńskiego zespołu parlamentarnego możliwa jest jeszcze realizacja pomysłu prof. Kleibera, czyli wspólna konferencja naukowa?
 
Zdajemy sobie świetnie sprawę, kim jest Maciej Lasek, który po prostu reprezentuje polityczne tezy Donalda Tuska w odniesieniu do tragedii smoleńskiej. Jest urzędnikiem opłacanym za propagowanie tych tez i nie spodziewamy się po nim obiektywizmu naukowego. Dlatego podczas takiej konferencji musi być zachowana równowaga poszczególnych punktów widzenia, a wiceprzewodniczącymi powinny być osoby, które reprezentują grono naukowców skupionych wokół obu hipotez związanych z tą tragedią. Ponadto: naukowcy lub politycy jakiejś opcji nie mogą dyktować innemu środowisku naukowemu, kto w jego imieniu może występować na konferencji. Gdyby bowiem tak na to spojrzeć, to mógłbym stwierdzić, że obecność panów Laska, Jedynaka, Lipca czy Łojka powinna być wykluczona, bo są to ludzie zatrudniani i opłacani przez Donalda Tuska, żeby bronić rządowej wersji wydarzeń. W tej sytuacji ich wiarygodność naukowa jest, delikatnie mówiąc, wątpliwa. Nie odrzucamy jednak ich obecności, zakładamy bowiem, że Donald Tusk ma prawo delegować do tej debaty, kogo uzna za stosowne. Wymagamy jednak minimum szacunku wobec naukowców skupionych przy zespole parlamentarnym. Nikt nie będzie nam dyktował, kto z nich może, a kto nie może uczestniczyć w konferencji.
 
Nawiasem mówiąc, pomysł konferencji naukowej – bo według prof. Kleibera ma to być konferencja, a nie debata – jest wtórny. Jest już przecież bardzo dobra Konferencja Smoleńska, która zgromadziła w ubiegłym roku 130 wybitnych naukowców o różnych poglądach. Członkowie zespołu Laska mogli złożyć swoje referaty na jej tegoroczną edycję i skonfrontować swoje ustalenia z poglądami innych ekspertów. Nie zgłosili ani jednego, choć byli o to proszeni.
 
Kilkanaście rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej zaapelowało na portalu Niezależna.pl do ekspertów zespołu parlamentarnego, by nie dali się zastraszyć. Czy istnieje ryzyko, że część naukowców wycofa się z wspierania zespołu?
 
Jestem dumny z tych trzech profesorów i z tego, jak zeznawali. To ludzie, którzy nie mieli wcześniej doświadczenia w kontaktach z prokuraturą i z jej represyjnymi metodami. Prokurator był dla nich urzędnikiem państwa polskiego, przed którym – jak uważali – należy w pełni się otworzyć. Mimo że zostali potraktowani przez prokuraturę bardzo brutalnie, zwłaszcza prof. Jan Obrębski, żaden z nich nie zmienił zdania, jeśli chodzi o wynik badań. To świadectwo ich ogromnej odwagi i rzetelności naukowej, za które serdecznie im dziękuję. Jestem przy tym przekonany, że żaden z nich się nie wycofa. Rozmawiałem z nimi i wszyscy podtrzymują swoją gotowość do dalszej pracy. Każdy z nich przygotował referaty na II Konferencję Smoleńską, która – czego jestem pewien – będzie wielkim wydarzeniem, a cała operacja mająca na celu zastraszenie polskiego świata nauki przejdzie do historii jako haniebna próba uniemożliwienia dojścia do prawdy o śmierci polskiej elity narodowej. Jestem przekonany, że uczestnicy tej akcji zostaną w przyszłości ocenieni tak jak ci, którzy terroryzowali Polaków w sprawie mordu katyńskiego.
 

Wywiad prowadził Grzegorz Wierzchołowski

JESTEŚMY LUDŹMI IV RP Budowniczowie III RP HOŁD RUSKI 9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło. Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны. Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Polityka