Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej
5479
BLOG

Półdziewic Passent

Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej Polityka Obserwuj notkę 30

Do powyższego tytułu i poniższego szkicu sprowokował mnie wywiad Jana Ordyńskiego z Danielem Passentem, który ukazał się książkowo pod tytułem „Passa”. Jego bohater usiłuje się w nim zaprezentować jako przodująca dziewica PRL (mówiąc językiem poprawniejszym politycznie: jako dziewic) – lecz udaje mu się to tylko połowicznie. Stąd tytuł.

„Passa” ma długość i wdzięk tasiemca, jak się zdaje autor wymyślił ją głównie po to, by dać odpór oskarżeniom o współpracę z SB. Na s. 193 oświadcza:

„Z tego co wiem, mam trzy teczki. Jedna jest teczką »figuranta« mają mnie na oku, jestem na podsłuchu, moja korespondencja jest czytana. W dwóch pozostałych figuruję jako TW, wyrejestrowany w 1970 z powodu uchylania się od dostarczania informacji. (podkr. B.U.) Nie wiedziałem, że byłem śledzony, nie wiedziałem, że byłem TW, nie wiedziałem, że się uchylałem i nie wiedziałem, że czterdzieści (!) lat temu zostałem wyrejestrowany”.

Oświadczenie to zawiera szczyptę prawdy. Prócz niego w książce Passenta znajdują się dwa stwierdzenia, w których nawet tej szczypty brakuje

1. (…) ktoś, kto utrzymywał kontakty z cudzoziemcami, musiał liczyć się z tym, że pojawi się bezpieka, acz nie zawsze i nie u każdego. Do mnie przyszli dopiero kilka lat później w Wietnamie” (s. 144–145, podkr. B.U.).

2. Kilka linijek wcześniej Passent wspomina, iż w 1961 r. spotkał się z nim radca ambasady amerykańskiej Lee Stull, ale szybko dodaje: „Żaden polski wywiad ani kontrwywiad ze mną wtedy nie rozmawiał” (s. 144, podkr. B.U.).

Nim zajmę się zawartością teczek, chcę przypomnieć, że większość naszych eliciarzy, zwłaszcza ze świata kultury, korzystała z każdej okazji, by podlizywać się służbom specjalnym, załatwić coś dla siebie albo załatwić kolegę. Stopień sformalizowania tych związków nie był ważny; dla eliciarzy ważny był „parasol”, dla SB – informacje. Najliczniejszą gromadę stanowili agenci określani jako kontakt poufny (KP). Taki KPuś nie musiał dostarczać donosów na piśmie – pisał za niego oficer prowadzący, czyli wysłuchujący informatora i płacący za niego rachunek w kawiarni. Gdy KP awansował na TW (tajnego współpracownika) – reguły „pracy” mogły się zmienić, lecz nie musiały. Esbecja uważała, by nie zrażać prominentnych współpracowników. Nie wymagano od nich pisemnych raportów, czasem nie odbierano zobowiązań do współpracy, płacono prezentami i przywilejami. Passent jako pierwszoligowy dziennikarz nie był zainteresowany pieniędzmi, tylko dobrą opinią w SB i możliwością wyjazdów. Gdyby nagle kazano mu pisać raporty, odebrałby to jako pogorszenie warunków, jako niezasłużone szykany…

Passent w trzech smakach

W ramach planu badawczego („SB a środowisko młodoliterackie”), a więc trochę przypadkiem trafiłem na trzy teczki naszego felietonisty.

I. Pierwsza z nich liczy (formalnie) 216 stron. Zaczyna się od karty informacyjnej – jako „aktotwórca” figuruje MSW, jako tytuł teczki: Daniel Passent – „John”, „Daniel” „Dan”. Daty skrajne 1966–1976, sygnatura archiwalna IPN BU 002082/151. Na s. 4 pojawi się zdjęcie naszego bohatera i wystukana na maszynie uwaga, że dwie teczki materiałów Biura „B” i „T” komisyjnie zniszczono. Na tej też stronie pojawi się określenie Passenta jako „figuranta”, co może sugerować, iż rzeczywiście należał do inwigilowanych. Znaczy wróg! Ale już oczko niżej ten pozytywny wątek się urywa i czytamy: „nie stwierdzono wrogiej działalności’’ (s. 4). Znaczy, że jednak nasz człowiek! Na s. 15 znajdujemy wyjaśnienie przejściowej inwigilacji: „kontrola ze względu na kontakty z personelem ambasady USA oraz z elementami rewizjonistycznymi i syjonistycznymi”.

W tej samej teczce znajdujemy jeszcze notkę o Passencie, notatkę na temat jego żony, informacje o zagranicznych wyjazdach etc. Wyjazdy jak na tamte czasy liczne i tłuste – nie licząc ZSRS i dewizowego Wietnamu, jest roczne stypendium w USA, Jugosławia, Czechosłowacja, Francja, Finlandia, Grecja, Turcja, Cypr, znów Francja. Może zakręcić się w głowie.

Do ciekawszych dokumentów należy notatka z rozmowy operacyjnej przed jego wyjazdem „Daniela” do USA. Po przyjeździe przekazał raport z pobytu w Ameryce (s. 188–193), co znalazło odbicie w dokumencie wytworzonym w Wydziale VIII Departamentu II. Stwierdza się w nim, że 19.10.1963 r. doszło do spotkania w kawiarni – tym razem w trójkę: „Daniela”, jego prowadzącego kpt. Adacha i Edwarda Hryniewieckiego (st. ofic. oper. Wydz. VIII Dep. II.), który potem sporządził następującą notatkę:

„W dniu dzisiejszym w kawiarni zapoznany zostałem przez tow. Adacha z k.p. »Daniel«. Doręczył on nam kopię elaboratu skierowanego do Biura Prasowego KC PZPR odnośnie swego pobytu na stypendium Uniwersytetu Princeton. Stwierdził on, że szczegółowy elaborat opracował zgodnie z naszym życzeniem, bowiem dla KC potraktowałby wiele rzeczy ogólniej” (s. 186, podkr. B.U.). Tak więc jednym raportem zaskarbił sobie względy dwóch panów.

Z tej samej teczki warto odnotować „Notatkę służbową” majora Z. Kokoszy (Wydz. VIII Dep. II MSW) z 6 lipca 1964 r. (s. 194–195) opisującą wcześniejsze spotkanie w „Szwajcarskiej”. Informacje „Daniela” zostały uznane za przydatne nie tylko dla Wydziału VIII: „Z notatki sporządzono wyciągi do poszczególnych spraw. Fragmenty wypowiedzi figurantów o pobycie Roberta Kennedy’ego w Polsce przekaże się do Wydziału X Departamentu II”. Kokosza dodaje: „W następnych notatkach »Daniel« będzie występował jako »John«”. Zauważmy, że nie występuje tu jako figurant – figurantami są ci, o których nasz dziennikarz informuje bezpiekę. Takich „następnych notatek” świadczących o pozytywnej współpracy będzie sporo – ich konsekwencją zaś „Raport w sprawie przekwalifikowania k.p. ps. »John« na tajnego współpracownika”, datowany na 10 sierpnia 1964 r. (s. 198). Po podaniu podstawowych danych – lat 26, narodowość etc. major pisze:

„Wymieniony został pozyskany do współpracy 4. I. 1961. W początkowym okresie wymieniony miał wątpliwości czy kontakt z nim nie wypływa ze względu na zastrzeżenia do jego osoby”. (Uspokojono go, że nie). „Obecnie stosunki z »Johnem« ułożone są prawidłowo. Informuje nas chętnie. Wartość jego informacji stosunkowo duża.

Jako były stypendysta fundacji Felloship University of Princeton (…) i poważany publicysta jest pożądanym gościem figurantów. Aktualnie utrzymuje kontakty z Donelly’m – sekretarzem politycznym, De Vecchim – II sekretarzem i Arnoldem – attaché (!) prasowym ambasady USA w Warszawie. Ze spotkań z nimi »John« dostarcza informacje przede wszystkim z dziedziny politycznych zainteresowań poszczególnych figurantów. Biorąc pod uwagę powyższe, wnoszę o przekwalifikowanie kp. ps. »John« na tajnego współpracownika.

St. Oficer Operacyjny Wydz. VIII Dep. II. Z Kokosza – mjr” (BU 2082/151, s. 198).

W lewym górnym rogu widnieje pieczątka „Zatwierdzam” i data 12.08.64, podpis nieczytelny.

Odwołując się do słów wieszcza: 12 sierpnia 1964 obiit zwykły KPuś „John”, natus est TeWuś „John”.

Z żywota TW „Johna” – uzupełnienie „Passy”

Informacje zawarte w teczkach wskazują, że „Daniel” – „John” wiedział, z kim się spotyka, czego od niego służby oczekują i dawał im to gorliwie. Jako dowód dwie ciekawostki:

1. Notatka kpt. Z. Sarewicza z 29 maja 1965 r. dowodzi, iż SB potraktowała Passenta poważnie, rozpraszając jego obawy i zaspokajając próżność. W pewnym sensie i tutaj był pupilkiem. Poczytajmy:

„Do współpracy został pozyskany w 1961. r. W początkowym okresie PASSENTA cechowała pewna bojaźń przed kontaktami z dyplomatami USA (mimo kontaktów z nami). Ustalono, że prosił o zezwolenie w Biurze Prasy KC oraz u redaktora naczelnego »Polityki« RAKOWSKIEGO. Obecnie do współpracy podchodzi uczciwie. Wartość przekazywanych przez niego informacji jest również duża. Zgodnie z otrzymanym poleceniem w dniu 28 maja br. zaproponowałem PASSENTOWI spotkanie z Wiceministrem Spraw Wewnętrznych tow. SZLACHCICEM. Passent propozycję przyjął chętnie. (…) Zdz. Sarewicz” (s. 200, podkr. B.U.).

2. Druga ciekawostka pochodzi z notatki tegoż Sarewicza z 8 września 1967 r. Tekścik jest jeszcze bardziej interesujący, ale jego analiza przez SB wręcz sensacyjna.

Notatka relacjonuje spotkanie z 7 września. Otóż Kaiser (sekretarz Wydziału Politycznego ambasady USA) zaprosił Passenta do siebie, mówiąc, że będzie jeszcze kilku przyjaciół – okazało się, że obiad jest nakryty tylko dla dwóch. Kaiser włączył radio – oczywiście by zagłuszać podsłuch. Passentowi się to nie spodobało, doszło do wymiany zdań i Kaiser przestał go zapraszać (za s. 204–205).

Opowiadając to wszystko, Passent nie zdaje sobie sprawy, czy i na kogo w tym momencie donosi. Bezpieka wie, bo obserwuje kontakty Kaisera. Pod rzeczoną notatką czytamy uwagę Sarewicza, z której przede wszystkim wynika, że jest od Passenta mądrzejszy. „Informacja dotycząca KAISERA ma dużo cech prawdopodobieństwa. W związku z tym wszelkie indywidualne jego kontakty zostaną przepracowane pod kątem ewentualnego ustalenia osób, które nie zaprotestowały przeciwko tego rodzaju metodom (podkr. B.U.) stosowanym przez KAISERA”. (s. 204). Ciekawe, czy po tym „przepracowaniu” ktoś miał „kłopoty” i jakie?

Na tym jednak nie koniec atrakcji. Jeśli Passent donosił niejako w wymiarze taktycznym, towarzyskim, to Sarewicz odczytał donos w wymiarze operacyjnym, a jego zwierzchnicy – w wymiarze strategicznym, a nawet politycznym. Pod notatką Sarewicza można przeczytać odręczną uwagę opatrzoną nieczytelnym podpisem. Któryś z szefów Departamentu II przypomina, iż Kaiser jest Żydem i zwraca uwagę na to, co naprawdę z informacji wynika: „funkcje polityczno-propagandowe nie sprawuje ambasada Holandii, która oficjalnie reprezentuje Izrael, lecz wykonuje to Kaiser i jego pracownicy z ambasady USA. W tej sytuacji szczególnego znaczenia nabiera kontrola działalności Kaisera i jego kontaktów” (s. 205). Passent nie ma pojęcia, że oto doniósł służbom polskim, a może i nie tylko polskim, iż ambasada Holandii robi zasłonę dymną, a rzeczywista agentura wpływu działa poprzez ambasadę USA.

Zrobił swoje

Luki w dokumentacji nie pozwalają stwierdzić, do kiedy dokładnie trwała współpraca. Okres udokumentowany można podzielić na etapy: 1961–1964 – informator w randze KP; 1964–1970 – TW. W końcowym okresie współpracy SB zaczyna mieć wątpliwości, czy Passent nie zataja niektórych kontaktów ze środowiskiem żydowskim, pojawiają się też donosy na Passenta. Dziennikarza kilkakrotnie sprawdza Wydział IV Departamentu III. Jest to dobry materiał na komedię, ale SB nie ma poczucia humoru. 12 stycznia 1970 r. jakiś oficer o nieczytelnym podpisie wystawia „Wniosek o zaniechanie współpracy z tajnym współpracownikiem pseudonim »John« nr rejestr 1008”. Zaczynają go informacje dość banalne na temat „Johna”, potem następuje zmiana tonu: „Wyżej wymieniony został pozyskany do współpracy w 1961 (…). Przekazywał informacje charakteru politycznego uzyskane podczas kontaktów pracownikami ambasady USA. Po agresji Izraela w 1967 r. »John« zaczął celowo unikać kontaktów z dyplomatami USA i uchylał się od realizacji zadań operacyjnych pod różnymi pretekstami. Obecnie jego kontrakty z dyplomatami USA są rzadkie. Ze względu na nieprzydatność (s. 209) operacyjną dla nas (…) wnoszę o zaniechanie współpracy z t.w. ps. »John«”. (s. 211). Ostatnie słowa to już nie rękopis esbeka, tylko stały druk na blankiecie. Postawiona na pierwszej stronie pieczątka „Zatwierdzam” sugeruje, iż kontakty zerwano. Zdecydowała nieprzydatność (zrobił swoje…), ale nie tylko.

Z dokumentacji wynika, że strony się dogadywały od 1961 r. Mariaż się popsuł, gdy SB przypomniała sobie o pochodzeniu Passenta. Zabrzmi to może dziwnie, lecz w świetle danych IPN Passent okazuje się nie tylko zarejestrowanym jako TW, ale także spóźnioną ofiarą Marca. A pokrzywdzony został tym, że SB odstawiło go od swojej dziarskiej piersi.

Wydawać by się mogło, że wszystko jest już jasne, że po 9 latach mniej lub bardziej udanych stosunków Passent dostaje kopa i wraca do dziewictwa – ale…

Są dokumenty, które zaciemniają ten obraz. Np. na s. 48 (z 216) znajdziemy notatkę z 13.08. 1970 r. Częściowo już o niej wspominałem, warto jednak ją zacytować:

„Początkowa negatywna opinia i brak zgody na wyjazd na skutek polecenia v-ce Min. F. Szlachcica została zamieniona na decyzję pozytywną” (s. 48).

Kawałek dalej czytamy: „W teczce odnotowano że D. Passent w czasie pobytu w Wietnamie udzielał informacji politycznych. Jest również jego pokwitowanie na 50 dol. za wydatki operacyjne”. Podpisał Insp. Wydz. IV D III MSW mjr St. Kabaciński.

Nie jest jasne, czy była to jednorazowa wypłata, ani na co Passent ją przeznaczył.

Mini-Passent

Najkrótsza z dyskietek (sygn. IPN BU 0 1434/364) dodaje jeszcze parę wzruszających szczegółów. Zaczyna się od ankiety KP „Daniel”, pozyskanego 4 stycznia 1961 r. „na podstawie dobrowolności” etc. O początkach kontaktów KP z SB można przeczytać:

„W drugiej połowie 1960 r. na łamach »Polityki« ukazał się cykl artykułów wymienionego na temat stypendiów zagranicznych. Artykuły powyższe były początkiem zainteresowania się jego osobą przez niektórych dyplomatów amerykańskich w Warszawie, jak attaché (!) kulturalnego Richmonda, I sekretarza politycznego Stulla, II sekretarza politycznego Jonesa, którzy nawiązali z nim kontakty towarzyskie.

Celem wyjaśnienia powyższych kontaktów w styczniu 1961 r. przeprowadzono rozmowę z »Danielem«. (…) Z uwagi na dalsze spotkania wymienionego z cudzoziemcami podtrzymano z nim stały kontakt poufny. Spotkania odbywano z nim sporadycznie, podczas których przekazywał on informacje dotyczące naszych figurantów”.

Zakończenie esbeckiego dokumentu wzrusza jak telenowela:

„»Daniel« ma zamiar zawrzeć związek małżeński z córką ambasadora polskiego w Wiedniu – Kuryluka. Kuryluk, a szczególnie jego żona, są przeciwni zawarciu tego związku małżeńskiego, przy czym podobno dochodzi na tym tle do dużych nieporozumień pomiędzy małżonkami. Twierdzi on, że sprzeciw Kuryluków wypływa z ich antysemickiego nastawienia. Podpis: St. Ofic. Oper. Wydz. VIII Dep II Adach kpt” (s. 8 z 10, BU 0 1434/364).

Czytelnicy mogą sobie zgadywać, czy chciał coś sobie takim wyznaniem załatwić, czy może załatwić kogoś. A może po prostu chciał się komuś wypłakać, a wiadomo, że nikt tak nie rozumie człowieka, jak SB.

Część druga szkicu Bohdana Urbankowskiego „Półdziewic Passent” za tydzień w „Gazecie Polskiej”. A w niej m.in. o tym, jak Passent został prymusem; jakie znaczenie miały jego kontakty w amerykańskiej ambasadzie; jak zaszkodzili mu Adam Michnik i Henryk Szlajfer oraz jak spłoszyła go Agnieszka Osiecka.

Kilka kropek nad „i”

Trzecia dyskietka (IPN BU 002086/385, daty skrajne 1961–1975) dorzuca jeszcze kilka fragmentów układanki. Dorzuca chaotycznie – zawiera materiały zbierane przez Departament III (stąd druga data skrajna), ale także wcześniejsze (stąd pierwsza data). Teczka zaczyna się od „Ankiety personalnej tajnego współpracownika pozyskanego dnia 4.I.61 r. przez Adacha Przemysława st. ofic. oper. na podstawie dobrowolność”. Oznaczona jest klauzulą „Tajne” (dziś już oczywiście odtajnioną), upiększona fotografią Passenta. Data sporządzenia ankiety 29 listopada 1962 r. Pod słowem „ANKIETA” wpisane ręcznie: Tajnego współpracownika, niżej przekreślone: K.P. ps. Daniel, nadpisane: „»John« (od 6.VII.64)”.

A potem jest ankieta, żeby nikt nie miał wątpliwości, kto jest owym „Danielem” przemienionym w „Johna”. Więc: Passent/„Daniel”/imię ojca etc., nieco dalej sprawozdanie współpracownika z rozmów z Amerykaninem Richmondem i z indyjskim dyplomatą Vazem. Ciekawym przyczynkiem do psychologii początkującego TW może być następujący fragment napisany przez oficera prowadzącego (Adacha):

„Po zreferowaniu mi przez Passenta całości znajomości z Richmondem i Wazem zapytał się mnie wymieniony, czy nie mamy do niego o to jakichś pretensji oraz czy dobrze zachował się. Odpowiedziałem, że z tego co mi powiedział uważam, że zachował się bardzo dobrze. […] zwrócił się wymieniony, ażeby udzielić mu wskazówek, jak ma zachować się na przyszłość, gdyby znów znalazł się w takiej sytuacji jak powyżej […]. Nadmieniłem, iż nie mam zastrzeżeń do utrzymywania przez niego dalszych kontaktów z Richmondem i Wazem, lecz chciałbym, ażeby po każdym takim spotkaniu z cudzoziemcem podzielił się ze mną swoimi spostrzeżeniami. Stanowiskiem moim Passent ucieszył się oraz wyraził zgodę na poinformowanie mnie o przebiegu każdego spotkania. Zwrócił się o podanie mu mojego telefonu, to jeżeli ktoś z cudzoziemców będzie chciał się z nim spotkać, powiadomi mnie i zwróci się o instruktaż, jak ma zachować się. [s. 17 z 200]. Na zakończenie rozmowy zastrzegłem wymienionemu, ażeby nikomu nie mówił o fakcie i treści rozmowy ze mną, co przyjął do wiadomości i przyrzekł, iż zachowa to dla siebie. Podałem wymienionemu telefon Nr. 811 – 69 i będzie prosił Przemysława. [s. 18]”.

Mamy tu i podanie informacji w formie ustnej, i zgodę na to, by SB kierowała jego rozmowami, i przyrzeczenie zachowania w tajemnicy kontaktów z SB. W teczce/dyskietce znajduje się dużo donosów na „Passenta” i „Politykę”, także ze środowiska „Polityki”, która była jednym z najlepiej przeszpiclowanych pism w PRL. Pojawiają się też teksty weselsze. Np. zapis magnetofonowego nagrania występów Passenta i Pietrzaka w STS – monolog obywatela, który nadaje córce imię „odczuwalna poprawa” (s. 175). Cały groteskowy PRL w pigułce!

Kończąc, warto zwrócić uwagę na pismo dyrektora Departamentu III płk. R. Matejewskiego do dyrektora Departamentu I MSW Sokolaka, oczywiście z nagłówkiem: „Tajne”, po latach ujawnione – dzięki czemu i my poznajemy najgłębszą tajemnicę współpracy TW „Daniela” z SB. Pismo zaczyna się sztampowo:

„Dyrektor Departamentu I MSW płk Sokolak

W odpowiedzi na Wasze pismo z dnia 11.IV.1962 r. L.dz. OCB-0493/62 dot. Passenta Daniela […]. W czasie prowadzonych z nim rozmów wymieniony często wyrażał pewne wątpliwości, czy nie mamy w stosunku do niego jakichś zastrzeżeń i dlatego nim interesujemy się. Mimo zapewnień z naszej strony wątpliwości wymienionego w dalszym ciągu istniały […]. W przeprowadzonej z nim rozmowie na powyższy temat niedwuznacznie dał do zrozumienia, że powodem, dla którego nie chce utrzymywać kontaktów z cudzoziemcami, jest obawa ażeby nie został wmieszany w jakąś nieprzyjemną historię, która skończyłaby się podobnie jak z Hollandem” (BU 002086/385 s. 26–27).

Dalej w piśmie następują pochwały, że jest zdeklarowanym komunistą, że „nie możemy [my SB] mieć zastrzeżeń natury operacyjnej”, bo „Informacje uzyskane od niego potwierdzały się z innych źródeł”. Możemy więc darować sobie dalszą lekturę esbeckiego elaboratu. Najważniejsze już wiemy: TW „Daniel” nie został donosicielem jako ideowy komunista, tylko jako tchórzliwy prymus, który chcąc się podobać, nie odmawiał bezpiece niczego. Zwłaszcza iż był pewien bezkarności – jakby chronił go magiczny pierścień Gygesa. Był pewien… Lecz z tyłu głowy miał zakodowaną opowieść o losie Henryka Hollanda, który zaszedł na zbyt wysokie piętro – i wyleciał z niego na bruk.

Dlaczego go sprawdzali

Informacji jednak przez wiele lat dostarczał. Dlaczego zatem go sprawdzali?

Powodów było kilka. Po pierwsze – rutynowa kontrola tych, którzy mieli kontakty z cudzoziemcami, wyjeżdżali za granicę itp. Ten wątek możemy pominąć. Ale w przypadku TW „Daniela” pojawiła się konieczność zastosowania kontroli dodatkowych – wskutek donosów, które omal nie zniszczyły jego kariery. Dwa przykłady.

Przykład pierwszy. Prawie nieświadomie nakablował na niego Henryk Szlajfer w czasie przesłuchania 2 lipca 1968 r. Były to nie zeznania, lecz wręcz wyznania. Wyciąg z nich trafił do Wydziału IV Departamentu III kontrolującego m.in. literatów i dziennikarzy:

„Wyciąg z protokołu przesłuchania podejrzanego Henryka Szlajfera z dnia 2 lipca 1968 r.

»Po zebraniu Adam Michnik, Irena Grudzińska, Barbara Toruńczyk, S. Blumsztajn, J. Lityński idą do Karola Modzelewskiego, a następnie na spotkanie do J. Andrzejewskiego. Z tego co wiem u Andrzejewskiego są obecni – Jasienica, Bocheński, Lipski, Mencwel, Pasent, Wirpsza. Ustalają, że w chwili wiecu literaci wystosują list do Rektora […]. Jeszcze we wtorek Eugeniusz Smolar rozmawiał z synem Sandauera, który miał ściągnąć na wiec 11-te klasy z liceum im. Narcyzy Żmichowskiej. Powiedział on, że jego ojciec wraz z innymi literatami (nie podał nazwisk) postanowili poprzeć studentów. Tak w każdym bądź razie powiedział mi Gienek Smolar«” (BU 002086/385 s. 79).

Oczywiście sprawdzono TW „Daniela”, na razie w przyjacielskiej rozmowie. Stwierdził, że niczego wspólnego z komandosami nie ma, ale wiadomość Szlajfera pojawia się jeszcze w notatce z 21 stycznia 1970 r. (s. 87).

Przykład drugi. Do kłopotów TW „Daniela” mógł też przyczynić się Adam Michnik. Również w sposób nieświadomy. W styczniu 1969 r. do krakowskiej SB wpłynęło doniesienie, którego odpis przysłano do Departamentu III. Źródłem był TWC „Jerzy Kamiński”, donos dotyczył Michnika. Więc: w „Doniesieniu” nr 352/69 (z dnia 24.01.1969) agent celny pisze:

„Rozstając się ze mną Adam Michnik, w przekonaniu bliskiego opuszczenia przeze mnie więzienia, prosił o skontaktowanie się z kilkoma osobami i załatwienie mu następujących spraw: 1) Skontaktowanie się z Jerzym Urbanem celem przeproszenia za kłopoty związane z przesłuchaniem go na okoliczność współpracy Michnika z prasą, w szczególności z redakcją »Życia Gospodarczego«. Zgodnie z prośbą Michnika miałbym wytłumaczyć Urbanowi, że ujawnienie tej współpracy nie wyszło od Michnika – który nie udzielił żadnych wyjaśnień – tylko najprawdopodobniej od Andrzeja Mencwela. Mam równocześnie zapewnić Urbana, że fakty publikowania się Michnika na łamach »Polityki« w ogóle do dzisiaj nie są znane MSW – i dlatego oficjalne pismo redakcji na ten temat, które zostało swojego czasu nadesłane i znajduje się w aktach sprawy, nie zostało w niczym podważone. (Na marginesie: Michnik nie wyjawił, czy fakt jego współpracy z »Polityką« znany był red. MF Rakowskiemu, wiedział o tym natomiast Daniel Passent, aczkolwiek wszystkie związane z tym kwestie załatwiał sam Urban)” (s. 83).

Tak więc ledwo bezpieka otrząsnęła się po wyznaniach Szlajfera, w których padło nazwisko Passenta, ledwo go oczyściła z podejrzeń o nielojalność względem PRL i SB – a tu kabel od „Kamińskiego”, który okazuje się mimowolnym kablem od Michnika – i znowu Passent! Więc kolejne sprawdzanie – i założenie wspomnianego już kwestionariusza.

Rozsądnie zbuntowany agent wpływu

W ostatniej z teczek znajdziemy także dokumenty na pozór banalne, lecz dające dużo do myślenia. Na przykład 30 stycznia 1975 insp. Kudybiński relacjonuje spotkanie z Passentem w kawiarni „Adria” (z 27 stycznia 1975 r.). Ton raportu jest niemal liryczny. Kudybiński stwierdza, że rozmowa charakteryzowała się „ociepleniem atmosfery” i że dialog z Passentem rozwija się „prawidłowo”.

Niewiele jednak brakowało, żeby nastąpiła towarzyska, a może i rodzinna katastrofa. W pewnym momencie do lokalu weszła Osiecka. Esbek pisze: „Odniosłem wrażenie, że Passent nie chce, by wiedziała, z kim rozmawia. W tej sytuacji powiedziałem, że już kończymy. Za chwilę Passent wyszedł wraz z żoną. Przed wyjściem sam stwierdził, że gdybym miał jakąś sprawę do niego, to zawsze mogę zatelefonować” (s. 144 z 200).

Nie była to jedyna tego typu rozmowa. Przywołana wyżej teczka zawiera sprawozdania z rozmów, w których oficer próbuje manipulować dziennikarzem, że o tym zbyt pozytywnie, a tutaj czegoś nie docenił. Dziennikarz czasami się zgadza, czasami się buntuje, a kiedy zarzucają mu kontakty z „komandosami” – tradycyjnie się od nich odcina. Insp. Kudybiński w pewnym momencie stwierdza: nie można liczyć na uczynienie z niego TW, ale kontakt trzeba podtrzymywać! Póki trwa „dialog”, SB ma wpływ na dziennikarza, a przez niego na środowisko. Widać, że oficer próbuje uczynić z niego agenta wpływu i że w wielu przypadkach mu się to udaje. Dlatego w meldunku operacyjnym Wydziału IV Departamentu III MSW (datowany 6 czerwca 1975 r.) kpt. Kudybiński Edward ocenia „Johna” jako źródło „stałe, wiarygodne, posiadające dalsze możliwości informowania”. A w rubryce „ocena informacji”: wiarygodne, możliwe do rozszerzenia. (s. 170). Nie wynika z tego, że Passent jest agentem, nie wynika też, że nie jest.

Ta dwuznaczność, rzec można półdziewiczość, kończy się oczyszczeniem Passenta, uznaniem go za „swojego” – i… rezygnacją z jego usług. W czerwcu 1976 r. dokumenty od „Johna” i na „Johna” zanalizował kpt. B. Piekarski (insp. Wydziału IV Departamentu III MSW) i to on wystąpił o ostateczne zakończenie kontaktów. Początkowe i końcowe zdania analizy napisanej 29 czerwca 1976 r. brzmią:

„Kwestionariusz ewidencyjny założono dnia 14.08.1970 r., powodem były kontakty wymienionego z przedstawicielami państw kapitalistycznych […]”.

„W latach 1974/75 przeprowadzono z nim rozmowy, które jak sądzę odniosły pożądany skutek. Od dwóch lat jego artykuły ukazujące się w »Polityce« są zgodne z naszą polityką [nie jest pewne, czy chodzi o PRL, czy o SB – przyp. aut.]. Pełne zaufanie i poparcie, jakie mu udziela tow. M. Rakowski – red. naczelny, czł. KC PZPR, uzasadnia złożenie sprawy do archiwum” (BU 002086/385, s. 195).

Ostateczny wniosek o zakończenie współpracy (wypisany na formularzu 28 czerwca 1976 r.) jako „powód zaniechania” podaje: „W toku prowadzenia sprawy wyjaśniono wszystkie elementy, które były powodem założenia kwestionariusza ewidencyjnego. Nie stwierdzono wrogiej działalności” (s. 198). Wniosek został zatwierdzony 29 czerwca 1976 r. przez zastępcę naczelnika Wydziału IV Departamentu III.

Post scriptum

„Daniel”/„John” był tajnym współpracownikiem SB nie tylko w potocznym sensie tego słowa – spotykał się, przekazywał informacje, lecz także w sensie, jaki ustala wykładnia Trybunału Konstytucyjnego z 1998 r. W jej świetle, aby kontakty z organami bezpieczeństwa państwa zostały uznane za współpracę, nie wystarczą kontakty ani nawet deklaracja woli (czyli podpisanie zgody na współpracę), lecz:

– donosiciel musi mieć świadomość, że kontaktuje się z przedstawicielami służb;

– współpraca musi być tajna, tzn. jej fakt i przebieg mają pozostawać tajemnicą; pracownicy instytutu socjologii wykonujący jawną analizę dla SB, nie są w myśl prawa współpracownikami SB;

– współpraca musi się „zmaterializować”, zamienić w informacje; poeta, który podpisał deklarację, a potem nie dostarczał informacji – nie współpracował.

W 2000 r. Sąd Najwyższy ten ostatni warunek rozszerzył o wymóg, by informacje były „pomocne i przydatne” organom, co rozgrzeszało zarówno wesołków pozorujących współpracę (o ile tacy byli), jak i gorliwych idiotów, dostarczających tonami informacje bezwartościowe. Od 12 lat Sąd Najwyższy nie jest w stanie określić, które informacje można uznać za bezwartościowe dla służb.

W świecie podzielonym żelazną kurtyną, chronionym tysiącami funkcjonariuszy i zasłonami dymnymi dezinformacji, ambasady pełniły rolę przyczółków, służyły rozpoznaniu sił i zamiarów przeciwnika. Wokół nich III wojna już trwała. Ambasady też zbierały informacje, werbowały agentów wywiadu i agentów wpływu. TW „Daniel” był jednym z komunistycznych wywiadowców tej wojny, pracował dla peerelowskiego MSW, a to znaczy, że pracował dla Moskwy, że pracował na rzecz rozszerzania sowietyzmu – bo ZSRS nigdy nie odrzucił marksizmu, to znaczy nie odrzucił idei podboju świata w imię tej doktryny.

Gdyby nie on i ludzie jego pokroju II Departament MSW nie byłby w stanie zdobywać informacji z tak strzeżonego terenu jak ambasada USA – główny przyczółek wroga. Przekazywane wiadomości oceniane były jako przydatne, on sam jako źródło „stałe, wiarygodne, posiadające dalsze możliwości informowania”. W ostatnim okresie kontaktów Departament III MSW poddawał go kontroli (która wypadła pozytywnie). Departament III podtrzymywał z nim „dialog” – wyciągając informacje, które jeszcze w 1975 r. oceniał jako „wiarygodne, możliwe do rozszerzenia”.

Wiedział, komu przekazuje informacje, wykorzystywał kontakty z SB w charakterze parasola – spotkał się nawet z szefem swoich prowadzących, gen. Szlachcicem, i skorzystał z jego poparcia przynajmniej raz – w sprawie wyjazdu do Wietnamu.

Współpraca pozostawała tajemnicą – zarówno dla przyjaciół z ambasady USA, jak i dla przyjaciół Żydów poza granicami kraju i dla przyjaciół w miejscu pracy; nawet dziś się jej wypiera. W 1976 r. kontakty operacyjne Departamentu III zostały z nim zawieszone. Dopiero od tego momentu mógł zacząć odzyskiwać dziewictwo. Tę szansę wykorzystał połowicznie.

Bohdan Urbankowski

JESTEŚMY LUDŹMI IV RP Budowniczowie III RP HOŁD RUSKI 9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło. Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны. Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (30)

Inne tematy w dziale Polityka