Dziś, kiedy wiadomo, że tekst z pierwszej strony „Gazety Wyborczej” stał się punktem konstrukcyjnym trwającej już tydzień polityczno-medialnej bitwy, warto przyjrzeć się anatomii jego piętrowej manipulacji.
Komentująca naszą polityczną rzeczywistość w portalu Plac Wolności Irena Szafrańska zaproponowała metodologiczną reinterpretację pojęcia „publikacja”. Asumptem do tej zmiany stał się osławiony tekst autorstwa Agnieszki Kublik, będący pierwszym akordem w koncercie propagandowym. Unisono usłyszeliśmy w nim kilka zmanipulowanych półprawd, parę dobrze dobranych niejawnych dokumentów i całe morze dobrej woli cytujących i przetwarzających pudeł rezonansowych zatrudnionych w mediach głównego nurtu. „Całość przypominała zbiór sentencji, jakie można wyczytać na ścianach każdej publicznej toalety. Stąd mój skromny postulat, by na cześć autorki wprowadzić do słownika terminów prasowych kublikację. Można ją zdefiniować jako »manipulację na bazie kompilacji powstałą w ubikacji w celu kompromitacji«”.
Metoda dwójmyślenia, czyli do czego prowadzi stawianie pytań
Praprzyczyną trudnego zadania grupy redaktorów w stopniu magistrów – Kublik, Olejnik, Sobieniowskiego, Krzymowskiego i wielu innych – jest decyzja polityków PiS, którzy po 10 kwietnia 2010 r. postanowili dociekać prawdziwych przyczyn owego tragicznego zdarzenia za pomocą jednej z podstawowych wolności przysługującej obywatelowi wolnego państwa – wolności badań naukowych. Przypomnijmy zatem: zespół parlamentarny do spraw wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej nie ma statusu komisji sejmowej ani komisji śledczej. Jest dobrowolnym, celowym zespołem parlamentarzystów, którzy zajmują się analizą dostarczonych przez oficjalne czynniki dokumentów, opracowań i danych. Do swoich prac zespół zaprasza ekspertów, którzy opierając się na danych dostarczonych przez czynniki oficjalne, szukają dziury w całym. Słowem, robią to co tysiące naukowców próbujących zakwestionować lub potwierdzić różne teorie, na których zbudowana jest dzisiejsza wiedza.
Rosjanie twierdzą, że samolot uderzył w brzozę – proszę bardzo, sprawdźmy od początku do końca, czy to uderzenie jest w ogóle możliwe. Którędy leciał samolot? Na jakiej wysokości? Z jaką prędkością? Jaka była jego masa? Gdzie rosło drzewo? Jakiej było wielkości? Jak zostało zniszczone? Okazuje się, że zadawanie podstawowych pytań w tak oczywistej sprawie prowadzi albo do odpowiedzi „brak danych”, albo do wewnętrznych sprzeczności w teorii pancernej brzozy, zwanej też „teorią Millera/Laska”. Dla każdego, kto odbył podstawową edukację, wniosek jest oczywisty – w oficjalnej wersji wydarzeń nie zgadza się nic. Cóż zatem zrobić, kiedy fakty nie pasują do teorii? Rozprawić się z faktami. Przykład dała prokuratura, rozwijając twórczo metodę dwójmyślenia w sprawie trotylu na wraku samolotu. Fraza „wskazania trotylu przez spektrometry nie oznaczają, że trotyl został wskazany” przejdzie do historii polskiej logiki formalnej.
Przypomnijmy zatem sekwencję zdarzeń. Prokuratura od wielu miesięcy starała się pozyskać zeznania od autorów prezentacji i ekspertyz publikowanych w trakcie posiedzeń zespołu. Ci nie chcieli się na to zgodzić – złożenie przez naukowców zeznań mogłoby bowiem zamknąć im możliwość prezentowania ich ustaleń zgodnie z naukową praktyką (konferencje, publikacje, debaty), gdyż treść zeznań byłaby chroniona tajemnicą śledztwa. W końcu jednak spotkali się z prokuratorami. Wpływ tych spotkań na śledztwo wydawał się żaden... Do czasu zeszłotygodniowej publikacji „GW”.
Prokuratura dostarcza paliwo
Kilka godzin po opublikowaniu tekstu w „GW” prokuratura decyduje się na ruch bezprecedensowy – udostępnia całość zeznań z trwającego śledztwa. Natychmiast okazuje się, że „Wyborcza” kłamliwie przedstawiła sens przytaczanych zeznań. Oto można było wykazać, że Agnieszka Kublik w tym i w tym miejscu minęła się z prawdą, w innym wymyśliła cytat, a jeszcze w innym zełgała haniebnie. W dzisiejszym świecie nie jest jednak tak, że wykazanie kłamstwa rozstrzyga jakikolwiek spór. Jest dokładnie odwrotnie. Paliwo, jakie otrzymali przeciwnicy strony rządowej, pozwoliło tak zasłużonym funkcjonariuszom systemu medialnego jak Monika Olejnik trwać dalej na stanowisku: zaproszenie do wieczornego programu publicystycznego w zatrudniającej ją stacji informacyjnej, konferencja prasowa w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, starcie dr. Laska z dziennikarzami w budynku siedziby rządu.
W efekcie opisane w książce „Montaż” Władimira Wołkowa pudła rezonansowe zaczęły koncert, który trwa od tygodnia. Od dziennikarzy stacji newsowych (laur dla Jakuba Sobieniowskiego z „Faktów”) poprzez rzesze usłużnych profesorów – zawsze gotowych do podpisania listu otwartego wspierającego władze i odcinającego się od wichrzycieli, rektorów Politechniki Warszawskiej i Akademii Górniczo-Hutniczej – aż po pomniejszych wyrobników, którzy – jak Michał Krzymowski – tworzyć musieli analizy oparte na wypowiedziach „dobrze poinformowanych, ale pragnących zachować anonimowość członków kierownictwa PiS” o tym, jak szkodliwy dla prawicy jest Antoni Macierewicz.
Propozycja Kleibera, czyli gra na odrzucenie
Niezwykle ważnym elementem medialnej prowokacji, z jaką mamy do czynienia, jest propozycja złożona przez prof. Michała Kleibera. Od początku była obliczona na odrzucenie, choć nikt nie powie tego otwarcie. Polska Akademia Nauk nie stanie się żadnym miejscem debaty o sprawach, które mogą podłożyć ładunki wybuchowe pod najważniejsze punkty podparcia systemu III RP, bo tym samym PAN podkładałaby ładunki pod samą siebie. Dał temu wyraz Daniel Passent na swoim blogu: „Uważam, że ewentualna konferencja będzie kontrproduktywna, rozszerzy tylko pole konfrontacji, grozi nową awanturą. Stanowisko rektorów AGH i Politechniki Warszawskiej w sprawie kompetencji ekspertów Macierewicza, list solidarności z tymi ekspertami podpisują już ich zwolennicy – wszystko to wskazuje na głęboki podział w środowisku naukowym. Grozi nam jedna awantura za drugą”.
W debacie o ekspertach zespołu parlamentarnego nie chodzi o znalezienie wspólnego punktu widzenia czy ustalenie protokołu rozbieżności. Działanie takie z punktu widzenia establishmentu byłoby bezsensowne. Porównanie dorobku naukowego członków komisji Laska i ekspertów zespołu smoleńskiego jest oczywiste i w sposób jednoznaczny wskazuje na profesorów. Zarówno co do liczby publikacji, cytowań, międzynarodowych konferencji naukowych, jak i punktów, za pomocą których w świecie nauki ocenia się działalność naukowców.
W całej tej sprawie chodzi o spowodowanie, żeby debata na temat Smoleńska nie toczyła się w ramach sporu naukowego, bo spór naukowy jest przez kontrolerów systemu nie do wygrania. W dziedzinach ścisłych na jego końcu jest bowiem równanie, w którym rozwiązanie jest sensowne lub nie. W naukach technicznych wynik ostatecznego badania jest możliwy do zweryfikowania i sprawdzenia. Na to nie może zgodzić się polski establishment państwa, które 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku w ramionach pułkownika KGB dokonało czegoś w rodzaju hołdu lennego: My nad Wisłą będziemy milczeć o waszej roli, w zamian za co wy nad Moskwą umożliwicie nam trwanie. Warunkiem trwania tego układu jest przyjęcie moskiewskiej wizji wydarzeń ze Smoleńska.
Michał Rachoń
JESTEŚMY LUDŹMI IV RP
Budowniczowie III RP
HOŁD RUSKI
9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło.
Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны.
Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил
Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka